Fotografka z Supraśla została wyróżniona w prestiżowym konkursie

Fotografka z Supraśla - Ewelina Lewkowicz-Żmojda - została wyróżniona w międzynarodowym konkursie ND Awards 2021. Jej zdjęcie pt.:"Modern Fairy" zostało docenione, otrzymało wyróżnienie Honorable Mention w kategorii Professional: People: Fashion/Beauty. Fotografia przedstawia młodą kobietę (w roli modelki Magdalena Kostecka).

Wyróżnione zdjęcie nosi tytuł "Modern Fairy". Zostało wykonane w Ogrodzie Sztuki w Supraślu, w roli modelki - Magdalena Kostecka [fot. Ewelina Lewkowicz-Żmojda]

Wyróżnione zdjęcie nosi tytuł "Modern Fairy". Zostało wykonane w Ogrodzie Sztuki w Supraślu, w roli modelki - Magdalena Kostecka [fot. Ewelina Lewkowicz-Żmojda]

Ewelina Lewkowicz-Żmojda – fotografka z Supraśla wzięła udział w konkursie Neutral Density Photography Awards. Jak mówi, wyróżnienie w międzynarodowym konkursie fotograficznym to gwarantowane przyspieszenie akcji serca.

- To jeden z najbardziej profesjonalnych konkursów w branży. Radość jest tym większa, że nadesłano tysiące pięknych fotografii, a konkurencja była ogromna. Wśród jury znajdują się właściciele galerii sztuki, wydawcy, redaktorzy i oczywiście fotografowie. Nie byłoby tego sukcesu bez mojej wspaniałej modelki Magdaleny Kosteckiej - mówi doceniona fotografka.

Wyróżnione zdjęcie nosi tytuł "Modern Fairy". Zostało wykonane w Ogrodzie Sztuki w Supraślu.

Kilka lat temu Ewelina Lewkowicz-Żmojda wraz z koleżanką fotografką Martą Żynel założyła profil społecznościowy na Facebooku „Baśniowy Supraśl”. Strona szybko zaskarbiła sobie grono wiernych fanów, którzy są najlepszym dowodem na to, że urokliwe podlaskie miasteczko - Supraśl - potrafił rozkochać w sobie wiele osób - nawet tych z odległych krańców świata.

- Kocham fotografię, uwielbiam spacery z aparatem. Równie mocno lubię pisać. Blog „Baśniowy Supraśl” to połączenie kilku pasji: do Supraśla, fotografii, pisania i dzielenia się spostrzeżeniami z innymi – pisze na stronie „Baśniowy Supraśl” fotografka.

Postanowiliśmy skontaktować się z panią Eweliną i zdać jej kilka pytań, dotyczących jej największej pasji – fotografowania.

Od jak dawna Pani fotografuje i skąd wzięła się pasja do fotografii?

Zaczęło się bardzo niewinnie, bo jak każde dziecko chciałam mieć własny aparat. Nie był to jakiś super sprzęt, ale do pstrykania zdjęć podczas szkolnych wycieczek wystarczył. Oczywiście był to aparat analogowy, zatem należało dobrze przemyśleć, na co się poświęci te cenne 24 lub 36 klatek kliszy Kodak. Potem za pierwszą prawdziwą wypłatę kupiłam nieco wyższej klasy cyfrówkę. Tu już nie było ograniczeń co do liczby zdjęć. Zauważyłam wtedy, jak wiele z nich po zgraniu na dysk odrzucam, bo nie są dobre, choć oko patrzyło na tak piękny widok. Wtedy krok po kroku poznawałam tajniki obróbki, wybrałam się na pierwszy kurs fotografii od podstaw. Po nim coraz bardziej świadomie wybierałam kadry, czy to podczas rodzinnych spotkań, wycieczek czy fotografując Supraśl. To jemu wykonałam w życiu chyba najwięcej zdjęć. Oraz dzieciom mojej siostry, takie są słodkie. Mają szczęście do rodzinnego fotografa. Dzięki temu, że zabieram aparat na każde ich urodziny, czy inne spotkania przy stole, mają albumy pełne zdjęć. Takie świadome fotografowanie praktykuję więc około 10 lat. 

Mówi się, że fotografia to dziedzina, w której najszybciej i najskuteczniej można nauczyć się na własnych błędach? Jaką wiedzę według Pani trzeba posiadać, by zostać profesjonalnym fotografem?

