Tenis stołowy. Trener podsumował sytuację Dojlid

Po dziewięciu kolejkach mamy dwanaście punktów. Ktoś mógłby mówić, że to słaby dorobek, ale ja tak nie uważam – mówi Piotr Anchim, menadżer Dojlid Białystok, który podsumowuje aktualną sytuację swojego zespołu w rozgrywkach Lotto Superligi.

Piotr Anchim podsumował dotychczasowe wyniki białostockich Dojlid [fot. Dojlidy Białystok]

Piotr Anchim podsumował dotychczasowe wyniki białostockich Dojlid [fot. Dojlidy Białystok]

W ostatnim czasie liga nieco przyśpieszyła, by w listopadzie zawodnicy znów mogli nieco odpocząć. W Waszym przypadku oznaczało to jeden mecz zagrany w trybie przyśpieszonym, a drugi przełożony dopiero na grudzień.

W ten sposób mamy już za sobą dziewięć meczów pierwszej części sezonu Lotto Superligi. Ostatnie zmiany terminów dotyczyły meczów z końcówki października, do których właśnie byśmy się szykowali. W meczu, który zagraliśmy awansem niestety ulegliśmy Gwieździe Bydgoszcz 2:3. Oby w meczu z Morlinami było lepiej. O tym jednak przekonamy się dopiero 8 grudnia.

Z czego to wynikało?

Aleksander Kanin w tym okresie gra w prestiżowym międzynarodowym turnieju WTT w Tunezji. Na te zawody uda się  również trener Ostródy, Tomasz Krzyszewski. Nie była to regulaminowa podstawa do przełożenia meczu, ale trener Morlin rozumiał naszą sytuację więc nie robił przeszkód. Dzięki temu mogliśmy zmienić termin spotkania. W związku z tą sytuacją w grudniu czekają nas cztery mecze. Zagramy 8, 10, 12 i 21 grudnia. Naszymi przeciwnikami będą zespoły z Ostródy, Torunia, Bytomia oraz Zamościa.

Jeśli nadal celem zespołu są play-offy, to w grudniu liczyć się będą jedynie zwycięstwa.

Po dziewięciu kolejkach mamy dwanaście punktów. Ktoś mógłby mówić, że to słaby dorobek, ale ja tak nie uważam. Mieliśmy problemy ze ściągnięciem naszych „komandosów". Lio, który występował w naszym klubie, przebywa w tej chwili w Chinach. Mógłby wykonać wszystkie niezbędne testy i przybyć do Polski, natomiast gdyby chciał wrócić z powrotem do Chin czekałaby go pięciotygodniowa kwarantanna w hotelu na lotnisku. On nie był w stanie tego zaakceptować, co jest zrozumiałe.  Kentaro Miuhi, mieszka w Tokio i przy podpisaniu kontraktu wiadome było, że we wrześniu i październiku nie będzie mógł grać bo w tym czasie rozgrywa ligę japońską. Regulamin dopuszcza jednak występy zawodników z zagranicy w lidze polskiej i azjatyckiej, także nie jest to jakaś sprzeczność. Jak sam mówi jest gotowy na grudzień i wtedy powinniśmy go zobaczyć. Kou Lei po igrzyskach przeprowadził się natomiast do San Francisco. Przez długi czas obowiązywała proklamacja prezydenta Bidena, która mówiła że z krajów Schengen ciężko jest polecieć do USA jeśli nie ma się zielonej karty, bądź nie jest się rodziną obywatela amerykańskiego. Ostatnio pojawiła się jednak oficjalna informacja, że od 9 listopada te obostrzenia mają zostać zluzowane.  Co za tym idzie jego również spodziewamy się w Białymstoku podczas grudniowego grania.

Szczególnie Kou Lei powinien być dość widocznym wzmocnieniem Dojlid.

Kou Lei przez trzy ostatnie sezony był pierwszym zawodnikiem w rankingu indywidualnym Lotto Superligi. Wygrywał dla Sokołowa praktycznie samodzielnie Mistrzostwo Polski, także w naszym zespole również jego wkład powinien być bardzo zauważalny.

