FILM. RECENZJA. Hybrydowa panna

[WONDER WOMAN, reż. Patty Jenkins] W naszym świcie coraz więcej hybryd - zjawisk niejednorodnych. Hybrydowe paliwo może się okazać przyszłością motoryzacji. A czy hybrydowe postaci mogą uratować film? Wonder Woman jest właśnie taką hybrydową opowieścią. Napędza się rzeczywistością fantasy pomieszaną z realiami historycznymi. Wszystko można znieść, byle przyciągało uwagę i nie usypiało umysłu.

Kadr z filmu

Kadr z filmu

Jest w Wonder Woman świat starogreckiej mitologii i postacie rodem z wyobrażeń starożytnych Greków. Bohaterka Diana - córka Zeusa i królowej Amazonek; antybohater - bóg wojny Ares (prywatnie - jak się okazuje - przyrodni brat Diany) zasiedlają świat mityczny, ale nagle pojawiają się w świecie historycznym. Dwa światy przenikające się i w pewnym momencie równoważne. Aż się może zakręcić w głowie, gdy bohater ze świata historycznego przebija cienką powłokę oddzielającą realność od fantazji (no prawie tak, jak w Seksmisji). 

Ale są w filmie też postacie z krwi kości - historyczne (takie normalne, ludzkie). Dzielny szpieg-pilot Steve Trevor czy okrutny i chwilami monstrualny generał Ludendorff. Jest i świat podany realistycznie. Świat od współczesności do czasów końca pierwszej wojny światowej. Wojna zresztą ogarnia większą część filmu. Pierwsza wojna (podobno wojna gentlemanów) a szczególnie epizod z użyciem gazów bojowych. 

Kadr z filmu

Kadr z filmu

Te dwa światy tworzą taką hybrydę. Z hybrydową panną na czele. Ubrana jakby wyszła w z jakiegoś Conana Barbarzyńcy walczy mieczem z uzbrojonymi w karabiny żołnierzami niemieckimi. Przerzuca z ręki do ręki wielki czołg lub uderzeniem pięści rozbija w gruz potężną wieżę kościelną. Oczywiście walczy o pokój wykorzystując najpotężniejsze moce wojny. Z jednej strony te sztuczki przypominają filmy fantasy, a drugiej cała ta banda awanturników, taka Drużyna Hybrydy przypomina Tarantinowską bandę desperatów z "Bękartów wojny". 

Po co to wszystko się ze sobą miesza? Oczywiście nie tylko po to, by widz miał satysfakcję i rozrywkę z oglądania cudów na ekranie. A jakże, w tym głębokim wymieszanym przekazie jest i przesłanie. Porażające prostotą i zaskakujące długotrwałą grą wstępną. Bohaterka nasza - hybrydowa Diana wyszła ze świata fantasy i zadziałała w świecie - powiedzmy - realnym w przekonaniu, że trzeba uwolnić świat od Aresa, boga wojny a wówczas ludzie - z natury spokojni i łagodni - będą mogli dalej żyć szczęśliwie. Po wielu perypetiach i zakrętach myślowych daje się jednak Diana przekonać, że to nie Ares budzi zło w ludziach, lecz ludzie w sobie mają pierwiastek zła, który w sprzyjających okolicznościach wyłazi z nich bokiem. I wreszcie po tych całych dwóch godzinach walki z cieniem dochodzi do wniosku, że jedynym co może naprawdę uratować człowieka jest? miłość, rzecz jasna. 

Kadr z filmu

Kadr z filmu

Make love, not war - zdaje się mówić widzowi nasza hybrydowa Diana. Choć odkrywa tę prawdę trochę za późno: zajęta ratowaniem wielkiego świata, zapomina o uratowaniu świata małego - własnego. I takie to myśli i czyny hybrydowej panny. Ponad dwie godziny kinie: zasnąć nie sposób (za głośno), nudzić się trudno (zabawne są jednak odkrywanie kłębowiska myśli twórców filmu), ale zachwycić się nie można. No bo i czym ;) 

W Białymstoku film można obejrzeć w kinach sieci Helios

Zwiastun filmu

WONDER WOMAN

Premiera: 2 czerwca 2017

Czas trwania: 141 minut

Produkcja: USA, 2017

Reżyseria: Patty Jenkins

Obsada: 

Gal Gadot (Diana)

Robin Wright (Antiopa) 

Chris Pine (Steve Trevor)

Danny Huston (Ludendorff) 

Connie Nielsen (Hippolita)

David Thewlis (Sir Patrick)

Zobacz również