Na pewno przestawić się z trybu automatycznego pstrykania na świadome fotografowanie z manualnymi ustawieniami. Gdy fotograf zrozumie wagę światła w fotografii i zacznie tego światła się uczyć, to szybko zauważy rozwój. Zresztą sam termin fotografia składa się z dwóch greckich słów: światło i pismo. Fotografując, piszemy światłem. W fotografii, jak w każdej innej dziedzinie, są pewne mody, przelotne trendy. Teraz na przykład w ślubnej fotografii panuje moda na zdjęcia nieco zaszumione, jak za dawnych lat. Pożądana jest miękkość i wcale nie idealna ostrość. Ktoś niewprawiony, po obejrzeniu takiego reportażu może powiedzieć – przecież tu połowa zdjęć jest nieostra. A liczy się mocny kadr, wrażenie, unikatowość. Kolory też przestały być tak intensywne, jak z gazety. Sama zachwycam się wygaszeniem, wyciszeniem, tajemnicą na zdjęciach z nutką vintage. Za to operowanie światłem i naprawdę ciekawe ujęcie – to pozostaje niezmienne od lat. 

A kogo, bądź co najtrudniej sfotografować?

Mnie zachwyca fotografia ulicy, tzw. street photo. Namiętnie oglądam zagraniczne albumy z takimi zdjęciami, podziwia ciekawe kadry pokazujące ten „decydujący moment”, gdy fotograf zdążył zatrzymać w kadrze coś naprawdę mocnego, co za sekundę już nie miało miejsca. Niestety, w najbliższej mi okolicy, ale myślę że ogólnie w Polsce, bardzo trudno się uprawia taki rodzaj fotografii. Próbowałam, ale gdy tylko ktoś zauważy skierowany w jego stronę obiektyw, zaraz zasłania twarz i kategorycznie każe przestać. Ludzie mają w sobie jakiś strach...nie wiem, przed ośmieszeniem się? Może obawiają się o to, gdzie takie zdjęcie się ukaże. Próbowałam wręcz już takiej fotografii, z uprzednim zapytaniem, czy mogę zrobić zdjęcie. Najczęściej spotykam się z odmową. Nie chcę naruszać niczyjej prywatności, dlatego pasuję. Na spacerze z aparatem ludzie występują u mnie najczęściej więc w tle, jako element obrazu, a nie głowni bohaterowie. Szkoda, bo naprawdę często widuję scenki w mojej codzienności, które byłyby godne zapisania. Takie fotografie przecież przeszły do kanonu, jak u moich fotograficznych mistrzów: Roberta Doisneau, Henri Cartier Bresson, Vivian Maier. Tam gdzie fotografowali, na ulicach Paryża i Nowego Jorku, działo się tak wiele, że nie wytrzymałabym też bez aparatu. To jak pisanie książki o miejscu, w którym się żyje. Niektórzy mają ogromną potrzebę rejestracji rzeczywistości. Może dlatego postanowiłam zająć się m.in. fotografią ślubną. Tam gotowych kadrów jest mnóstwo, a jako wynajęty fotograf mam legitymizację do wykonywania zdjęć. Nikt się nie wzbrania, sami raczej się  ustawiają. Często można ustrzelić mięsiste, ciekawe ujęcia.

Na na swoim blogu „Baśniowy Supraśl” pisze Pani, że uwielbia spacery z aparatem. Oznacza to, bliższe i dalsze podróże są pretekstem do fotografii czy jest zupełnie na odwrót?

Od kilku miesięcy rzeczywiście marzą mi się takie wyjazdy, gdzie jadę głównie po to, by fotografować. Na początek jakieś inspirujące polskie miasto, gdzie zaszyję się w tłumie, nikt mnie nie rozpozna i będę mogła się nieco wyżyć na ulicach. Wiem jednak, że prawdziwą lekkość fotografowania czuję dopiero za granicą. Jako studentka, przez jeden semestr mieszkałam w Stambule w Turcji. Aparat był mi tam trzecim okiem. Gdyby nie zdjęcia, jakie przywiozłam z tego pobytu, dziś wiele z tych miejscówek, ulotniłoby mi się z pamięci. Do tej pory jednak celem był wyjazd, aby poznać dane miasto i kulturę miejsca, a przy okazji uwiecznić je aparatem. Mówi się coraz częściej, by podczas podróży, odłożyć komórkę czy cyfrówkę i skupić się na doznaniach, doświadczyć ducha miejsca, jego genius loci. Jest to część prawdy. Komórkowi fotografowie rzeczywiście często przesadzają, bo z tych tysiąca napstrykanych zdjęć, zapewne dobrych będzie zaledwie kilka. Wiele z tych samych ujęć można sobie odpuścić, a sobie dać czas na przeżywanie chwili. Ja jednak staram się wpierw nieco zrozumieć miejsce, poczuć je, a następnie wyłuskać z niego pewną esencję. Oglądam potem wywołane zdjęcia i nawet po latach, z zachwytem wracam do tych miejsc. A po najbliższej okolicy też zabieram aparat, choć przyznam, że rzadziej, od kiedy mam małe dziecko. Wiem, że zawsze coś ładnego zwróci moją uwagę i będę żałować, że nie zabrałam aparatu. Zdjęcia z komórek są dla mnie zbyt ulotne. Teraz jednak moja mała Inka skutecznie pochłania mój czas i uwagę na spacerach. Za kilka lat kupię jej pierwszy aparat i będziemy razem uwieczniały Supraśl!

