Złoty medal i kwalifikacja do mistrzostw świata to z pewnością duży powód do zadowolenia. Z drugiej jednak strony niewiele zabrakło do tego, żeby być już spokojnym także o występ na igrzyskach. Do pełni szczęścia zabrakło niewiele, bo czasu lepszego o 0,05 sekundy.
- Zgadza się. Na pewno po tych zawodach odczuwam dużą ulgę. Taki był plan na przygotowania, żeby forma zwyżkowała na mistrzostwa Polski, a następnie na zbliżające się mistrzostwa świata. Jestem z tego bardzo zadowolony, bo czuję że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Co do igrzysk, to wiadomo, że trochę szkoda, że nie udało się wywalczyć tego minimum. Na szczęście ta impreza odbędzie się dopiero w następnym roku, więc będę miał jeszcze chwilę na wywalczenie kwalifikacji.
Finał w Radomiu pokazał spore możliwości. Rywale nie mieli zbyt wiele do powiedzenia.
- Od początku do końca kontrolowałem to, co się działo. Od drugiego płotka nie walczyłem już z rywalami, a o minimum i rekord. Cieszę się, że w tym roku też młodzi ruszyli do przodu, jak na przykład Żebrowski. Mam nadzieję, że na przyszłych mistrzostwach Polski stoczymy walkę na mniejszych odległościach między sobą.
Po zawodach powiedział Pan, że powoli zaczynał odczuwać presję wyniku, jeśli chodzi o kwalifikację do zbliżających się mistrzostw. Po tym weekendzie jednak wszystko powinno już wrócić do normy.
- Dokładnie, teraz uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a trening znów jest samą przyjemnością. Jestem już po odnowie i mogę powiedzieć, że czuję się rewelacyjnie (śmiech).
Co więc cieszyło bardziej? Kwalifikacja czy medal?
- Z jednej strony kwalifikacja, bo daje mi spokój w dalszych przygotowaniach, z drugiej medal, bo jestem typem, który bardzo lubi cyferki i statystyki. Tak sobie patrzę czasem do kogo zbliżam się w klasyfikacji liczby zdobytych medali, a do kogo mi jeszcze sporo brakuje, lubię takie zestawienia.
Jeśli o cyferki i statystykę chodzi, to z pewnością gdzieś cały czas w głowie jest też rekord Polski Artura Nogi. Czuje Pan, że znów zbliża się do poprawy tego wyniku? Bardzo blisko było przed dwoma laty, kiedy zabrakło 0,02 sekundy.
- Czuję, że mi ten wynik nie ucieka (śmiech), a to jest najważniejsze. Kolejne czasy raczej pokazują ruch w drugą stronę. Fajnie, że pojawia się taka wizja, że jeśli gdzieś jeszcze dokręcę śrubę i dam z siebie więcej, to rekord Polski może paść moim łupem. Czy w tym roku? To wszystko zależy od samopoczucia w najbliższym czasie. Jeśli w Dausze pojawią się takie warunki, jak w Radomiu, a te były idealne, a w nogach znajdę jeszcze więcej mocy, to kto wie? Może i będzie bieganie w tych okolicach.
Aktualnie wszystko podporządkowane zostanie pod mistrzostwa świata?
- Dziś usiedliśmy z trenerem i zastanawialiśmy się jak to wszystko poukładać. Na pewno będą jeszcze jakieś dwa starty przed nimi, żeby złapać odpowiednią formę na końcówkę września.
Póki co wszystko idzie chyba zgodnie z planem.
- Dokładnie tak. Podobnie z resztą jak przed rokiem, kiedy szykowałem się na mistrzostwa Europy. W poprzednich latach szczyt formy trafiał mi się na kilka dni przed docelowymi zawodami i później podczas mistrzostw czy igrzysk był problem. Aktualnie pracuję w ten sposób, żeby powtórzyć formę sprzed roku.
W takim razie nie pozostaje nic tylko życzyć tej dodatkowej mocy. Wówczas kto wie? Może uda się upiec trzy pieczenie na jednym ogniu? Medal mistrzostw świata, rekord Polski i kwalifikację olimpijską?
- Byłoby fantastycznie. Taki "trójpak" byłby spełnieniem marzeń. Póki co jednak zachowuję spokój i bez stresu spoglądam w przyszłość.