Pierwsza połowa meczu rozgrywana była pod dyktando gospodarzy. Legia była groźna w stałych fragmentach gry. Na początku meczu, próbował uderzyć głową Mattias Johansson, ale piłkę z linii bramkowej wybił Taras Romanczuk. Legioniści mieli swoją szansę z rzutu wolnego, strzelał Josue, futbolówka otarła się o poprzeczkę bramki. Tuż przed przerwą, drużyna z Warszawy przeprowadziła składną akcję - po dośrodkowaniu w pole karne, piłkę głową zagrał Emreli, a następnie do futbolówki dopadł Johansson i strzelił gola na 1:0.
- Mamy do siebie ogromne pretensje za pierwszą połowę. Chcieliśmy grać intensywniej, wyżej, dłużej utrzymywać się przy piłce. Niezrozumiała dla mnie bojaźń mojego zespołu w pierwszych 45 minutach jest dla mnie nie do przyjęcia, co bardzo mocno w przerwie drużynie podkreśliłem - powiedział Ireneusz Mamrot, szkoleniowiec Jagiellonii Białystok.
Jagiellonia doszła do głosu dopiero w drugiej połowie meczu. W 57. Minucie ładnie zastawił piłkę Żyro. Napastnik Jagi wyłożył futbolówkę Romanczukowi przed pole karne. Nasz kapitan uderzył jednak sygnalizowanie i zbyt lekko, by zaskoczyć Boruca. Chwilę później dobrą okazję do wyrównania miał Cernych. Fiedzia niestety uderzył jednak wprost w Boruca. Mieliśmy czego żałować. Zaraz potem po centrze z rzutu wolnego Mystkowskiego najwyżej w polu karnym wyskoczył Puerto, który skierował piłkę do bramki. Niestety, Hiszpan był na spalonym i bramka nie została uznana.
- Moim zdaniem zagraliśmy dzisiaj bardzo słabo w pierwszej połowie. Nie stworzyliśmy praktycznie nic pod bramką rywala. To przeciwnik cały czas napędzał grę, jakbyśmy to my grali w czwartek, a oni odpoczywali - mówił Taras Romanczuk, kapitan Jagiellonii Białystok.
Spotkanie zakończyło się rezultatem 1:0. Jagiellonia Białystok zajmuje 11. miejsce w ligowej tabeli, Legia natomiast - 16. pozycję.