Niedawno została Pani wyróżniona w prestiżowym konkursie fotograficznym ND Awards. Jaką wartość ma dla Pani tego rodzaju wyróżnienie?

Mimo, że sama wysłałam 3 rożne zdjęcia do konkursu, to kompletnie zaskoczył mnie mail z informacją o przyznanym wyróżnieniu. Wiem przecież, że na tych najbardziej obleganych międzynarodowych konkursach, zgłoszeń są tysiące, może i kilkadziesiąt tysięcy. Moje zgłoszenie pt. Modern Fairy zostało zauważone przez jury składające się z wydawców, redaktorów, fotografów, właścicieli galerii, artystów i otrzymało wyróżnienie Honorable Mention w kategorii Professional: People: Fashion/Beauty.

Jest to dla mnie, jako młodej fotografki z Polski ogromny powód do dumy, którym pragnę się podzielić. Niech to będzie zachęta dla innych utalentowanych osób, które nie wierzą w siebie i być może na swojej drodze nie doświadczyły mocnej zachęty ze strony innych ludzi. Gdyby nie pewna fotografka, która napisała pod opublikowaną na mojej stronie sesją: „Dziewczyny, wyślijcie to na konkurs! Świat musi o Was usłyszeć!” (czyli o mnie i modelce ze zdjęcia Magdalenie Kosteckiej, też pochodzącej z Supraśla), nigdy bym się nie odważyła sama tego zrobić. Dlatego już samo wyróżnienie w takim konkursie jest jak spełnienie marzeń na starcie kariery.

Moje zdjęcie zatytułowałam Modern Fairy. Magdalena, która mi pozowała, skojarzyła mi się podczas sesji z nowoczesną wróżką. Zamkniętą w klatce, tak realnej, jak i symbolicznej. Wiele z kobiet musi powściągnąć dziś swoją delikatność, romantyczną naturę, marzenia i zamyka je na uwięzi, by pokazać światu inną siebie: niezłomną, twardo stąpającą o ziemi, czasami agresywną. Myślę, że to warto pogodzić w sobie te przeciwieństwa i pielęgnować to, co w nas najwrażliwsze.

Wyróżnienie to zasługa nie tylko moja, ale także modelki. Magdę poznałam przypadkiem, w Supraślu. Okazała się kuzynką mojego męża. Od razu zaproponowałam jej wspólną sesję, bo widziałam w jej twarzy coś niezwykle ciekawego, co stało za tą ciepłą, skromną osobą. Nie ustalałyśmy jej wyglądu, sama się stylizowała. Gdy ją zobaczyłam, powiedziałam tylko: wow! Ta artystyczna klatka przy rzece Supraśl, w której powstała cała sesja, okazała się idealna na tyle, że w niej powstało większość ujęć. Taka magiczna, symboliczna. Wszystko zagrało i ułożyło się w całość. 

Cała sesja z Magdaleną: https://www.inca.photo/like-a-fairy-wrozka-magdalena-w-ogrodzie-sztuki

Jakie są Pani plany na przyszłość związane z fotografią?

Miałam ambitne plany realizacji wielu reportaży ślubnych, bo lubią dynamiczną pracę z ludźmi, a na tego rodzaju przyjęciach, naprawdę wiele się dzieje. Wszystkie moje zlecenia na kolejny sezon musiałam jednak odwołać, polecając parom innych zaufanych fotografów. Los zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Latem zostanę drugi raz mamą, dlatego ten kolejny rok będę chciała poświęcić nowemu życiu, jakie do nas zawita. Nie znaczy to, że odłożę zupełnie aparat. Odpadną 12-godzinne reportaże ślubne, ale będę przecież dostępna na uwielbiane przeze mnie sesje kobiece, rodzinne, partnerskie itd. Przyjemnie będzie wyjść w plener i uwiecznić szczęśliwych ludzi. A do tego na pewno Supraśl, może też jakieś dalsze wypady z aparatem przy boku, bo ja bez podróży nie wyobrażam sobie życia.

Galeria

Zobacz również