Kufer przywieziony z Sybiru - trafił do MPS

Listopadowy „Eksponat Miesiąca” w Muzeum Pamięci Sybiru to kufer przywieziony z Sybiru przez Florentynę Ojer.

[fot. Muzeum Pamięci Sybiru]

[fot. Muzeum Pamięci Sybiru]

– Miałem wtedy 5 lat, jak wróciła. Jak mama przyszła, to był późny listopadowy wieczór, temperatura zimowa. Drzwi otworzyły się i weszła. Ja zawołałem: „Mama!”, ale moja trzyletnia siostra zawołała: „Ciocia!”. Bała się, nie chciała podejść – wspominał Wiesław Ojer, syn Florentyny. W przejmującej opowieści przedstawił okoliczności, w jakich jego matka została zesłana na Syberię.

Rodzina państwa Ojer zamieszkiwała tereny, które dziś leżą w granicach zachodniej Białorusi. 13 grudnia 1944 roku w Mościcach Górnych (przedwojenny powiat brzeski województwa poleskiego) NKWD aresztowało Florentynę Ojer. Wojna teoretycznie dobiegała końca, ale nie oznaczało to kresu sowieckich represji. Zabrana z domu, została zmuszona do pozostawienia męża i dwójki dzieci.

Mąż Florentyny, Henryk, działał w partyzanckiej Armii Krajowej. Ponieważ rodzina mieszkała nad samym Bugiem, zajmował się przewozem kolegów partyzantów na drugą stronę rzeki. – Był takim przewozowym – opowiadał Wiesław Ojer. – Matka wychodziła nad Bug i po drugiej stronie przychodził ojciec i zawsze chcieli ze sobą pogadać. Rosjanie, gdy dotarli do Buga, ustawili granicę i wszystko kontrolowali. Raz czy dwa zwracali uwagę, aż pod koniec roku przyszli i aresztowali ją na przesłuchanie. Początkowo zawieźli ją do Domaczewa, później do Brześcia, gdzie do końca roku czekała na przesłuchanie. W styczniu zapakowali moją mamę do pociągu. To był pociąg towarowy – bez okien, drzwi, siedzeń. Taki, jak nieraz widzicie do przewozu zwierząt czy węgla: boczne ściany, dach, a na środku duże suwane drzwi. Były tylko takie małe słupki, okienka i nic więcej – ani ubikacji, ani pieców do grzania. Jechali chyba dwa czy trzy miesiące i dopiero wysadzili ich na kilkudniową przerwę w jakimś łagrze, gdzie mogli się umyć, ogrzać, może trochę zjeść. W czasie jazdy, w wagonie, w którym było około 40 osób, dostawali rano po bochenku chleba – to było całe ich jedzenie. Woda była nie zawsze zdatna do picia. Do załatwiania potrzeb fizjologicznych stała beczka – innych możliwości nie było. I tak jechali kilka miesięcy, ogrzewali się tym, co mieli, ale przeważnie niewiele tam mieli – mówił.

Florentyna Ojer najpierw trafiła w okolice Workuty, gdzie pracowała przy poszerzaniu koryta rzeki. W kolejnych miesiącach przenoszono ją do innych obozów, w tym m.in. łagru Kniaź-Pogost.

Po dwóch latach przebywania w ciężkich warunkach – narażona na silne mrozy, pracę ponad siły i ciągłe przesłuchania – pod koniec września 1946 roku została zwolniona. Florentyna przyjechała w rodzinne strony, konkretnie do Brześcia, znajdującego się już w granicach Związku Sowieckiego, gdzie mieściło się biuro repatriacyjne. Zaświadczenie o prawie do wyjazdu do Polski otrzymała w Baranowiczach, później dotarła do Sławatycz, gdzie odnalazła męża i dzieci.

Florentyna Ojer przywiozła z Syberii kufer, który został przekazany przez rodzinę do Muzeum Pamięci Sybiru. Można go zobaczyć w ramach listopadowej odsłony cyklu „Eksponat Miesiąca”.

Zobacz również