Patrząc na to kto jest uprawniony, a kto grał wspomnianych dwanaście punktów wygląda jednak przyzwoicie.

Biorąc pod uwagę, że graliśmy bez wzmocnień zza oceanu, to tak. Rywalizowaliśmy dotąd w składzie Patryk Zatówka, Aleksander Kanin i Kamil Zdzienicki. Jeśli dodamy do tego, że zagraliśmy już z całą ligową czołówką, to rzeczywiście nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać. Do największej niespodzianki w meczu z naszym udziałem doszło podczas spotkania w Białymstoku z drużyną z Działdowa, która ograliśmy 3:2. W sumie mamy na koncie cztery zwycięstwa. Oprócz tego urwaliśmy punkty Grudziądzowi, Jarosławiowi i Gwieździe Bydgoszcz. Ten ostatni mecz mógł potoczyć się bardziej po naszej myśli, ale szanujemy dorobek, który mamy.

Duża w tym zasługa Aleksandra Khanina

Wygrał dziesięć pojedynków, w pięciu okazał się słabszy od przeciwników. Jak na niego, to bardzo dobry wynik. Grał jak prawdziwy lider. Wygrał chociażby z Trulsem Moregardem, który poniósł tylko jedną porażkę.

Miał jednak problem z zawodnikami leworęcznymi...

To prawda, ale to co tracił w meczach chociażby z Jakubem Perkiem, odrabiał pokonując Erika Joutiego. Wpadki się zdarzają, taką na pewno była też porażka z Szymonem Malickim w Gdańsku. Ważne jest jednak to, że jego zwycięstwa z wyżej notowanymi zawodnikami dały nam punkty.

Wspominałeś też często o tym, że Aleksander lepiej sobie radzi, gdy nie ma żadnej presji. Nie myśleliście może o rozpoczęciu współpracy z psychologiem?

Kiedyś byłem na bardzo mocno obsadzonym zjeździe trenerów i byłych zawodników. Jednym z tematów była właśnie psychologia w sporcie. Wszyscy doszli do wniosku, że nie ma tak wielkiej potrzeby. Z uwagi na to jak techniczna jest to dyscyplina sportu, pierwszym i głównym psychologiem powinien być trener. Tenisiści z czołówki rankingu nie współpracują ze specjalistami z tej dziedziny i w zasadzie obserwując to wszystko jestem podobnego zdania. Nie dotyczy to jedynie pierwszego zespołu, ale również pracy z młodzieżą. Rodzice często zadają mi to pytanie. Uważam, że trener zawsze powinien wspierać zawodnika i bez względu na okoliczności powinien być największym wsparciem. Sasza doskonale zdaje sobie sprawę z jego przypadłości. Nigdy mu nie mówię, że musi wygrać. Zawsze założeniem jest to, aby bawić się grą i korzystać jak najczęściej ze swoich atutów. Do każdego zawodnika trzeba podchodzić indywidualnie. W jego przypadku mniej rozmawiamy o taktyce, a więcej o tym, żeby nie zastanawiał się za długo, a żeby bawił się tym, że jest przy stole. To dobry zawodnik, nasz lider. Wywiązywał się doskonale ze swoich zadań.

Nieco więcej mogliśmy się chyba spodziewać po Patryku Zatówce.

Patryk ma duże umiejętności, dodatkowo jest bardzo dobrym duchem tej drużyny. Nie należy do demonów szybkości, analizowaliśmy też jego mecze i niestety nie udało mu się wygrać żadnej dłuższej akcji. Na pewno musi popracować nad przygotowaniem fizycznym. Kiedyś miał problemy zdrowotne, przez co teraz większe obciążenia bywają problemem, ale wierzę, że jak jeszcze trochę popracuje, to wszystko wróci do normy. Warto też wspomnieć, że ma ogromne doświadczenie mimo młodego wieku. Wychował się sportowo w Bogorii Grodzisk Mazowiecki, później były drużyny z Gdańska, Grudziądza. Zdobywał mistrzostwa Polski i medale mistrzostw Polski. Grał w Niemczech w jednym z najlepszych niemieckich klubów. Grał i trenował w Szwecji. Swego czasu był jedną z największych nadziei naszego tenisa. Problemem były już wcześniej wspomniane kłopoty ze zdrowiem z czego sobie zdawaliśmy sprawę podpisując umowę. Niektórzy zawodnicy potrzebują trenować kilka razy dziennie, inni są na tyle dobrzy technicznie, że potrzebują tylko podtrzymania pewnych elementów. W tym momencie Patryk ma cztery zwycięstwa i sześć porażek. Mógł wygrać dwa pojedynki więcej, wówczas jego bilans wyglądałby lepiej, ale nie dramatyzujemy. Na pewno jest w stanie grać lepiej.

