Kobieta walczy z burmistrzem Michałowa o transport syna

Mieszkanka Michałowa domaga się od burmistrza, by ten zapewnił bezpłatny transport jej niepełnosprawnemu synowi do szkoły w Białymstoku. Burmistrz się na to nie godzi, bo - jego zdaniem - byłoby to niesprawiedliwe wobec innych dzieci, a i michałowska szkoła spełnia wszystkie potrzeby rozwojowe chłopca. Choć zapadł negatywny dla gminy sądowy wyrok w tej sprawie, transportu jak nie było, tak nie ma. W Urzędzie Miejskim interweniowali wiceminister sprawiedliwości wraz z wicemarszałkiem województwa.

[fot. bia24.pl]

[fot. bia24.pl]

Katarzyna Luszewska mieszka w Michałowie. Ma nastoletniego syna z niepełnosprawnością, który posiada orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. Chłopiec w przeszłości uczył się w lokalnej szkole, był pod opieką nauczyciela wspomagającego. Miał indywidualny tok nauczania.

- Dziecko było wycofane, zlęknione. Samo było na przerwach, nie miało kolegów, przyjaciół. Źle wspomina Szkołę Podstawową w Michałowie. Teraz jesteśmy w Zespole Szkół nr 16 w Białymstoku, to jest szkoła specjalna. W tej szkole się dziecko odnalazło, poszło do przodu, jest bardziej samodzielne, ma wielu przyjaciół. Czuje się komfortowo i jest zadowolone - mówi Katarzyna Luszewska.

I o transport do wspomnianej szkoły chodzi w tej całej historii. Od poniedziałku do piątku mieszkanka Michałowa jeździ z dzieckiem autobusem do Białegostoku. Tu przesiadają się w komunikację miejską. Po zostawieniu dziecka w placówce, Katarzyna Luszewska wraca do Michałowa w ten sam sposób, w jaki z niego przyjechała. Kilka godzin później historia zatacza koło, gdy jedzie do Białegostoku nastolatka odebrać i razem z nim powrócić do domu.

- To są 4 godziny dziennie, z tym że mam jeszcze młodsze dziecko, którym też muszę się zająć. Ma 10 lat, jest w III klasie podstawówki, potrzebuje mojej uwagi, pomocy - potrzebuje matki, a to jest czas odbierany - dodaje Luszewska i przyznaje, że musiała zrezygnować z pracy, by dowozić syna z niepełnosprawnością.

Propozycje burmistrza i sądowa batalia

Kobieta w 2021 r. zawnioskowała do gminy Michałowo o to, by ta organizowała bezpłatny transport syna do białostockiej szkoły. Samorząd odmówił. Burmistrz Marek Nazarko zaproponował Katarzynie Luszewskiej, by dziecko dalej uczyło się w michałowskiej placówce.

Dyrekcja Zespołu Szkół w Michałowie utrzymuje, że "jest w stanie zapewnić zalecenia specjalistów do korekcji i kompensacji zaburzeń funkcji, dla potrzeb ucznia zgodnie z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego".

Drugą propozycją burmistrza był internat - gmina woziłaby chłopca do Białegostoku w poniedziałki i odwoziła do Michałowa w piątki. Marek Nazarko twierdzi, że tak rozwiązywana jest sytuacja wielu innych dzieci z niepełnosprawnościami w gminie. Trzecia opcja to refundacja kosztów przejazdu ucznia i jego opiekuna.

Mieszkanka Michałowa nie przystała na propozycje burmistrza, dalej chciała bezpłatnego transportu dla jej syna każdego dnia szkoły. Po konsultacjach z Kuratorium Oświaty i rzecznikiem praw dziecka udała się ze skargą na decyzję samorządu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Białymstoku. Sprawę wygrała. A Naczelny Sąd Administracyjny w czerwcu br. oddalił kasację burmistrza i utrzymał wyrok.

Jak wskazywał sąd: choć gmina nie ma automatycznego obowiązku zapewnienia bezpłatnego transportu czy zwrotu kosztów przejazdu dziecka do każdej wybranej przez rodzica szkoły, a do najbliższej, to Zespół Szkół w Michałowie nie może być w tej sytuacji brany pod uwagę - mógłby realizować jedynie część zaleceń wynikających z orzeczenia o potrzebie specjalnego kształcenia.

Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że "najbliższą" placówką edukacyjną dla syna Katarzyny Luszewskiej jest Zespół Szkół nr 16 w Białymstoku. Mamy październik, a jednak bezpłatnego transportu samorząd Michałowa nadal nie zapewnił. Zdaniem burmistrza wyrok dotyczy roku szkolnego 2021/2022, a nie wskazuje, jak powinna postępować gmina w kolejnych latach.

Interwencja wicemarszałka i wiceministra

O sytuacji opowiedział dziennikarz Jakub Hnat w ramach programu Polsatu "Interwencja" (dodajmy, że w opinii burmistrza Marka Nazarki nierzetelny). I pokłosiem tego wideo była dzisiejsza (11.10) konferencja prasowa zorganizowana przed Urzędem Miejskim w Michałowie.

Przed dziennikarzami stanęła Katarzyna Luszewska wspólnie z kandydatami Prawa i Sprawiedliwości w nadchodzących wyborach do Sejmu RP - wicemarszałkiem województwa podlaskiego Sebastianem Łukaszewiczem oraz Sebastianem Kaletą, wiceministrem sprawiedliwości.

- W tej sprawie mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją, mianowicie pan burmistrz Nazarko po prostu ignoruje wyroki sądów. Ja z tymi wyrokami się zapoznałem i jestem po nich jeszcze głębiej przekonany co do racji pani Katarzyny. W tych wyrokach jasno jest rozstrzygnięte przez sąd, że gmina musi zapewnić dowóz do szkoły w Białymstoku niepełnosprawnemu synowi pani Katarzyny - powiedział Sebastian Kaleta.

Sebastian Łukaszewicz zaznaczył, że złoży do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez burmistrza dot. niewykonywania wyroków sądu w tej sprawie. Ponadto, jeżeli burmistrz w odpowiedzi na pisemne wezwanie wicemarszałka nie zapewni bezpłatnego transportu kobiecie i jej dziecku w ciągu 7 dni od otrzymania takiego wezwania, to zwróci się do wojewody podlaskiego o podjęcie działań zmierzających do odwołania Marka Nazarki z funkcji burmistrza.

Po zakończeniu konferencji prasowej, Katarzyna Luszewska i wspierający ją politycy zostali zaproszeni do Urzędu Miejskiego w celu wyjaśnienia sprawy.

Pozornie spokojne spotkanie

Matka chłopca oraz Sebastian Łukaszewicz i Sebastian Kaleta udali się do gabinetu burmistrza. Usiedli przy stole, gdzie czekali na nich Marek Nazarko oraz Maria Ancipiuk, przewodnicząca Rady Miejskiej w Michałowie. Rozmowa trwała ok. pół godziny. Zaczęło się dość spokojnie.

Marek Nazarko argumentował, że gmina podjęła wysiłki w celu porozumienia z Katarzyną Luszewską. Wskazywał również, że rozmawiał na temat sytuacji jej syna z radnymi, którzy zgodnie orzekli, że jedno dziecko "nie może liczyć na lepsze traktowanie od pozostałych".

A dzieci z niepełnosprawnościami w Zespole Szkół w Michałowie jest 26. Burmistrz podkreślał, że samorząd wciąż jest chętny, by zwracać kobiecie koszty transportu. Podtrzymał swoje zdanie, że orzeczenie sądowe dotyczy wyłącznie lat 2021-2022, a o przyszłych nie ma w nim mowy.

- Zapewne pana doradcy panu wskazali, że kwestia wyboru szkoły nie leży po stronie gminy. Pan próbuje narzucić pani Katarzynie, żeby kontynuowała dowóz swojego dziecka w takich warunkach, jak dotychczas w sytuacji, kiedy to orzecznictwo sądu wskazuje, że tutaj gmina ma obowiązkek zapewnienia tego dojazdu - odpowiadał mu wiceminister Kaleta.

Stwierdził, że skoro gmina dysponuje pojazdem do przewozu osób (samochód kupiony dzięki dotacjom innych samorządów wykorzystywany w ramach tzw. Mobilnego Punktu Pomocy, przyp. red.), to Michałowo mogłoby z jego pomocą taki transport Katarzynie Luszewskiej i jej dziecku zapewnić. "Wszyscy byliby zadowoleni" - uznał Sebastian Kaleta. - Przede wszystkim ten chłopiec mógłby dalej uczęszczać do szkoły, która zgodnie z wyrokiem sądu jest prawidłową szkołą dla niego - dodał.

Marek Nazarko nie odniósł się do tej sugestii. Wskazywał natomiast, że w sądzie reprezentował go pełnomocnik, który nie znał wszystkich szczegółów sprawy. Na ewentualną kolejną rozprawę wybierze się sam. 

