Oboje po raz pierwszy na konia wsiedli jako dzieci. Najpierw dla frajdy, z czasem zrobiło się poważniej. Były pierwsze zawody jeździeckie i pierwsze sukcesy. Dziś Agnieszka Sztandar - Sztanderska jest trenerem I klasy jeździectwa, instruktorem hipoterapii oraz magistrem rehabilitacji. Ma uprawnienia sędziowskie, a jako zawodniczka II klasę sportową w ujeżdżeniu, III klasę sportową w skokach i II klasę sportową WKKW (wszechstronny konkurs konia wierzchowego). Jej mąż, Stanisław Jaworski również jest instruktorem jeździectwa i instruktorem hipoterapii. Oprócz tego pasjonuje się też łucznictwem konnym. Dzieci Agnieszki i Stanisława nie oparły się pasji rodziców. Jeżdżą od najmłodszych lat, córka ma już na koncie pierwsze sportowe sukcesy.
Po 20 latach od przeprowadzki gospodarstwo w Pieńkach jest domem dla całej rodziny oraz blisko 30 koni. Mieści się tu też pensjonat agroturystyczny dla uczestników obozów jeździeckich, to tu jest siedziba stowarzyszenia i Klubu Sportowego Pieńki.
-Klub zajmuje się głównie organizacją obozów w okresie wakacyjnym, mamy takie obozy jeździeckie dla dzieci i dorosłych z całej Polski, ale i wielu innych krajów. Obozy są pod wszelkimi nadzorami, zgłaszane do kuratorium i sanepidu. Tym zajmujemy się od samego początku - mówi Agnieszka Sztandar - Sztanderska.
Od wielu lat KS Pieńki współpracuje też z Fundacją Na Niebiesko z Michałowa, która pomaga dzieciom z autyzmem. Kontakt z koniem, dotyk i emocje, które temu towarzyszą ułatwiają terapię dzieci w każdym wieku.
-Hipoterapia pozwala się dzieciom otworzyć. Często bywa tak, że dziecko, które na sali pracując twarzą w twarz nie robi większych postępów, po kilku godzinach pracy z koniem nagle się otwiera, a jego rozwój idzie znacząco do przodu. Koń ma wielką moc! - mówi z uśmiechem Agnieszka Sztandar - Sztanderska.
KONIE W LOCKDOWNIE
Z dala od miasta, tłumów, dużych sklepów i lokali - jakby skutki pandemii tu w ogóle nie dotarły. Tak można pomyśleć kiedy dojeżdża się przez ośnieżone pola do gospodarstwa Agnieszki i Stanisława. Niestety, lockdown dotarł też do nich, a skutki odczuwalne są na wielu płaszczyznach. Gospodarstwo nie może zapraszać gości do pensjonatu, klub nie organizuje obozów, a właściciele nie prowadzą lekcji indywidualnych. Wszystkie te czynniki wpływają na trudną sytuację finansową klubu oraz problemy z utrzymaniem i wyżywieniem koni.
-Sytuacja jest dość absurdalna, bo według rozporządzenia i podanych kodów PKD my się nie łapiemy na żadną pomoc w ramach tarczy antykryzysowej. Wiele klubów sportowych znajduje sposoby żeby to obejść, rejestrując podopiecznych w różnych związkach. Ale w przypadku ośrodków jeździeckich nie ma na to sposobu, m.in. dlatego, że chcąc zarejestrować się w Polskim Klubie Jeździeckim trzeba mieć ważne badania lekarskie, brązową odznakę jeździecką , którą poprzedza egzamin oraz być zarejestrowanym zawodnikiem. Nie ma więc sposobu na to, by umożliwić naszym uczniom jazdę - wyjaśnia Agnieszka Sztandar - Sztanderska. -Konie zjadają zapasy, a my ograniczyliśmy wszelkie wydatki - dodaje.
Ale trudna sytuacja finansowa to nie jedyny problem. Kolejny, równie poważny, to przymusowy urlop, na który skazani są czworonożni mieszkańcy gospodarstwa w Pieńkach. Ich właściciele obawiają się, że powrót do "pracy" nie będzie łatwy: - W normalnym czasie Klub ma blisko 60 podopiecznych przyjeżdżających na jazdy, a i tak konie nie pracują tylko pod siodłem. Sami też z nimi pracujemy, jeździmy do lasu, lonżujemy. To wymaga wiele czasu i energii, żeby nawet młody koń mógł dobrze pracować z dziećmi. Ale teraz kiedy nikt nie przyjeżdża na jazdy, nie jesteśmy w stanie sami pracować z 30 końmi, gdzie każdy z nich potrzebuje kilku godzin jazdy i treningu tygodniowo. One bardzo dużo na tym tracą. Zarówno w kwestii sprawności fizycznej jak i dyscypliny.
Jakie będą najbliższe miesiące - nie wiadomo, ale jeźdźcy z Pieniek starają się być dobrej myśli. Wierzą, że tegoroczne lato będzie bardziej aktywne, zarówno dla nich jak i ich czworonożnych przyjaciół. W końcu przyjaciele trzymają się razem.