Nie dajmy się zwieść, że billbordowa kampania „Prawosławny nie ruski" ma wymiar edukacyjny. To danie pretekstu, by ludzie się na siebie rzucili. To odgrzebanie starych antagonizmów, tu na Podlasiu bardzo bolesnych (m.in. Jedwabne).
Czy ostatnio ktoś z Was nazwał znajomego z pracy, uczelni czy bloku ruskim czy kacapem? A może katolickie dzieci w szkołach wyśmiewają kolegów, którzy chodzą na religię prawosławną? Nie! Nic takiego - już od dawna - się nie dzieje. Wrócenie do podziału „my" i „oni". Polacy – katolicy i prawosławni – ruscy? Dobrzy i źli? Jeżeli staniemy po którejkolwiek stronie to przegraliśmy.
Autor kampanii nie ma żadnych dobrych intencji. Chce wywołać zamęt, chce nas poróżnić, skłócić. Miesza ze sobą religie i politykę. To najgorsze połączenie. Nie wierzę, że za tym stoi jakaś fundacja. Współczesna wojna nie polega już tylko na tym, że na ulicy musi stać czołg. Kilka billbordów na ulicy może sprawić, że sami się na siebie rzucimy.