"Dyskusja z panem naprawdę jest bez sensu"

Rozmowa zrobiła się bardziej żywiołowa, gdy przywołano program "Interwencja" Polsatu. Sebastian Łukaszewicz pytał Marka Nazarkę, czy ten pokazał środkowy palec Katarzynie Luszewskiej, co miała zarejestrować kamera. Wtrąciła się Maria Ancipiuk, która była wtedy na miejscu i stwierdziła, że "nie było takiej sytuacji".

Później Marek Nazarko przekonywał matkę nastolatka z niepełnosprawnością, że burmistrz nie ma kompetencji, by podważać opinię dyrekcji Zespołu Szkół w Michałowie, że ta byłaby w stanie zapewnić odpowiednie warunki do nauki dziecka.

Wskazywał także, że nie może utworzyć w tej szkole oddziału specjalnego, gdyż nie ma ucznia, który ma taką potrzebę. Dopiero gdy syn Łuszewskiej zacząłby do niej uczęszczać, dałoby się taki oddział utworzyć - "tak wygląda procedura" - tłumaczył. Wracał ponownie do tego, że wyrok jego zdaniem dotyczy poprzednich lat.

- Dyskusja z panem naprawdę jest bez sensu - odpowiadał Sebastian Kaleta. - Sąd orzekł, że pani Katarzyna miała 100 proc. racji, jeśli chodzi o formę realizacji pana obowiązku (...). To, że chodzi o konkretny rok szkolny wynika z tego, że na konkretny rok szkolny się wnioskuje. Pani Katarzyna ma pełne prawo oczekiwać od pana realizacji tego obowiązku - mówił.

"Pan próbuje się poza Michałowem pokazywać jako osoba humanitarna, pomagająca potrzebującym, a pan swojego mieszkańca, młodego chłopca, który potrzebuje pomocy ignoruje" - określił wiceminister sprawiedliwości. Marek Nazarko powiedział, że nie ma potrzeby składania przez wicemarszałka Łukasiewicza zawiadomienia do prokuratury w tej sprawie, gdyż już ma trwać postępowanie.

Końcówka dyskusji przybrała bardzo nerwowy charakter. Obie strony sporu zarzucały sobie, że spotkają się w sądzie. Burmistrz Michałowa wraz z przewodniczącą Rady Miejskiej przekonywali, że mają dowody m.in. na to, że kobieta wcale nie dojeżdża z synem do Białegostoku każdego dnia. Luszewska ledwo powstrzymywała płacz. Łukaszewicz zarzucał gminie "brak dobrej woli".

Wrażenia "na gorąco"

Po zakończeniu dyskusji rozmawialiśmy ze stronami na temat wrażeń ze spotkania.

- Niestety nie zapowiada się na to, że pan burmistrz będzie chciał pomóc mieszkance swojej gminy, ale pomóć w takiej formie jaką nakazuje prawo. Myślałem, że pan burmistrz wcześniej nie chciał zaprosić pani Katarzyny do siebie, że uznał, że może warto porozmawiać, przekazać swoje argumenty i własne rozwiązania. Zaczął atakować panią Katarzynę w sytuacji, kiedy sam wykazywał, że wygrała sprawę w sądzie, kombinować coś, żeby znowu go do sądu pozywano. Tak nie postępuje włodarz miasta, tak nie postępuje odpowiedzialny gospodarz - mówił Sebastian Kaleta.

- To sytuacja, która została wykreowana tylko i wyłącznie na potrzeby polityczne, bo ona nie ma nic wspólnego z rzetelnością. Przecież u nas 26 dzieci się uczy z orzeczeniami, także ze szkołą nie ma żadnego problemu. Jeżeli matka ma też inne zapatrywania, to też chcemy wyjść im naprzeciw i dziecko dowozić w poniedziałki i odwozić w piątki. Jesteśmy też w stanie zwrócić koszty (...). Panu ministrowi czy panu marszałkowi brakowało elementarnej wiedzy w tej sprawie - odpowiadał Marek Nazarko.

Burmistrz w rozmowie z nami podkreślał też koszty przedsięwzięcia. Zwrot pieniędzy za dowóz dziecka pani Katarzyny do Białegostoku byłby obciążeniem budżetu gminy rzędu 2,5 tys. zł. W przypadku zapewnienia bezpłatnego transportu przez samorząd - nawet kilkudziesięciu tys. zł (m.in. paliwo + kierowca).

Galeria

Zobacz również