RECENZJA. Ukulele z melancholią

Koncert Julii Pietruchy w Operze Podlaskiej (21/04/2017) ściągnął do opery głównie fanów, ale i trafiłam tam ja, zaciekawiona jak brzmi Julia na żywo. Płytę przesłuchałem ze dwa razy i piosenki Julii wpadły mi w ucho, chociaż nie na tyle by nucić je na okrągło. Na białostockim koncercie zasłuchałam się jednak w nich do głębi i nawet dochodzące z głośników trzaski nie zepsuły wrażenia, że koncert był magiczny.

Julia Pietrucha w Operze Podlaskiej - fot. M.Heller / OiFP

Julia Pietrucha w Operze Podlaskiej - fot. M.Heller / OiFP

Po pierwsze świetni muzycy i bardzo dobrze brzmiące instrumenty - nawet ukulele, które do tej pory uważałam za instrument "do brzdąkania". Głos Julii miękki, głęboki i tajemniczy. Wszystkie elementy - muzyka, śpiew, światło jest bardzo dobrze zrównoważone, zgrane, rozplanowane.

Zespół był może na początku trochę spięty, a i nawet lekko "zbity z tropu", przez trzaski, które nagłośnieniowcy starali się zlokalizować przez pół koncertu. W końcu Julia i reszta ekipy potraktowali te tajemnicze dźwięki po prostu z humorem i przymrużeniem oka. A na koniec Julia nawet zażartowała, że zapomniała przedstawić jeszcze jednego członka zespołu - trzaska. Tak na marginesie, to może przydałby się w tym teamie i saksofon? Raczej nie byłby to Mikołaj Trzaska, ale kiedyś, w miarę rozwoju kariery Julii, kto wie? Może chociaż jako gość na płycie w jazzowej kompozycji?

Żartobliwych tekścików padło w trakcie koncertu nawet sporo i na różne tematy, podobnie jak rozmaite były piosenki. Dystans między publicznością a zespołem, pomimo sporej odległości od sceny, został raz dwa skrócony, a muzyka okazała się brzmieć nawet lepiej niż na płycie - mniej kameralnie, bardziej dynamicznie, a jednocześnie idealnie muzycznie i co najważniejsze - szczerze.

Ci co znają płytę "Parsley" wiedzą, że kompozycje są tam bardzo różnorodne - słyszy się i jazz i swing, rock'n'roll, kabaret oraz soul, nawet ciutkę country i folk. Wiedzą też, że wszystkie utwory w całości są autorstwa Julii (muzyka, teksty, aranżacje). Czuć, że muzyczne fascynacje autorki dały swój wyraz w tych kompozycjach. Jej piosenki wędrują po świecie emocji od smuteczku po wesołość i gniew. Raz jest grzeczną blond dziewczynką z ukulele w dłoni, nucąca sobie coś tam pod nosem, a zaraz potem zamienia się w stateczną pieśniarkę trzymającą mikrofon profesjonalnie w dłoni i śpiewającą z przejęciem mocnym czystym głosem. Brawa dla zespołu Julii, który ją bardzo dobrze wspiera muzycznie i bardzo dobrze wokalnie a przy tym widać, że dobrze się bawią i mają z tego grania i śpiewania przyjemność. Szczególną charyzmą wykazał się grający na skrzypcach, śpiewający w chórkach i rozśmieszający publiczność Joachim. Brawo! Dobra interakcja z publicznością na koncertach to podstawa!

Po koncercie na Julię czekało w foyer opery sporo osób chętnych, żeby z nią porozmawiać, zdobyć autograf i zrobić zdjęcie. Zespół przygotował specjalne stoisko ze ścianką i ladą do podpisywania płyt. Pełna profeska. Jedyny minus, taki że trzeba było na zespół dość długo czekać i część osób po prostu zrezygnowała. Ciekawa jestem jak wyglądało to spotkanie. Jeżeli ktoś z naszych Czytelników był bardziej wytrwały ode mnie i chciałby zdradzić jakieś szczegóły ze spotkania, to proszę o komentarz pod artykułem.

Julia Pietrucha / Parsley Tour

21 kwietnia 2017 (piątek), godz. 19:00

Opera i Filharmonia Podlaska (Duża Scena), ul. Odeska 1, Białystok

Kup płytę: 

http://sklep.juliapietrucha.com/

Fot. w galerii - M.Heller / źródło OiFP

Galeria

Zobacz również