Foto. Damian Bykowski: motocyklista z sukcesami. I z planem B

Pierwszy raz na motocykl wsiadł w wieku sześciu lat. Wrażenie niesamowite! Tak mu się spodobało, że z siedzenia praktycznie nie zsiadał przez następne długie lata. Potem, już w liceum? trochę mu się odechciało tego jeżdżenia: bo koledzy interesowali się zupełnie czymś innym, bo ani na torze, ani w garażu nie było żadnych rówieśników. Dziś trochę żałuje tych kilku lat bez motocykla. Ale znów jeździ, zdobywa trofea, wygrywa wyścigi. To Damian Bykowski z Grabówki.

Fot. Archiwum prywatne i  Daniel Ostrowski Photography

Fot. Archiwum prywatne i Daniel Ostrowski Photography

Na motocykl wsadził mnie tata - uśmiecha się Damian Bykowski. Tata - czyli Piotr Bykowski, jeden z podlaskich prekursorów jazdy na motocyklach. Tata z kolegami przed laty założył pierwszy białostocki klub motocrossowy OFFROAD Białystok. Mały Damian często uczęszczał z tatą do tego klubu. Tata zabierał go na przejażdżki. - Zaczynaliśmy skromnie, po jakichś górkach na Pietraszach. Potem nasz klub pozyskał fundusze do budowy własnego toru.

Mały Damian patrzył, jak dorośli dbają o motocykle, jak jeżdżą. I coraz częściej jeździł sam. W końcu tata zaczął zabierać go za zawody jako uczestnika. - Wtedy jednak nigdy jako zawodowca. Jeśli startowałem, to zwykle w zawodach o przysłowiową marchewkę. Bo jeździliśmy amatorsko, dla przyjemności, zabawy. Wtedy nie myślałem, że będę to robił w połowie ?zawodowo?.

Niestety, Damian dorósł i okazało się, że nastolatek potrzebuje rówieśników. A tych w klubie wtedy brakowało. - Zamiłowanie do motocykli na jakiś czas umilkło - przyznaje. - Nie miałem rywali, nie miałem kompanów - tłumaczy.

Przestał się ścigać - ale nie na długo. W liceum (miał jakieś 17-18 lat) znów wsiadł na motocykl. - Pojechałem na zawody na torze w Wasilkowie (to tor naszego klubu) i cala pasja obudziła się we mnie na nowo - wspomina Damian. Jak mówi, to właśnie wtedy zaczęła się jego poważna przygoda z motocyklami.

Jak mówi, aby dobrze jeździć na motocyklu, musi być wszechstronnie wysportowany. I robi wszystko, by tak było: biega, jeździ na rowerze, morsuje? - Ale niczym nie potrafię dostarczyć sobie tyle emocji, adrenaliny, co jazdą na motorze. To jest jedyne w swoim rodzaju. A jak za tym idą jeszcze jakieś sukcesy czy puchary, to jest jeszcze fajniej - uśmiecha się.

Tych sukcesów jest naprawdę dużo. Puchary, tytuły, nagrody? - Poza tym jestem już instruktorem sportowym, mam swoją grupkę młodych wychowanków. A ci młodzi też już zaczynają odnosić sukcesy - uśmiecha się. I zastrzega półżartem, że jest pozytywnie nastawiony do świata: - I bardzo szeroko pojmuję słowo: sukces.

Zresztą - już samo to, że wrócił do jeżdżenia, to sukces. Sukcesem przecież jest to, że się robi, co się lubi.

- Motocyklem crossowym jeździ się po specjalnie przygotowanym torze. Tor składa się z zakrętów, ze skoków, z piaszczystych przeszkód. Jedno okrążenie trwa około dwóch minut - opowiada Damian. Ale oczywiście - w trakcie zmagań na zawodach takich okrążeń robi się mnóstwo. I to nie w pojedynkę. Jednocześnie może wystartować nawet 40 zawodników, co jest już trudnością. Ale dodatkowo z każdym okrążeniem zmienia się tor i pogarszają się warunki jazdy. - Jeździmy po torach piaskowych, miękkich nawierzchniach. Z każdym okrążeniem wychodzą nowe ślady, nowe koleiny, kamienie. Toru w trakcie zawodów się nie poprawia. A my z okrążenia na okrążenie często staramy się jechać jeszcze szybciej - opowiada Damian Bykowski. I dodaje, że zawody motocrossowe praktycznie nigdy nie są odwoływane ze względu na niesprzyjającą pogodę. - Odbywają się przy każdej pogodzie. O to przecież chodzi, by warunki były trudne.

Na najbardziej prestiżowych zawodach motocrossowych w Polsce Damian Bykowski ściga się od 2013 roku. ? Jego dorobek w sezonie 2015 i 2016 w Mistrzostwach Polski w motocrossie to IV miejsce w klasyfikacji generalnej sezonu klas seniorskich MX2 i królewskiej klasy MX Open - opowiada. W 2017 i 2019 sięgnął po tytuł Mistrza Strefy Polski Północnej w motocrossie.

Ale w pojedynczych eliminacjach mistrzostw Polski na podium stawał wielokrotnie - i to w każdej z trzech motocrossowych dyscyplin: motocross, cross country, a nawet enduro?

W tym roku niestety podczas przygotowań Damianowi przytrafiła się kontuzja - w maju złamał nogę. - Sezon więc miałem bardzo utrudniony - przyznaje. - Bo mimo kontuzji na zawodach z pozostałymi zawodnikami trzeba stanąć jak równy z równym i udawać, że nic się nie stało - opowiada zawodnik z Grabówki. Poza tym przez kontuzję dużo później zaczął treningi. -

Do regularnych startów przystąpiłem zaledwie dwa tygodnie po zdjęciu gipsu. Mimo to finalnie udało mi się zająć piąte miejsce w klasyfikacji generalnej Mistrzostw Polski w klasie MX Open oraz trzecie miejsce w Pucharze Polski w najwyższej klasie MX Open.

Sukcesy oczywiście cieszą: - I nie zamierzam spuszczać z tonu. Będę nadal się ścigać - zapewnia Damian. Choć przyznaje, że rzeczywistość potrafi zweryfikować wszelkie plany. No choćby w minionym roku: pandemia, odwoływane zawody, kontuzja? W tym też - wszystko się może zdarzyć. - Ale w moich ambicjach leży tytuł mistrzowski. Postaram się przypieczętować tym moje sukcesy już w najbliższym czasie. Ale chciałbym też, żeby i moi adepci osiągali kolejne sukcesy - mówi.

Jednak nie wszystkie plany są związane ze sportem: - Ja od zawsze tak podchodzę do życia, by nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. Bo noga zawsze może się powinąć. Dlatego zawsze mam plan B. Dlatego mimo sportowej kariery uzyskałem wykształcenie wyższe, tytuł magistra, czynnie prowadzę z ojcem firmę. Mam jakieś alternatywy!

Fot. Archiwum prywatne i Daniel Ostrowski Photography

Galeria

Zobacz również