Anchim: Nasza praca i sukcesy nie wszystkim pasują

Dojlidy Wschodzący Białystok są obecnie najprężniej działającym klubem tenisa stołowego w regionie. Białostoczanie z powodzeniem walczą w Lotto Superlidze mężczyzn oraz I lidze kobiet. Sukcesy seniorów napędzają proces szkoleniowy młodych adeptów tej dyscypliny sportu. Juniorzy i kadeci Dojlid z powodzeniem startują w kolejnych mistrzostwach nie tylko w kraju ale również poza granicami Polski. Z Piotrem Anchimem, menadżerem Dojlid oraz członkiem zarządu Polskiego Związku Tenisa Stołowego podsumowaliśmy dotychczasowe mecze w trwającym sezonie. Porozmawialiśmy o szkoleniu, a także o aferze korupcyjnej, z której przed niespełna miesiącem, zarówno Anchim, jak i Zbigniew Leszczyński, wiceprezes PZTS ds. sportowych zostali prawomocnie oczyszczeni. Zapraszamy.

/fot. BIA24.pl/

/fot. BIA24.pl/

Mówi się, że najgorszy dla beniaminka zawsze jest drugi sezon. Wasze dotychczasowe wyniki w Lotto Superlidze tylko to potwierdzają. Pięć punktów po pięciu meczach nie są chyba rezultatem, który kogokolwiek w klubie by satysfakcjonował?

- Ani liczba punktów, ani miejsce w tabeli nas nie zadowalają. Krótko mówiąc mamy słaby początek sezonu, ale jakby przeanalizować poszczególne spotkania, to większość wyników, jakie do tej pory osiągnęliśmy jest sprawiedliwa.

Gdzie w takim razie liczyliście na więcej, a które wyniki w twojej ocenie były zasłużone?

- Absolutnie nie możemy mieć pretensji o porażkę w Zielonej Górze na otwarcie sezonu. Zielonogórzanie mają w składzie Japończyka Taku Takakiwę, który zrobił na nas dwa punkty, a także doświadczonego Lucjana Błaszczyka, po naszym meczu ograli jeszcze chociażby Gwiazdę Bydgoszcz czy Unię Gdańsk, co pokazuje, że w tym sezonie są bardzo mocni. Oddaje to też ich miejsce w tabeli. Później przegraliśmy u siebie z silniejszym personalnie zespołem z Jarosławia z Paulem Drinkhallem w składzie chociażby, który w światowym rankingu jest wyżej od wszystkich naszych zawodników. Następnie wygraliśmy na wyjeździe z Morlinami i te zwycięstwo uważam za dobry wynik, bo zespół z Ostródy jest porównywalny do nas. Do pozytywnych spotkań należy zaliczyć również wygraną w osłabieniu z drużyną z Bydgoszczy, gdzie zabrakło Ghosha, a zastępował go nasz najbardziej utalentowany junior - Przemek Walaszek. Z tych pierwszych meczów najbardziej żałuje meczu ze Spójnią, tu do zawodników mam największe pretensje, ale sam też nie pozostaję bez winy. Chciałem zaskoczyć rywali ustawieniem i Wandżi zagrał na trójce, co niestety nie przyniosło nam zwycięstwa.


W pierwszych meczach brakuje też formy niektórym z zawodników. Mam na myśli Pawła Platonowa, który na siedem dotychczasowych spotkań wygrał tylko raz.

- Plati ewidentnie znajduje się teraz pod formą. Ogólnie zaczął słabo. Odblokował się dopiero w ostatnim meczu z Gwiazdą Bydgoszcz, kiedy swoim zwycięstwem nad Andrew Baggaleyem zapewnił nam triumf nad zespołem przyjezdnym. Po tym meczu Paweł startował w kilku turniejach. Jeden z nich nawet wygrał. Zobaczymy jak to będzie wyglądało w piątkowym meczu w Gdańsku.

Tam o punkty też łatwo nie będzie.

- Gdańsk jest bardzo silny kadrowo. Może nieznacznie się osłabił względem poprzedniego sezonu, ale to wciąż wicemistrz Polski. Od dobrych kilku lat cały czas są w strefie medalowej. Zdobywają złote medale na zmianę z Dartomem Bogorią. Paikov, Badowski czy Zihao to zawodnicy, przeciwko którym nie gra się lekko, łatwo i przyjemnie. Bez względu na skład w jakim wystąpią lekko nie będzie. Nasza liga jest bardzo wyrównana i nieprzewidywalna. Niech za przykład posłuży poprzedni sezon, w którym zajęliśmy piąte miejsce, a dwukrotnie ograliśmy mistrza Polski, Dartom Bogorię, który grał w najsilniejszym składzie, a także ponieśliśmy dwie porażki z późniejszym spadkowiczem, Energą Toruń. Nie polecam przewidywania naszej ligi (śmiech). Wpływa na to wiele czynników, jak chociażby sposób konstruowania drużyn oparty na dużej ilości Azjatów, jak również najlepszych zawodnikach z Europy, którzy często biorą udział w różnych turniejach i wyjeżdżają z klubów, a ich absencje mocno wpływają na rezultaty zespołów w Superlidze. Największą dotychczas rewelacją sezonu jest moim zdaniem skazywana przez wszystkich na pożarcie warszawska Spójnia, która po sześciu meczach ma dziewięć punktów.

