Mecz Żubrów z ŁKS-em był klasycznym przykładem spotkania o dwóch różnych połowach. Pierwsza, wręcz koncertowa w wykonaniu gospodarzy. Druga, szaleńcza, a przede wszystkim skuteczna pogoń za wynikiem rywali, którym udało się zniwelować kilkunastopunktową przewagę białostoczan. - Rzeczywiście. Pierwsza połowa była wręcz perfekcyjna w naszym wykonaniu. Widać było po przeciwniku trudy podróży. Przez to rywale przez długi czas nie mogli wejść w spotkanie. Wykorzystaliśmy to i zbudowaliśmy solidną przewagę przed zejściem na przerwę. W szatni wiedzieliśmy jednak, że to jeszcze nie koniec meczu - mówił po spotkaniu trener Żubrów, Jakub Jakubiec.
Gospodarze po dwóch kwartach prowadzili 50:37 i zapowiadało się w miarę łatwe zwycięstwo z wyżej notowanym rywalem. Jak się jednak szybko okazało, obraz drugiej połowy był zgoła odmienny. - ŁKS to jedna z lepszych drużyn w naszej lidze i wiedzieliśmy, że będą starali się odbudować. Zrobili wszystko, żeby tak się stało. Dodatkowo w drugiej połowie pojawiły się u nas problemy z faulami naszych podstawowych zawodników. Przede wszystkim Arka Zabielskiego i pierwszego zmiennika w naszym zespole, Michała Bombrycha, który grał bardzo dobre zawody. Niestety musiałem reagować przy czterech faulach obu wymienionych graczy i posadzić ich na ławce. Zmiany spowodowały, że nasza przewaga zaczęła topnieć. Arka musieliśmy przetrzymać do czwartej kwarty. Dopiero wówczas zaryzykowałem, kolejny faul wiązał się z wykluczeniem z zawodów - analizował szkoleniowiec białostoczan.
Jeden z bardziej doświadczonych zawodników w białostockiej drużynie nie był dziś jednak sobą. Zdobył co prawda 14 punktów, ale zagrał na bardzo niskim procencie trafionych rzutów z gry. Sukcesem zakończyły się tylko 3 z 9 podjętych prób. - Arek boryka się z kontuzją, która dzisiaj bardziej się uwidoczniła. Ma bóle w okolicy pachwiny i odczuwał spory dyskomfort. Pełen szacunek jednak, bo grał na maksymalnie wysokim poziomie. Możemy oczekiwać od niego więcej, ale zrobił dziś wszystko co mógł - ocenił występ jednego z najbardziej doświadczonych zawodników w swoim zespole, trener Żubrów.
Jeszcze w połowie trzeciej kwarty gospodarze mieli 15 punktów przewagi. ŁKS w mecz wchodził bardzo wolno, ale gdy już złapał rytm udowodnił, że miejsce w czołówce nie jest przypadkowe. - ŁKS złapał wiatr w żagle i zagrał w końcówce bardzo mądrze i rozsądnie. My z kolei przy niekomfortowej rotacji nie daliśmy rady. Marcin Monach i Krzysiek Kalinowski odczuwali coraz większe zmęczenie. Zaczęły pojawiać się błędy, a nasi rywale nie zwykli marnować takich okazji - tłumaczył trener Jakubiec.
Kluczowe dla wyniku były dwa fragmenty meczu. Pierwszy to ostatnie trzy minuty trzeciej kwarty, kiedy goście rzucili 15 punktów przy dwóch celnych próbach z linii rzutów osobistych Piotra Borowika. Dzięki temu w tej części meczu goście zwyciężyli 25:18. Drugi ważny moment miał miejsce już w końcówce ostatniej kwarty przy jednopunktowym prowadzeniu Żubrów (77:76). - Bardzo ważny był wówczas nasz faul. Rywale wykorzystali dwa rzuty osobiste. My z kolei mieliśmy w końcówce jeszcze dwie akcje, gdzie najpierw mogliśmy znów wyjść na prowadzenie, a doprowadzić do remisu, ale w obu nasze próby okazały się niecelne - mówił szkoleniowiec Żubrów.
- Na ten wynik skumulowało się kilka rzeczy. Proste błędy, zmęczenie, nasze niecelne rzuty osobiste w końcówce spotkania. Dodatkowo zagraliśmy bardzo słabo jeśli chodzi o skuteczność w tym elemencie gry - podsumował wszystkie przyczyny pechowej porażki z ŁKS-em, Jakub Jakubiec, trener białostockich Żubrów.
Żubry Leo-Sped Białystok 77 [(21:16)(29:21)(18:25)(9:18)] 80 ŁKS AZS UŁ SG Łódź
Punkty Żubry: Marcin Monach - 20, Arkadiusz Zabielski - 14, Krzysztof Kalinowski - 11, Tomasz Kujawa - 10, Marcin Zdrodowski, Michał Bombrych - 6, Piotr Borowik - 4, Łukasz Małyszko, Krzysztof Łotowski - 3.
Punkty ŁKS: Bartłomiej Bartoszewicz - 20, Filip Tonkiel - 14, Piotr Trepka - 12, Marcin Kuczmera - 9, Jacek Gwardecki, Arkadiusz Świt - 8, Bartłomiej Dróżdż - 5, Maciej Kochaniak - 4.