WYWIAD. Kaśka Sochacka: Lubię swoje piosenki

NIE TEATR to nowy adres, a także nowa jakość na białostockiej mapie kulturalnej. Mieszczący się w dawnej Astorii twór to miejsce klimatyczne, nieszablonowe i ciężkie do jednoznacznej klasyfikacji. Największą jego zaletą są wydarzenia, które się tam odbywają. Jednym z nich był koncert Kaśki Sochackiej, młodej wokalistki, która niedawno wydała swój debiutancki album.

/foto. Kamil Szkopik/

/foto. Kamil Szkopik/

Obecnie jest w trakcie pierwszej trasy koncertowej i wszędzie, gdzie się pojawi, wzbudza niesamowite zainteresowanie. Tak samo było w Białystoku – artystka na deskach NIE TEATR-u zagrała dwie sztuki jednego dnia. Nic w tym dziwnego, bo Sochacka proponuje cudowną, często wręcz oniryczną podróż w krainę szczerych emocji. Wszystko to jest okraszone chwytającymi za serce melodiami i poparte niezwykle ciekawym głosem piosenkarki.

Kaśka Sochacka, poza tym że świetnie śpiewa, również ma do powiedzenia wiele ciekawych rzeczy. O nieustającej radości z grania, dojrzewaniu do artystycznej ścieżki i niechęci do bycia celebrytką rozmawiał z nią Maciej Aronowicz. 

Maciej Aronowicz: Dzień dobry Kasiu. Witaj w Białymstoku.

Kaśka Sochacka: - Dzień dobry. Bardzo mi miło, szczególnie, że jestem tu pierwszy raz. Ale od razu powiem, że mam ogromny sentyment do tego miasta. Z Białegostoku pochodzi Magdalena Laskowska, która miała duży wkład w powstanie mojej płyty. 

Rozmawiamy bezpośrednio przed Twoim koncertem. Czego się mogę spodziewać, jako widz?

- Bardzo bym chciała, żebyś mógł te piosenki przeżyć duchowo. Zanurzył się w nich i doznał przyjemnej refleksji. Jeżeli choć jeden dźwięk, wers czy melodia Cię porwie, to ja będę szczęśliwa. A ze swojej strony zrobię wszystko, żeby tak właśnie było.

Jesteś w trakcie swojej trasy, która nosi tytuł „Ciche Dni Tour”. Kilka koncertów masz już za sobą. Jakie są Twoje wrażenia?

- Muszę przyznać, że jestem szczerze zaskoczona i wzruszona. Ta trasa pokazuje, że ludzie chcą słuchać mojej muzyki. Jest zapotrzebowanie na takie piosenki. Latem zagraliśmy ponad 30 koncertów. To były głównie festiwale, na których występowaliśmy z innymi na jednej scenie. A teraz zaczęłam swoją pierwszą, oficjalną trasę. Koncerty są biletowane, tak więc odbiorca dokładnie wie, jakiego wykonawcę będzie słuchać. Dlatego tym bardziej jestem szczęśliwa, że te koncerty się wyprzedają. W niektórych miastach, jak choćby w Białymstoku, gram dwa razy. To olbrzymie wyróżnienie. Początek trasy jest fenomenalny, a reakcja publiczności bardzo wzruszająca.

Na scenie jesteś aktywna od kilku lat. Ale debiutancką płytę wydałaś całkiem niedawno. Masz na koncie jeden album, a jednocześnie tak wielu ludzi chce Cię słuchać i oglądać. Możesz to jakoś wytłumaczyć? Co tak niesamowitego jest w Twoich piosenkach?

- Myślę, że mam dużo szczęścia, że moja twórczość ma tak wspaniały odbiór. Odnośnie samych piosenek to cóż… Chyba ludzie potrzebowali właśnie takich utworów. Cieszę się, że to akurat ja mogłam im je dać. Każdy artysta pracuje w swoim tempie. Mi stworzenie i nagranie tych piosenek zajęło trochę czasu. Nigdy nie analizowałam tego w ten sposób czy właśnie nadszedł czas na płytę. Po prostu zrobiłam coś najlepiej, jak potrafiłam. To zostało docenione i bardzo się z tego cieszę.

Czyli póki co nie ma mowy o zmęczeniu trasą?

- W żadnym wypadku. To dla mnie coś nowego, więc bardziej jest zaciekawienie niż zmęczenie. Codziennie uczę się czegoś nowego, codziennie poznaję nowych ludzi. A ich reakcja na moje piosenki rekompensuje każdą niedogodność.

