LIST OD CZYTELNIKA. Walka z czasem na białostockich basenach. Komu ona potrzebna?

Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem przelania na "papier" jednej z rzeczy, która strasznie mnie irytuje w białostockich pływalniach: naliczanie czasu od momentu przekroczenia wejścia do szatni. I wyścigu z czasem...

Czytelnik: Dlaczego płacąc za godzinę

Czytelnik: Dlaczego płacąc za godzinę

Szybki trucht do szafki, zrzucenie ubrań i biegiem do wody. Prysznice to tylko strefa, którą należy przebiec jak najszybciej żeby znaleźć się w basenie. Zastanawiam się, gdzie tu miejsce na zachowanie jednej z podstawowych zasad higieny na basenie, tj. prysznica przed wejściem do wody? W zamian za to mamy większość osób kompletnie omijających ten etap. Dlaczego? To proste: bo ucieka im już czas, więc dlaczego mają go tracić na kąpanie się przed? W zamian za to, podejrzewam, że pływalnia musi zużywać większe ilości chloru do czyszczenia wody, ale to już inna kwestia. Powiedzmy, że dzięki "optymalizacji" czasu spędzonego w szatni, udaje nam się po dwóch minutach być w wodzie. Zostaje nam 58 minut pływania. Niestety, tylko w teorii. Pamiętajmy, że zegar zatrzyma nam się dopiero po wyjściu z szatni i dojściu do kas. Tym samym, jeśli chcemy się spokojnie wykąpać pod prysznicem, wytrzeć, przebrać i - o zgrozo - wysuszyć włosy, powinniśmy opuścić basen na ok. 10-15 minut przed końcem czasu. Szczytem bezczelności jest umieszczenie suszarek do włosów jeszcze w płatnej strefie (przykład basenu przy ul. Włókienniczej).

Podsumowując: jeśli chcemy w pełni dostosować się do regulaminu pływalni, czyli biorąc prysznic przed, następnie zgodnie z zasadami higieny wziąć prysznic po i dokładnie się wytrzeć (latem to nie problem, ale jesień/zima to okres, w którym łatwo się po takiej wizycie przeziębić) - efektywny czas spędzony na pływalni to ok. 45 minut. Stajemy więc przed wyborem: albo spędzamy mniej czasu w wodzie, albo dopłacamy. Być może dla jednego kwoty dopłaty nie są duże, ale dla innej osoby mogą się okazać sporym wydatkiem. Sam byłem świadkiem sytuacji, w której ojciec z dwójką dzieci spędzili na pływalni ok. 35 minut, żeby zdążyć opuścić szatnie w godzinę. Czy naprawdę tak wielką stratą dla BOSiR-u byłoby rozpoczęcie naliczania czasu od momentu wejścia do strefy pływania/relaksu? (basen przy włókienniczej i tak posiada bramki przy wejściu do każdej ze stref, więc technicznie nie powinno to stanowić większego wyzwania). Czy dodanie buforu 10-15 minut na przebranie się i wysuszenie od momentu wejścia do szatni po zakończeniu pływania byłoby czymś strasznym? Czy naprawdę musimy płacić za to, że chcemy bez pośpiechu i dokładnie się wykąpać przed i po czy przebrać i wysuszyć włosy? Jestem ciekaw czy kwota dopłat za przekroczenie czasu pokrywa w tej chwili koszty zużywanego chloru itp.

Bywałem na wielu pływalniach i aquaparkach. Oczywiście, białostockie pływalnie nie są w tej kwestii wyjątkiem - ale w nowszych, remontowanych pływalniach normą jest umieszczenie czytnika za szatniami i naliczanie dopłat po przekroczeniu tych 10-15 minut spędzonego czasu w szatni. Niczym przyjemnym nie jest oglądanie truchtających w pośpiechu i przepychających się po szatniach ludzi, którzy nie mają ochoty dopłacać za normalne czynności "okołobasenowe". Nie jest również przyjemnie wychodzić z szatni, podchodzić do kasy i czekać na wyrok od, z reguły niezbyt sympatycznej pani, która naliczy nam te kilka złotych dopłaty, jeśli nie daliśmy się wciągnąć w szatniany wyścig z czasem. Niedługo będzie gotowy nowy, wyremontowany basen przy ul. Stromej. Czy tam też czeka nas walka z czasem? Czy dalej, płacąc za godzinę "pływania" musimy przeliczać w głowie ile czasu rzeczywiście możemy spędzić w wodzie?

Zobacz również