A dlaczego drożej? Sami sobie trochę jesteśmy winni. Bo gdybyśmy nie wykupili całego mięsa ze sklepów - producenci nie podnieśliby pewnie jego ceny. A tak...
- My marży nie podnieśliśmy nawet o 1 proc. - zapewnia Janusz Kulesza, prezes PSS Społem w Białymstoku.
Wiele słów podziękowania dla handlowców padło podczas poniedziałkowej konferencji prezydenta Tadeusza Truskolaskiego i jego zastępców. Nic dziwnego - piątek i weekend był ciężki dla wszystkich pracujących w handlu. Białostoczanie ruszyli na zakupy już w piątek. Ci, którzy odłożyli to do soboty - zastali puste półki, zwłaszcza na stoiskach mięsnych, z nabiałem, konserwami czy warzywami. Wykupione niemal do cna zostały też środki czystości.
To efekt zapowiedzi rządu dotyczących ograniczenia handlu. Nie uwierzyliśmy, że sklepy spożywcze nie zostaną zamknięte. Każdy chciał zrobić zapasy.
- Jesteśmy na pierwszej linii ognia - mówi Sylwia Olechno, dyrektor sieci sklepów Chorten. Zapewnia, że nie ma przesłanek, żeby personel sklepów nie przyszedł do pracy. - Apeluję o zachowanie spokoju. To będzie najlepszym lekarstwem dla nas wszystkich. Efekt paniki wywołał efekt brak niektórych rzeczy na rynku. I podniesienie niektórych cen. Ale jesli zachowamy spokój i rozwagę, sytuacja będzie się stabilizować. Panika wywołuje lęk i strach. A jak wszyscy będziemy pozytywni i i spokojnie do tego podchodzić, to łatwiej wytrwamy w tej sytuacji - mówi.
Janusz Kulesza, prezes PSS Społem, zapewnia, że i sklepy tej sieci będą pracować. - Ograniczenie handlu dotyczy w naszym przypadku w zasadzie tylko Centralu - mówi. Cały czas czynne są wszystkie sklepy spożywcze i większość barów. Posiłki można kupować w tych, które działają przy sklepach i gdzie można je zamawiać przez okienko drive.
Dostawy nowego towaru również nie są zagrożone. Tyle tylko, że - jak przyznaje prezes - ceny niektórych rzeczy są dużo wyższe niż chociażby przed tygodniem. To decyzja producentów i hurtowników. - My naszych marży nie podnieśliśmy nawet o jeden procent - zapewnia. Mówi też, że normalnie będą działać i piekarnie, i zakłady przetwórstwa, do których cały czas docierają nowe dostawy produktów. A nawet, jeśliby nie docierały, zapasów mają tyle, że mogłyby działać jeszcze przez kilka miesięcy.
Zmiany będą tylko w sklepach. Już teraz do pracy nie są dopuszczani ci sprzedawcy, którzy niedawno wrócili z zagranicy. Lub z takich podróży wrócili ich bliscy. Bardziej niż zwykle wyśrubowane są też normy sanitarne. Pracownicy na bieżąco dezynfekują lady czy uchwyty wózków. Do sklepów na raz wpuszczana jest też określona liczba klientów - tak, by możliwe było zachowanie bezpiecznych odległości między nimi oraz między klientami a personelem.