Trasa to życie na wysokich obrotach. Grywasz po dwie sztuki dziennie. Przemierzasz setki kilometrów. Wiele rzeczy dzieje się bardzo dynamicznie. Często pojawiają się nieprzewidziane sytuacje. Jak sobie z tym radzisz?

- Podczas trasy „Ciche Dni Tour” gramy kilka nowych utworów, których nie było na płycie. W trakcie pierwszych koncertów było to niezwykle stresujące doznanie. Nie dość, że muszę skonfrontować te utwory z tymi, które publiczność już zna, to jeszcze zagrać coś, czego nikt dotychczas nie słyszał. To, szczególnie na początku, nie dawało mi spokoju. Nie wiedziałam, z jakim odbiorem spotkają się te piosenki, szczególnie że różnią się od tych z płyty. Ale od początku sobie tłumaczę, że przecież każdy na mój koncert przychodzi świadomie. Chce posłuchać mnie i moich kolegów z zespołu. W związku tym te nowe utwory muszą też wypaść dobrze. Całe szczęście wypadają (śmiech).

A Ty w ogóle lubisz swoje piosenki?

- Tak, bardzo je lubię (śmiech). Oczywiście w różnym czasie inaczej do nich podchodzę. Ale kiedy piszę jakiś utwór to pierwszą oceniającą jestem ja i to mi ma się przede wszystkim podobać. Pracuję nad nim tyle, aż stwierdzę, że jest gotowy, porusza mnie i to jest najważniejsze kryterium. Dopiero potem pokazuję taki utwór innym ludziom.

A jak wygląda Twój proces twórczy? Od czego wszystko się zaczyna: słowo, melodia, skojarzenie? Jest jakiś wzór na piosenkę, który stosujesz? Czy nie ma reguły?

- Raczej nie ma reguły. Moje piosenki powstają na trzy różne sposoby. Czasami pierwsza pojawia się melodia. Następnie dodaję do niej cały aranż, pracuję nad tekstem. Czasem zaczyna się od tekstu, który rodzi się we mnie. Piszę i dopiero potem komponuję muzykę. A czasem po prostu zamykam się w studio z nastawieniem, że coś napiszę. Bawię się dźwiękiem, powstaje dużo różnych melodii, aranżuję je i docelowo wychodzi z tego nowa piosenka. Możliwości jest sporo.

A ile jest Kaśki Sochackiej w podmiocie lirycznym na tej płycie?

- Sporo. Wiele rzeczy, które znalazły się na tej płycie wydarzyły się w moim życiu. Sporo piszę i czasem piosenką staje się wiersz, który wcześniej stworzyłam. Tak na przykład było z piosenką „Balkon” czy „Znowu jestem w punkcie, który dawno temu już minęłam”. To były wiersze, które zmieniły się w piosenki. Podobna historia jest też z „Wiśnią”. Najpierw był tekst, który spokojnie sobie leżał w szufladzie. Pewnego dnia zaaranżowałam pianino i pojawiała się melodia, która od razu skojarzyła mi się z tym tekstem. Wstępnie były to tylko dwie zwrotki i dwa refreny. Nie myślałam o tym poważnie, bo wydawało mi się, że to będzie utwór, którego nigdy nikomu nie pokażę. Stało się inaczej, okazało się, że tkwi w tym potencjał i postanowiłam to rozbudować do takiej formy, jaką ma teraz. Czasem piosenki to fuzje kilku tekstów i pojedynczych melodii. Do tego dochodzą też ludzie, którzy mi pomagają. Duży wpływ na moją twórczość ma na przykład Agata Trafalska czy Olek Świerkot. Ale zdecydowanie dużo jest Kaśki Sochackiej na tej płycie. Mimo wszystko zawsze muszę być na 100% pewna, że utożsamiam się z każdym wersem, który śpiewam.

Pierwszym Twoim utworem, jaki ja usłyszałem była „Wiśnia”. Jechałem samochodem, leciała Trójka i nagle, bez zapowiedzi pojawiła się ta piosenka. Byłem bardzo pozytywnie zdziwiony. Nie miałem pojęcia, kto śpiewa, bo nikt Cię nie zapowiedział. Następnego dnia sporo czasu poświęciłem na szukanie Ciebie. Całe szczęście się udało. Potem pojawił się album. I... mam z nim pewien problem. Debiutanckie płyty często są bardzo młodzieńcze, czasami naiwne. A Twój album, przynajmniej moim zdaniem, jest niezwykle dojrzały. Przekazuje minimum formy i maksimum treści. Niesie w sobie ogromny ładunek emocjonalny. Jak Ci się udało to zrobić?

