Paweł Łapiński prowadzi w Łapach spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością "PavloTrans". Eksport-import różnych towarów, przede wszystkim owoców. Współpracuje z firmami krajowymi, ale też z Belgii, Niemiec. Przez wiele lat nie miał własnego placu przeładunkowego. Auta parkował na siedmiohektarowej działce swojego dziadka, za jego zgodą. Plac mieści się na obrzeżach Łap, a parkują tam też auta firmy logistycznej "Łapińscy Logistic". Ten biznes prowadzą z kolei od piętnastu lat rodzice Pawła Łapińskiego, od kilku lat w spółce z wujem.
W 2013 r. pan Paweł odkupił za cenę rynkową od "Łapińscy Logistic" trzy samochody: dwie chłodnie oraz ciągnik. Obie strony umówiły się co do ceny, podpisały stosowne dokumenty.
- Nasza spółka borykała się z problemami finansowymi, zdecydowaliśmy się więc sprzedać część majątku. Wszystkie strony o transakcji wiedziały, umowy i faktury były w księgowości - opowiada Mariola Łapińska, matka pana Pawła, jednocześnie większościowy udziałowiec "Łapińscy Logistic".
Paweł Łapiński z zakupu rozliczył się przed fiskusem, zarejestrował samochody i opłacił ubezpieczenie. Włodzimierz Adamski, doradca finansowy, którego firma rozlicza "PavloTrans" przyznał, że transakcje kupna - sprzedaży aut zostały wykonane zgodnie z prawem.
- Transakcje nie były fikcyjne. Z dokumentacji zebranej w sprawie jednoznacznie wynika, że zapłaty za auta dokonano, a stan majątku firmy "PavloTrans" był wystarczający, aby takiej transakcji dokonać - powiedział przed sądem Włodzimierz Adamski. - Żadnych nieprawidłowości nie dostrzegł również urząd skarbowy, który rutynowo sprawdza tego typu transakcje. W innym przypadku firma nie otrzymałaby zwrotu podatku vat - dodaje.
Nieoczekiwanie, po kilku miesiącach od sfinalizowania interesu "wkroczył" dziadek, który udziałów w żadnej z tych spółek nie miał. Mężczyzna zamknął bramę wjazdową na swoją posesję i zabronił wnukowi ruszania samochodów. Policja wielokrotnie interweniowała, jednak bez skutku. Dziś Aneta Łukowska, z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku informacji na tym etapie postępowania nie udziela.
- Próbowaliśmy i prośbą, i groźbą. Dziadek się zaparł. Plac przeładunkowy chroniony jest całą dobę i nie mam jak odebrać mojego mienia - skarży się pan Paweł.
- Ja tych ciężarówek nie zamykałem - broni się Zdzisław Łapiński, dziadek pana Pawła. - Nie mam z tym nic wspólnego z tymi samochodami. Te auta użytkują moje dzieci.
Rzeczywiście, gdy sprawa trafiła na wokandę dziadek swoją działkę wydzierżawił synowi (wujowi pana Pawła), który, jak wspominaliśmy, miał udziały w "Łapińscy Logistic". Dziadek twierdzi teraz, że z zajęciem samochodów nie ma nic wspólnego. A obecny dzierżawca placu, telefonu od nas nie odbiera.
Na nasze pytania - dlaczego ciągle uniemożliwia wyjazd samochodów, które należą do wnuka Zdzisław Łapiński (dziadek) odpowiada wymijająco.
- Owszem to jest moja działka i tyle jest mojego uczestnictwa w tej sprawie. Paweł powinien te samochody pozabierać, dlaczego nie zabiera - nie wiem - dziwi się dziadek Pawła.
Półtora roku temu Paweł Łapiński skierował sprawę do sądu i czeka.
- Sprawa się ciągnie już tyle czasu. Najpierw była przeciwko dziadkowi, teraz ten wydzierżawił plac wujowi i od nowa wszytko. Przesłuchiwani są kolejni świadkowe, którzy tylko potwierdzają, że moje auta są przetrzymywane na placu. Policja - mimo, że pokazuje dokumenty wozów - nie chce reagować. Tymczasem ciężarówki z roku na rok niszczeją, tracą na wartości, a przede wszystkim nie zarabiają na siebie. A płacić podatki i ubezpieczenia muszę - skarży się pan Paweł.
W kwietniu kolejna rozprawa. Do sprawy wrócimy.
Maciej Głębicki, adwokat:
- Jeśli któraś ze stron (czy też urząd skarbowy) podważałaby wiarygodność transakcji to mogłaby ją zaskarżyć na drodze skargi pauliańskiej. Tymczasem minęły trzy lata od "zaaresztowania aut" i nic takiego nie miało miejsca. Sprawa wydaje się być oczywista na korzyść Pawła Łapińskiego. Z doświadczenia powiem, że przy tego typu sprawach sąd właściwie na pierwszej rozprawie nakazuje zwrócić właścicielowi jego mienie.