Z okazji pobytu artysty w Białymstoku i z powodu tego koncertu udało nam się go namówić na krótką wymianę spostrzeżeń. O równowadze między śmiechem a powagą, braku artystycznych granic i psującej się krwi Maciej Aronowicz rozmawia z Piotrem Bukartykiem.
Maciej Aronowicz: – Rozmawiamy na kilka dni przed pana występem w Białymstoku. Czego widzowie mogą się spodziewać?
Piotr Bukartyk: – Tego, co zwykle, czyli jak zwykle czegoś nowego. Większość piosenek pochodzi z poprzedniego i bieżącego roku. Do tego kilka wcześniejszych w nowej oprawie, wszystko to okraszone radosnym słowotokiem konferansjera, czyli moim.
A będą jakieś zaskoczenia?
– Oczywiście, dla mnie i zespołu również. Numerów jest tyle, że sami do końca nie wiemy, co zagramy.
Na ile ma pan przygotowany występ na sztywno, a jak dużo zostawia pan sobie miejsca na osobliwe jam session?
– W tym składzie i w tej formule sztywność nie występuje. Co nie oznacza, że nie stać nas na powagę. Zachowujemy ją, nawet wyśmiewając rządzących nami kretynów.
Mówiąc „osobliwe”, mam na myśli pana dokonania. Nie jest pan zwolennikiem kurczowego trzymania się jednego gatunku, prawda?
– Mam szczęście pracować z kolegami, którym umiejętności warsztatowe nie odebrały ochoty na zabawę.
Z czego wynikają te osobliwości? A może osobowości Piotra Bukartyka?
– Moje numery są, tak mi się wydaje, bardzo proste. To ułatwia komunikację z resztą świata, pozwalając przy tym na odrobinę beztroski. Pisząc je, czuję się tak, jakbym robił temu światu jakiś kawał, głupi czy mądry – nieważne. Ważne, że pogodny.
A ile jest spraw, które mogą napsuć krwi?
– Tych akurat przybywa najszybciej, ale z czasem twardniejemy, co nie przeszkadza, o ile nie wiąże się z zanikiem wrażliwości.
Panie Piotrze, co nie jest na sprzedaż?
– My sami, o czym niestety wielu przekonuje się już po dokonaniu transakcji.
No właśnie. W tym kontekście zapytam, który głos jest ważniejszy? Artysty czy dziennikarza?
– Nie odpowiem na tak postawione pytanie. Chcę łączyć, a nie dzielić. Oczywiście wiem, że w naszych warunkach próba połączenia jednego z drugim może przynieść ogórek.
Jak pan ocenia kondycję mediów w naszych czasach?
– Oczywiście nie chodzi panu o gaz, prąd i kanalizację, tylko o prasę, radio i telewizję, prawda? To wszystko się jednak jakoś łączy, więc odpowiem tak – do publicznych nie zaglądam ze względu na zapach.
Czy wciąż możemy mówić o wzorcu dziennikarz-reflektor, a nie o patologii dziennikarz-twórca?
– Mówiąc najzupełniej poważnie, mamy w Polsce wielu prawych, bezkompromisowych, dysponujących świetnym piórem dziennikarzy. Wyżej wymienione cechy uniemożliwiają karierę w mediach publicznych, może z wyjątkiem wodociągów.
Za kilka dni ma pan urodziny. Czego by pan sobie życzył?
– Wszystkiego najlepszego – myślę, że tyle powinno wystarczyć.
Ja życzę panu Serca, Radia i Muzyki. Choć każde z nich pan ma. Ale zawsze przecież można więcej. Dziękuję za rozmowę. Może jakaś odrobinka winka?
– Właściwie to nie piję, ale skoro Pan nalega…
Zdjęcia ze zbiorów artysty