- Wiemy jak trudna i wyczerpująca jest walka z chorobą nowotworową, zarówno dla dzieci jak i ich rodziców, dlatego nieprzerwanie wspieramy pacjentów kliniki. Ostatnio np. wymieniliśmy im łóżka, które są najważniejszy meblem w szpitalu. Dziś natomiast w szczególny sposób chcemy przekazać dzieciom i rodzicom, że nie są sami - mówi Krystyna Skrzycka, wiceprezes Fundacji Pomóż Im. - To bardzo ważne, aby nikt nie czuł się osamotniony w swoich zmaganiach, ponieważ to rodzi bezradność. Dlatego jesteśmy i zapewniamy, że ich walce kibicuje mnóstwo życzliwych serc. Razem z symbolicznymi balonami wysyłamy do nieba prośby o zdrowie, a strach i cierpienie chcemy zamienić w siłę i nadzieję - dodaje Krystyna Skrzycka.
Co roku akcja przyciąga pod szpital spore grono osób, które okazują solidarność i wsparcie chorym dzieciom. Tym razem, ze względu na obostrzenia, pacjentom towarzyszyli wyłącznie wolontariusze z fundacji oraz dwie grupy zapewniające oprawę artystyczną. Małe Jagusie, czyli cheerleaderki białostockiej ekipy piłkarskiej ekstraklasy, a także członkowie Bractwa Historycznego Winland. Dziewczyny swoim tańcem zagrzały pacjentów, niczym sportowców, do walki z groźnym przeciwnikiem. Członkowie bractwa, pasjonaci historii Wikingów, walczyli już na całego przy użyciu mieczy. Tak jak codziennie robią to dzieci z pomocą lekarstw i sprzętu i - przede wszystkim - zespołu medycznego kliniki.
- Cieszymy się z udziału w takich akcjach, kiedy możemy pomóc. Chętnie wejdziemy też do dzieci do kliniki, kiedy będzie to już możliwe ? mówili członkowie bractwa, kiedy już skończyli swoje boje okraszone efektownymi pojedynkami i okrzykami, jak np. "Zdrada!".
Dzieci całą akcję oglądały zza szyb. Przez okna przybijały "piątki" z Wikingami i przebranymi za maskotki wolontariuszami. Czekają na ograniczenie obostrzeń, a także cieplejsze dni, gdy wyjdą pod klinikę na zbudowany niedawno przez fundację plac zabaw.
Fot. Łukasz Kononiuk