A jak ocenisz pierwszy sezon w Superlidze Kamila Zdzienickiego?

Kamil to zawodnik stąd, nasz człowiek. Wygrał jak dotąd tylko jeden mecz, ten który musiał wygrać, z Marcinowskim. Powalczył też z Markiem Badowskim oraz Tomaszem Tomaszukiem. Kamil ma najtrudniejsze zadanie w zespole, gdyż większość spotkań rozegrał na pozycji numer dwa, dlatego też ciężko było mu o zwycięstwa. Dorzucił jednak do całej puli drużynowej trzy zwycięstwa w meczach deblowych w parze z Patrykiem Zatówką, co przekładało się na zwycięstwa. Tych wygranych po pojedynkach deblowych mogło też być więcej. Nasza para z Kamilem w składzie była na dobrej drodze, żeby w ostatnim pojedynku rozstrzygnąć na naszą korzyść również mecze z Sokołowem oraz Gwiazdą. Podsumowując, Kamil nieustannie robi, co może, żeby pomóc drużynie i za to go bardzo wszyscy cenimy.

Kamil przychodził jako rezerwowy, ale z uwagi na waszą sytuację stał się podstawowym zawodnikiem. Czy ciężko będzie teraz Kamila zluzować w przypadku przybycia całej armii zaciężnej?

Kamil jest ambitny i ma żądzę rywalizacji. Zna jednak swoją rolę w naszym klubie. W tamtym sezonie z musu w decydujących momentach sezonu musiał grać niedoświadczony junior, co nie pomagało nam w deblu. W tym sezonie Kamil już wygrał trzy takie gry w parze z Patrykiem. Kamil spełnia swoją rolę i doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej pozycji. Przed sezonem ustalaliśmy jak to będzie wyglądało, zakładaliśmy, że szybciej dotrze wsparcie. Wyszło jak wyszło i Kamil miał szansę gry w dziewięciu meczach. Wiąże z nim w przyszłości nadzieje szkoleniowe. Nasze ustalenia są na tyle jasne, że ani ja, ani Kamil nie będziemy mieli problemu z tym, żeby usiadł na ławce.

Patrząc na ligę szerzej, to trzeba też wspomnieć o zamieszaniu w tabeli, które wywołały walkowery dla Działdowa.

Wszystko przez brak wykupionej licencji dla Jakuba Dyjasa, lidera Dekorglassu. Kuba w pierwszych czterech spotkaniach tego sezonu wystąpił, jak się później okazało, bez licencji, której wykupienie, to koszt 50 złotych. Ten zwykły ludzki błąd i niedopatrzenie kosztował zespół z Działdowa cztery walkowery. Sytuacja jest też o tyle zagmatwana, że nie bez winy w tym wszystkim jest też związek, ponieważ w pierwszych meczach sędziowie dopuszczali zawodnika do gry omyłkowo wpisując błędny numer licencji. Wydział rozgrywek, weryfikujący spotkania też nie wyłapał błędu. Na ten moment obie strony udowadniają swoje racje na drodze oficjalnej komunikacji na piśmie, ale stan faktyczny jest taki, że Dekorglass stracił w ten sposób sporo punktów, co spowodowało, że sąsiadują z nami w tabeli. To wszystko trochę też komplikuje naszą sytuację, bo zyskali na tym nasi główni rywale do gry w play-offach.

Źródło: Biuro prasowe UKS Dojlidy Białystok

Zobacz również