Jakie szpitale zajmą się ewentualnymi chorymi? To te, gdzie funkcjonują oddziały zakaźne. W Białymstoku to Uniwersytecki Szpital Kliniczny i Uniwersytecki Dziecięcy Szpital Kliniczny.
- Jesteśmy przygotowani - zapewnia Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK. Jak mówi, w szpitalu przy ulicy Żurawiej, gdzie są oddziały zakaźne, jest już przygotowanych 31 sal-izolatek. To na początek. Jeśli jednak okaże się, że chorych jest więcej i że każdy z nich jest zarażony tym samym wirusem, będzie można ich kohortować, czyli na jednej sali kłaść dwóch czy trzech pacjentów - miejsc będzie automatycznie więcej. - Maksymalnie jesteśmy w stanie przyjąć 72 pacjentów - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk.
Opowiada, że szpital ma też maseczki i kombinezony zabezpieczające personel. Na jaki czas jednak tego wystarczy, nie jest w stanie określić. - Wszystko zależy od tego, ilu będziemy mieli pacjentów - mówi. I dodaje, że szpital wystąpił już do Agencji Rezerw Materiałowych o uzupełnienie zapasów.
Szpital za to nie ma testów do wykrywania koronawirusa. - Wszystkie próbki wysyłamy do Warszawy. Wynik dostajemy w ciągu doby - mówi rzeczniczka. I przyznaje, że już od siedmiu pacjentów trzeba było wysłać próbki. Wyniki wszystkich - na szczęście - okazały się ujemne.
W sieci jednak pojawiły się relacje osób, które poczuły się przez lekarzy zignorowane. Opisują, że wróciły z Włoch, że mają gorączkę, a nikt się nimi nie interesuje.
- Wszystko jest pod kontrolą - zapewniają i dr Iwona Sienkiewicz, i Katarzyna Malinowska-Olczyk.
- Jeżeli ktoś wraca z regionu, gdzie panuje koronawirus, i ma objawy choroby, albo miał kontakt z osobą zarażoną, jest poddawany obserwacji - opowiada rzeczniczka szpitala. Podkreśla, że od każdej osoby jest zbierany dokładny wywiad. - Jeśli coś zaniepokoi lekarza, zapada decyzja o pobraniu próbki bądź skierowaniu na obserwację.
- Wszystko też zależy, z jakiego terenu Włoch wraca dana osoba - dodaje dr Iwona Sienkiewicz. - Nie każdy teren Włoch należy do wysokiego ryzyka. A czasami może być tak, że po zebraniu informacji lekarz dojdzie do wniosku, że obserwacja nie jest konieczna.
Dr Sienkiewicz zwraca też uwagę, że obserwacja to nie jest to samo co kwarantanna. Tej drugiej, w odosobnieniu, są poddawane osoby, które miały kontakt z osobą zarażoną. TAkich w Białymstoku też na szczęście nie ma.