Wracając jeszcze do Platonowa. Zdiagnozowaliście już problem słabszej formy? W poprzednim sezonie Białorusin był jednym z mocniejszych ogniw zespołu. Został też wicemistrzem Białorusi. Patrząc na to jest teraz cieniem samego siebie.

- Liga a turnieje, to zupełnie dwie różne rzeczy. Plati jest doświadczonym i sprawdzonym ligowcem. Dotychczas zawsze grał równo ze skutecznością około 50 procent. Powodów jest kilka. W pewnej fazie sezonu trochę chorował. W meczu u nas z Jarosławiem miał piłkę meczową z Tomislavem Pucarem i przegrał. W Ostródzie miał piłkę meczową z Prokopcowem i przegrał. W tenisie stołowym dużą rolę odgrywa psychika. Paweł przegrał kilka meczów na styku i się zablokował. Liczę jednak na jego doświadczenie i że wkrótce zacznie regularnie punktować.


Więcej też na początku sezonu można było się chyba spodziewać po Ghoshu. Cztery zwycięstwa i trzy porażki w jego wykonaniu, to twoim zdaniem dobry rezultat?

- To zawodnik z pierwszej setki rankingu. Jest reprezentantem Indii. Przegrał z Drinhallem, Błaszczykiem i Chodorskim. Był wyraźnie zagubiony w swoim pierwszym meczu z Lucjanem Błaszczykiem, ale to był jego debiut w naszej lidze, dlatego nie winię go za to. Później grał już dobrze. Ogólnie jest bardzo dobrym duchem całej drużyny. Wpasował się w zespół. Ma umiejętności i odpowiedni dla sportowca charakter.

Rozumiem, ale nie spodziewałeś się na przykład bilansu 6:1, czy 5:2? Wydawało się, że może to być zawodnik, który w lepszy sposób zapełni lukę po Ho Kwan Kicie.

- Kit trafił do nas w swojej życiowej formie. W tym sezonie abstrahując już od tego, że się nie dogadaliśmy, to również obniżył loty. Ghosh mimo wieku ma już spore międzynarodowe ogranie i doświadczenie. Jest w stanie zagrać pozytywnie na pozycji jeden lub dwa w sezonie. Potrafi ograć dobrego zawodnika, sprawić niespodziankę ale również mogą mu się przydarzyć słabsze mecze. Patrząc z perspektywy całego zespołu, bardziej niż jego punktów, brakuje nam zwycięstw Platonowa.

Co się dzieje ze zgłoszonymi przez klub do ligi Chińczykami? Do tej pory nie widzieliśmy jeszcze ani młodego Li Yongyina, ani bardziej doświadczonego Zhou Yu.

- Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. W każdej chwili możemy ich wystawić. Zdecydowaliśmy się jednak w pierwszej fazie sezonu więcej korzystać z Ghosha. Nasz Hindus na pewno mniej będzie grał na przełomie marca i kwietnia, kiedy czekać go będą występy w Commonwealth Games, a więc mistrzostwach państw dawnej wspólnoty brytyjskiej. Wówczas będziemy sięgać po posiłki z Azji. Obecnie bliższy gry jest młodszy z Chińczyków. W jego przypadku trwa już procedura wizowa. W najbliższym czasie, może jeszcze na koniec rundy, powinniśmy go zobaczyć w Białymstoku.

Nie byłoby lepszym rozwiązaniem skorzystanie z usług starszego, a pewnie też bardziej doświadczonego Zhou?

- W ich sprawie bardzo ważny głos ma nasz kapitan Wang Zeng Yi, który ściągał obu tenisistów do naszego klubu. ?Wandżi? na bieżąco monitoruje rozgrywki, w których startują. Na tę chwilę młodszy wygląda po prostu lepiej.

Jak w całym planie na ten sezon wyglądają wychowankowie? Myślę przede wszystkim o Przemku Walaszku.

