Komunikacja, szczęście rywali i brak boiskowego cwaniactwa

Kilka minut po upływie godziny gry Jagiellończycy pewnie prowadzili w Lubinie 2:0. Białostoccy kibice w dobrych humorach wyczekiwali końca spotkania, a i na ławce rezerwowych raczej nie było powodów do niepokoju. Taki stan trwał jednak tylko kilka minut, wkrótce wszystko wywróciło się do góry nogami.

/fot. Biuro Prasowe Jagiellonii Białystok/

/fot. Biuro Prasowe Jagiellonii Białystok/

- Prowadziliśmy dwiema bramkami, kontrolowaliśmy to, co działo się na boisku. Utrzymywaliśmy się przy piłce i można powiedzieć, że ten mecz był już prawie wygrany. Nie wiem co się stało, że statecznie zakończyło się tylko remisem - rozkłada ręce jeden z najlepszych na placu gry Jagiellończyków, Martin Pospisil.

Czech, który mocno przyczynił się do zdobycia pierwszej bramki w meczu przez Patryka Klimalę, później zaliczył jeszcze asystę przy golu Jesusa Imaza. Dla wielu jego zmiana w trakcie meczu była wielce niezrozumiała. Jak się później okazało, Czech miał grać do końca, ale zawiodła komunikacja pomiędzy ławką rezerwowych a zawodnikami przebywającymi na boisku.

- Dostawaliśmy sygnały z boiska, że potrzebna jest zmiana. Zrozumieliśmy to tak, że coś stało się Martinowi. Gdy już był poza boiskiem okazało się, że nie zgłaszał żadnych problemów. Straciliśmy w ten sposób zmianę, chcieliśmy zrobić inną, a Martin miał zostać na boisku do końcowego gwizdka - wyjaśnił na konferencji prasowej trener Ireneusz Mamrot.

Zmiany w tym meczu nie były szczególnie szczęśliwe dla Żółto-Czerwonych. Po nich działy się rzeczy najboleśniejsze dla Jagiellończyków. Po zmianie Camary na Kostala, trafił Patryk Szysz. Po zejściu Pospisila i pojawieniu się na placu gry Poletanovicia wyrównał Łukasz Poręba. - Trudno to wyjaśnić i coś sensownego powiedzieć po takim meczu. Uważam, że byliśmy lepsi, a rywal miał sporo szczęścia przy zdobytych bramkach - dodał Zoran Arsenić, którego przy golu kontaktowym wyprzedził Szysz.

- Nie ma już co analizować, kto zagrał lepiej, a kto gorzej. Musimy być bardziej skoncentrowani, bo zremisowaliśmy wygrany mecz na własne życzenie. Ciężko powiedzieć dlaczego tak się stało. Po stracie bramki kontaktowej pojawia się dodatkowa presja. To spowodowało, że szybciej zaczęliśmy pozbywać się piłki. Zamiast tego powinniśmy zacząć sprytnie urywać kolejne sekundy i minuty. W mojej ocenie zabrakło nam boiskowego cwaniactwa - podsumował strzelec pierwszego gola dla Jagiellonii w meczu z Zagłębiem, Patryk Klimala.

Zobacz również