Gratulacje. Jest ten upragniony tytuł. Mistrz - to brzmi dumnie! Czy to oznacza symboliczne zakończenie motocyklowej kariery, o którym wcześniej wspomniałeś?
Dziękuję! Chyba tak to wygląda… Postawiłem sobie za cel tytuł Mistrza Polski, wręcz się na niego uparłem. Zrealizowałem go, więc czas powoli zamykać ten rozdział. Mogę teraz spokojnie iść dalej. Chcę teraz ten czas wykorzystać w inny sposób.
Czyli uchylonej furtki na ewentualny powrót tym razem nie zostawiasz?
Zeszły sezon, a tak właściwie końcówka 2024 roku - to faktycznie była taka otwarta furtka. Pojawiła się możliwość, ciekawego transferu klubowego. Zainteresował się mną prestiżowy klub z Grunwaldu. Wyciągnęli do mnie rękę, a ich wiara w moją osobę - naprawdę mnie uskrzydliła. Teraz, po roku mogę powiedzieć, że warto było spróbować kolejny raz. To tak jak w tym powiedzeniu, pod którym się podpisuje, że "zwycięzca to przegrany, który spróbował jeszcze jeden raz". Właśnie w przypadku tego sezonu, faktycznie tak wyszło. Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej spróbować i mieć czyste sumienie, że się podjęło walkę.
Motor dalej będzie ale trochę w innej formie, amatorskiej. Przed pojedynczym okazjonalnym startem w przyszłości się nie wzbraniam... Natomiast regularnych startów już nie planuję.
Zmiana klubu, to forma docenienia?
Można to tak uznać. Kluby walczą również w klasyfikacji klubowej o tytuł mistrzowski, co za tym idzie, starają się "podchwytywać" lepszych zawodników do zbierania punktów. My w tym roku klubowo zgarnęliśmy srebro, ale zabrakło naprawdę niewiele… W motocrossie było podobnie. Mówię o etapie, kiedy miałem przyjemność reprezentować właściwie najlepszy klub motocrossowy w Polsce - MX Lipno.
Najważniejsze, że nigdy nie kolidowało to mi z reprezentowaniem miejsca skąd pochodzę. W tym roku z dumą na zawodach promowałem - logotyp kolorowego żubra i Województwo Podlaskie.
Tytuł mistrzowski jest, ale żeby go wywalczyć trzeba było przejść klika etapów…
Zgadza się. Cały sezon składał się z 5 rund eliminacyjnych, po 2 wyścigi podczas każdej rundy. Od początku byłem zdeterminowany i nastawiony na cel. Jednak pierwsza runda odbywała się w Głogowie u głównego pretendenta do tytułu, co za tym idzie nie wierzyłem za bardzo w cuda, że od razu tam uda mi się go zdjąć z tronu. Tak też było. Pierwszą rundę zacząłem od drugiego miejsca. Choć widziałem pozytywy, tegoroczny motocykl spełniał moje oczekiwania w 100% a także to, że mój cel jest naprawdę w zasięgu.
Podczas kolejnych rund szala powoli zaczęła się przeciągać w moją stronę. Te eliminacje odbywały się na nawierzchniach, które ja najbardziej preferuję, czyli miękkie nawierzchnie. Natomiast mój główny rywal pochodzi z województwa dolnośląskiego, gdzie więcej twardych nawierzchni. Druga eliminacja to było jakby przełamanie jego passy. Wygrałem tą rundę z wynikiem 2-1, natomiast w kolejnej trzeciej - zgarnąłem już komplet punktów 1-1. Od tamtego czasu byłem liderem MP. Jednak ta przewaga była minimalna i nie brałem jej za mocno do głowy. Skupiony byłem tylko wyłącznie na kolejnym wyścigu…
Później przyszła taka jedna runda, która wiedziałem, że będzie miała ogromne znaczenie w klasyfikacji sezonu.. Odbywała się w Lidzbarku Warmińskim, na początku września. Ciężka pod względem mocego zróżnicowania trasy. Tak naprawdę wszystko co w tej dyscyplinie jest dozwolone, to tam było. Podjazdy, zjazdy, kawałek miękkiego toru, sporo twardej nawierzchni między drzewami w lesie, no i przeszkody rodem z dyscypliny super enduro - to totalnie nie moja bajka. I właśnie to stanowiło dla mnie spore wyzwanie. Wiedziałem, że nie mam wyjścia i muszę w tym zakresie się podciągnąć. Okres wakacyjny - bo tak wypadła przerwa w trakcie sezonu pomiędzy startami, poświęciłem na to, żeby kilka razy się tam przejechać i możliwie najlepiej obyć się z trasą i tymi przeszkodami. Mentalnie mi to na pewno pomogło, czułem się po prostu dobrze przygotowany.