- Ze wszystkich naszych wychowanków aktualnie wygląda najlepiej. W klubie staramy się mu stworzyć możliwie najlepsze warunki do dalszego rozwoju. Chcemy mu umożliwić jak największą liczbę występów w Superlidze. W tym sezonie zagrał raz przeciwko Gwieździe Bydgoszcz, ale strasznie się usztywnił i nie pokazał nawet połowy swoich umiejętności. Wpuszczanie młodych zawodników nie tylko u nas, ale w każdym innym klubie, jest uzależnione od sytuacji w tabeli. Jeśli klub jest bezpieczny, to młodzi dostają więcej szans na grę. Na tę chwilę żaden z naszych juniorów, nawet Przemek nie jest jeszcze w pełni gotowy na Superligę. Poziom jest po prostu za wysoki, kluby są zmuszone sięgać po zawodników zza granicy, żeby osiągać swoje cele.


Jak w klubie oceniane są natomiast dotychczasowe dokonania zespołu kobiet w I lidze? Wydaje mi się, że o ile sytuacja drużyny w Superlidze jest poniżej oczekiwań, o tyle panie robią obecnie wynik ponad stan.

- W Białymstoku mamy bardzo silny ośrodek szkolenia juniorów. Nasze juniorki na tle swoich rywalek są silniejsze od swoich kolegów. Weronika Mielinicka, Sandra Kozioł i Kamila Gryko, to medalistki mistrzostw Polski juniorek i kadetek. Na rozgrywki kobiece nie ma w Polsce dużego parcia. Nasze zawodniczki grają bez presji wyników, traktujemy to trochę jak uzupełnienie treningów. Do juniorek dokooptowaliśmy też Irinę Lorczankę, doświadczoną Białorusinkę, żeby trochę poukładała młodsze koleżanki przy stole. Każdy zespół musi być logicznie budowany. Puścić na żywioł cztery juniorki? Mogłoby być ciężko. To jest bardzo pozytywna jednostka, która w przeszłości grała w rosyjskiej ekstraklasie w Archangielsku. Dziewczyny doskonale dają sobie radę. Ostatnio przed własną publicznością ograliśmy kandydatki do awansu z MRKS Gdańsk. 11 punktów daje nam pewne utrzymanie, a więc jesteśmy zadowoleni. Na bazie tego można z optymizmem patrzeć na kolejne rozgrywki. Może uda nam się powalczyć o awans do ekstraklasy. Nie sztuką jest kupić miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie jest to jednak priorytetem klubu, najważniejsze jest dla nas szeroko pojęte szkolenie w oparciu o SMS (Szkołę Mistrzostwa Sportowego) i OSSM (Ośrodek Sportowy Szkolenia Młodzieży).

Po raz pierwszy od kilku lat znów możesz poświęcić się temu projektowi w stu procentach po tym, jak wraz ze Zbigniewem Leszczyńskim zostaliście ostatecznie uniewinnieni od zarzutów korupcyjnych.

- Nie powiem, żeby mi to nie przeszkadzało w codziennej pracy. Przez cztery lata walczyłem o swoje dobre imię. Najgorsze w całej sytuacji jest to, że cała sprawa była inspirowana przez konkurencyjne kluby, a więc znajomych ze środowiska. Nie chcę już mówić o nazwach, bo wszyscy zainteresowani sprawą doskonale wiedzą jakie kluby mam na myśli. Zostaliśmy wplątani w chorą aferę, ale w końcu sprawiedliwości stało się zadość. Nasza działalność nie wszystkim była na rękę. Na szczęście udało nam się pokonać te przeciwności i dalej idziemy do przodu.

Jak dużym utrudnieniem w działalności sportowej była cała ta sytuacja?

- Trudno powiedzieć ile przez całą sprawę stracił klub. Ja na pewno mocno się tym przejmowałem. Do sponsorów, szkół, władz miasta trafiały anonimy informujące o postępach w sprawie. Na szczęście nasze stosunki opierały się i opierają na wzajemnym zaufaniu przez co nie zachwiało to mocno naszymi relacjami. Były sytuacje, że sponsorzy na takie wiadomości od ?życzliwych? ludzi przesyłali nam swoje słowa wsparcia. To było bardzo budujące i za to im bardzo dziękuję.

Pozostając przy sponsorach. Po poprzednim udanym sezonie łatwiej było nawiązać kolejne kontakty lub poprawić warunki dotychczasowych umów?

- W tym sezonie wystartowaliśmy z porównywalnym budżetem. Preferujemy bezpieczny model współpracy ze sponsorami, którzy nie mają kaprysu wyniku. To firmy czerpiące satysfakcję ze wspierania lokalnego sportu, lokalnych przedsięwzięć. Nasi partnerzy są z nami na dobre i na złe. Zależy nam na każdym sponsorze i każdej złotówce. Jesteśmy wdzięczny za każde wsparcie, tym bardziej, że pieniądze poświęcane na sponsoring nie przekładają się na zwrot jeden do jednego. 

Zobacz również