- Bardzo dziękuję za te słowa. Myślę, że to o czym wspominasz, dzieje się trochę samo. Pewną wizję tego albumu miałam już od dawna. Reszta stała się w studio. Sporo czasu spędziłam ze wspomnianym Olkiem Świerkotem, który jest producentem tego albumu. W trakcie prac doskonale się rozumieliśmy. On świetnie czuł to, co ja chciałam przekazać. Jednocześnie często było tak, że podobały nam się te same pomysły i rozwiązania. I ostatecznie taki to przybrało kształt. Te utwory miały być introwertyczne, przesycone uczuciami. Ale też chcieliśmy, aby były czasem oszczędne. Chyba się udało. Nasza intuicja nas nie zawiodła.

Wyprzedane sale koncertowe potwierdzają, że tak właśnie jest. Nie uważasz?

- Bardzo się z tego cieszę.

Piosenki na Twój album powstawały w latach 2014-2021. To sporo czasu. Mimo wszystko pasują do siebie stylistycznie. A jak jest z nowymi utworami, które gracie podczas tej trasy? Czy to zupełne świeżynki?

- Z tym bywa różnie. Część to są dźwięki, które powstały już jakiś czas temu. Kiedy nagrywałam album, miałam więcej materiału niż docelowo się na nim znalazło. Ale część została z różnych powodów odrzucona. Ja już tak mam, że lubię wracać do rzeczy, które robiłam wcześniej. Dodatkowo wciąż coś tworzę i mam sporo świeżych motywów. Czasem udaje mi się to z sobą łączyć. Czasem trafia do mnie pomysł, którego wcześniej mi brakowało. Te nowe utwory są takim pomieszaniem rzeczy starszych i nowych. Przy czym to ciągle jest ten klimat. Choć nie ukrywam, że nowe kawałki są nieco szybsze, żywsze.

A myślisz już o nowej płycie? Czy póki co skupiasz się na promocji debiutu.

- Myślę. Wspomniałam, że jestem cały czas w okresie twórczym. Nieustannie piszę nową muzykę. Docelowo powstanie z tego płyta. Ale obecnie pracujemy nad mini albumem. To właśnie na nim mają się znaleźć te nowe utwory. Ale duża płyta też mi się powoli kołacze po głowie.

Pochodzisz z muzykalnej rodziny. W Twoim domu zawsze się grało. Pamiętasz może pierwszy instrument, na którym zaczęłaś świadomie grać?

- Mój tata miał kiedyś taki stary syntezator. On stał w sypialni rodziców. Chodziłam tam i grałam na nim swoje pierwsze melodie. Tak, to był pierwszy, świadomy instrument. 

A pamiętasz moment, kiedy podjęłaś decyzję, że będziesz piosenkarką?

- Zawsze gdzieś w głowie miałam taki plan, żeby zająć się tworzeniem muzyki na poważnie. Ale pamiętam, że w wieku chyba 10 lat obejrzałam pierwszą edycję Idola. Zobaczyłam tych wszystkich śpiewających ludzi i wtedy zaczęłam marzyć, że też bym tak chciała. Ale to były marzenia małego dziecka. Od nich do podjęcia świadomej decyzji minęło jeszcze sporo czasu. Jednak ta myśl towarzyszyła mi od dawna. Na pewno udział w talent show był ważnym momentem. Wtedy zostałam dostrzeżona.

Potem pojawił się Kortez i Wasze wspólne występy podczas jego koncertów. Jak to wspominasz?

- To była pierwsza poważna przygoda z graniem na żywo. Wstępnie miało to być dosłownie kilka koncertów w większych miastach. Ale współpraca była tak fajna i reakcja publiczności tak dobra, że ostatecznie zdecydowaliśmy, że będę pojawiała się wszędzie, gdzie akurat mogłam pojechać. Docelowo wzięłam udział w ponad 30 koncertach. Współpraca z Łukaszem wiele mnie nauczyła. Ja śpiewałam tam „Wiśnię” i niesamowicie było patrzeć, jak ten utwór pięknie rozkwita, jak wdziera się w świadomość odbiorcy. Jak się podoba i wzrusza. Bo ludzie ocierali łzy z oczu, a to uważam za najlepszy komplement, jaki twórca może dostać. 

Kortez też zaistniał na Twojej płycie. Ale nie tylko on, utwór pt. „Boję się o Ciebie” śpiewasz wraz z Vito Bambino. Co powiesz o tej współpracy?