Chociaż już same zawody nie poszły jakbym tego chciał, trafiły się hardcorowe warunki pogodowe, ulewy. To zmieniło trasę diametralnie.
Pogoda nie wpływa na przerwanie zawodów?
Ostatecznie jednak wpłynęła, drugi dzień zawodów został odwołany, trasa krótko mówiąc nie nadawała się do ścigania. Generalnie te motorowe dyscypliny uchodzą za takie, które odbywają się w każdych warunkach. Więc można na ten temat dywagować. Jednak jeśli w grę wchodzą kwestie bezpieczeństwa, np. problem z poruszaniem się karetki po trasie, co za tym idzie utrudnione do maksimum możliwości udzielenia ewentualnej pomocy lub są zatory na trasie i jest problem z drożnością wyścigu - to przeprowadzenie zawodów w takich warunkach staje po prostu się nierozsądne.
Pierwszy dzień zmagań w Lidzbarku Warmińskim musiałem spisać na straty. Defekt motocykla, nie udało się ukończyć tego błotnego wyścigu. Wielka szkoda i niestety strata punktowa. Tym bardziej, że do połowy wyścigu i momentu w którym motor stanął - byłem na prowadzeniu. Można powiedzieć, że odrobiną szczęścia w tym wszystkim było to, że drugi dzień wyścigów się nie odbył. Wówczas mógłbym ponieść podwójną stratę. Co prawda zreanimowaliśmy motor po sobocie, ale czy podołałby drugiego dnia w jeszcze cięższych warunkach? Nie jestem tego pewien... Błotniste warunki zazwyczaj stwarzają duże szanse na “przypadkowy sukces”, ale jeszcze większe na możliwość odniesienia totalnej porażki.
Jak wyglądała przewaga punktowa?
Finalnie wyszło o włos…Jadąc na finałową rundę do Romanówki pod koniec września, miałem trzy punktową stratę w klasyfikacji generalnej sezonu. Wszystko zatem zależało od ostatniej rundy.
Była walka o złoty medal do ostatniej sekundy?
Tak! Po sobotnim wyścigu była lekka euforia, bo go wygrałem. Natomiast wiedziałem, że to nie wystarczy. Sobotnia wygrana tylko przywróciła mi szansę do walki o mistrzostwo - byliśmy po tym wyścigu ex aequo w punktach sezonu. Zatem, kto wygrał niedzielny wyścig - miał zostać #1. No i zwyciężyłem.
Euforia, ale też wiesz jak to jest przegrać o włos, patrząc na ubiegły sezon?
Powiem Ci szczerze, że teraz to tak na prawdę dobrze rozumiem. W zeszłym roku ja byłem Vice i wiem z czym to się wiąże. Tak naprawdę zwycięzca jest na ustach wszystkich. To jest trochę przykre, bo każdy wkłada w to sporo pracy i poświęcenia - dla kogoś te drugie czy trzecie miejsce to również ogromny sukces. Każdy ma przecież swój Mount Everest?
Wrócę jeszcze do tego mojego transferu i klubu z Grunwaldu. Bardzo mi się podobało, że Prezes tamtejszego klubu wyciągnął do mnie rękę w momencie, kiedy ja tym mistrzem nie byłem. Tak naprawdę pchnął we mnie swoją wiarę. To było ważne, bo pokazało mi, że nie tylko ja w to wierze. Powiedział, że obserwował mnie od dłuższego czasu i widzi, że mogę tym mistrzem zostać. Bardzo się cieszę z dołączenia do tego klubu.. Super ludzie i zawodnicy tworzą ten zespół i niesamowicie sprzyjającą atmosferę do ścigania.
Jeszcze dodam tylko anegdotę na koniec. Moja Mama uczy historii w szkole. Na wieść o tym, że jako klub bierzemy udział w obchodach Bitwy pod Grunwaldem, w paradzie motocykli, naprawdę niesamowicie się ucieszyła. Chyba nawet była dumna. Takie wspomnienie zostają na zawsze.
Dziękuję za rozmowę.




