"Dzień świra" na deskach Nie Teatru

To groteskowa komedia, która od lat bawi Polaków, jednocześnie wprowadzają w refleksję nad własnym życiem. Ta słodko-gorzka opowieść rozśmiesza do łez, ale nie można zapomnieć o tym, że też poucza. Widzowie Nie Teatru mogli zobaczyć w minioną niedzielę (15.05) premierę spektaklu „Dzień świra" Marka Koterskiego.

[fot. Bia24]

[fot. Bia24]

Obudzić się bez budzika, całkowicie wyspanym i pełnym energii, to jedynie mrzonka. Adaś Miauczyński, sfrustrowany życiem 40-letni polonista ciągle ma pod górkę. Jego poranki nie należą do przyjemnych, w ponury nastrój od bladego świtu wprowadzają go już robotnicy, którzy niemiłosiernie hałasują w akompaniamencie młota pneumatycznego. Miauczyński zanim wstanie z łóżka musi wykonać serię wymuszonych ćwiczeń i poczynić wewnętrzyny monolog, by sprostać pozostałym wyzwaniom dnia, choć na te wyzwania składają się już z góry zaplanowane rytuały.

Spektakl "Dzień świra" powstał na podstawie kultowego filmu Marka Koterskiego. Opowiada o samotności i egzystencjalnym cierpieniu. 

"Co za ponury absurd, żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem" - mówi bohater spektaklu w reżyserii Zbigniewa Rybki.

Adam Miauczyński, czyli główny bohater grany w sztuce teatralnej przez Michała Wielewickiego (przyp. red. w kultową rolę filmową wcielił się Marek Kondrat), zmaga się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, czyli wykonuje tzw. czynności natrętne. Przejawia się to tym, że wszystko musi robić „na siedem”, „na trzynaście” lub „dwadzieścia jeden”. Bierze siedem łyków pijąc wodę, obraca łyżeczką siedem razy, gdy miesza herbatę. Stara się wykonywać większość czynności o pełnych godzinach. Dość „wariacko” dba również o proporcje, na przykład przygotowując sobie kawę, wręcz manakalnie dąży to tego, aby zachować symetrię - kopczyk na łyżeczce musi być zawsze idealnie równy.

Poprzez obsesyjne zachowania próbował wprowadzić do swojego życia idealny porządek. Wiele osób może utożsamiać się z bohaterem "Dnia świra", bo jako ludzie próbujemy nawet najdrobniejsze, często niespacjalnie istotne czynności poddać ścisłej kontroli. Jeśli nam się to nie udaje, bywa że odczuwamy dyskomfort, a nawet czujemy, że usuwa nam się przysłowiowy "grunt spod nóg".

Michał Wielewicki doskonale wszedł w rolę zgryźliwo-pomarkotniałego samotnika. Spektakl trwał ponad 80 minut i cały czas trzymał widzów w napieciu, nie pozwalając na chwile ziewania wynikające z potencjalnego znudzenia.

Zobacz również