- To wspaniałe doświadczenie. Jestem wielką fanką Mateusza i bardzo się cieszę, że nasze drogi się zeszły. Z tą piosenką wiąże się dość ciekawa historia. Pamiętam, jak nad nią pracowałam. Napisałam pierwszą zwrotkę, refren i się zblokowałam. Nie byłam w stanie dalej tego ruszyć. Wszystko, co pisałam, wydawało mi się absolutnie bez sensu. Kompletnie nie miałam pomysłu na tę piosenkę. Wtedy przyszedł mi do głowy Mateusz. Stwierdziłam, że być może on mógłby podejść do tego utworu z innej strony. Poprosiłam więc go, żeby mi pomógł. Ale wstępnie chciałam, żeby to była pomoc w napisaniu tekstu. On natomiast bardzo się nakręcił na ten utwór, zadzwonił do mnie i stwierdził, że najchętniej to by go razem ze mną zaśpiewał. Pokazał mi propozycje swoich wersów. Bardzo mi się to spodobało, więc ostatecznie zaśpiewaliśmy to wspólnie.

To bardzo ciekawe, co mówisz. Szczególnie, że te zwrotki są totalnie inne, bardzo się od siebie różnią.

- To prawda, bardzo się różnią. Bardzo mi się podoba, że każdy z nas pokazał to, czego się boi ze swojej perspektywy. Mateusz bardzo emocjonalnie podszedł do tej piosenki, co zresztą słychać. Ogólnie byłam bardzo szczęśliwa i podekscytowana, że taki artysta chce zaśpiewać z debiutantką. Nie mieliśmy pewności czy to się komuś spodoba czy nie. A on mimo wszystko chciał to ze mną zrobić.

Kiedyś miałem przyjemność przeprowadzenia wywiadu z Jerzym Pilchem. I on powiedział bardzo smutne słowa. Stwierdził, że artyści to taka grupa, która raczej nie wybacza sukcesu innym. Ty opowiadasz o przyjaźniach. A czy zdarzyło Ci się odczuć tę mniej przyjemną, bardziej mroczną stronę sławy? Pytam w kontekście płyty, która osiągnęła bardzo duży sukces.

- Wiesz, staram się tak o niej nie myśleć. Moim zdaniem ta płyta nie tyle osiągnęła sukces, co znalazła swoje miejsce, pewną niszę, którą po prostu wypełniła. A jeśli przy okazji się komuś spodobała to tym lepiej. Jednak tworząc ją uzyskałam wiele wsparcia i dobrej energii od ludzi, którzy mnie otaczali. Fakt, wielokrotnie słyszałam o tym, że wchodzę do ciężkiej branży nadwrażliwców, którzy niekoniecznie dobrze sobie życzą. Ale mnie na szczęście to nie spotkało. Może to wynika z tego, że ja po prostu bardzo się cieszę możliwością obcowania z muzyką? Cieszę się z sukcesów kolegów i koleżanek. Przecież jeśli ktoś z nich nagra świetną piosenkę to mnie to też ubogaci. Tak więc tym bardziej jest to powód do radości.

I szołbiz nie zdołał Cię jeszcze pożreć?

- Nie, ale to chyba wynika z tego, że ja się od tego wszystkiego trzymam z daleka. Nie uczestniczę w tym życiu. Ja po prostu chcę robić piosenki i grać je na scenie. W ogóle nie interesuje mnie bycie celebrytką. To nie jest mój świat.

A co byś poradziła osobie, która dopiero zaczyna w branży? Jakieś dobre rady?

- To trudne pytanie. Bo ja wciąż chyba nie znam recepty na sukces. Na to musi się złożyć kilka kwestii. Przede wszystkim musi być ciężka praca. Bo to naprawdę jest sporo roboty. Do tego musi być trochę talentu, bo bez tego też jest raczej ciężko. No i musi też być trochę szczęścia. Ale jeśli mogłabym coś komuś poradzić to przede wszystkim trzeba umieć słuchać siebie, robić piosenki, które będą się podobały autorowi. Nie myśleć o przeciwnościach tylko swoich dźwiękach.

A gdzie widzisz siebie za 10 lat?

- Ogólnie staram się żyć tu i teraz i nie wybiegać za bardzo w przyszłość. Ale mam nadzieję, że za 10 lat też będę robiła to, co kocham, co sprawia mi przyjemność. Że będę wciąż umiała podejść do tego na świeżo.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

- Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na moje koncerty.

Rozmawiał: Maciej Aronowicz

 

Galeria

Zobacz również