Surażkowo. Uratowane rzeźby z leśnej galerii

Nie było ich rok. Dziesięć drewnianych olbrzymów wrócioło na polanę pod starym dębem, u zbiegu leśnych dróg do Surażkowa (w Puszczy Knyszyńskiej). Woda już tak szybko ich nie zniszczy, bo są specjalnie zabezpieczone. "Sesję odmładzającą" zafundował im supraski stolarz.

Schnące rzeźby z Surażkowa [fot. bia24.pl]

Schnące rzeźby z Surażkowa [fot. bia24.pl]

Wacław Fidziukiewicz swój fach zna dobrze, bo w drewnie i z drewnem pracuje już od 40 lat. Ale - jak sam przyznaje - miał twardy orzech do zgryzienia. Bo jak odnowić coś, co jest... niemal całkowicie spróchniałe?

- Rzeźby z leśnej galerii zabrałem rok temu, zimą. Najpierw w warsztacie, pod dachem, przeleżały kilka tygodni. A wczesną wiosną zaczęliśmy je myć i dopiero wtedy okazało się, że... te rzeźby to "przyczepa wiórów" wewnątrz, otoczona skorupką drewna na zewnątrz - wspomina.

Rzeźby schły rok. Kosynier, Jeniec i kilka innych figur kilka miesięcy cierpliwie stały... na głowie. Z góry wyraźnie było widać ciemne jamy ich spróchniałego wnętrza. Najprościej byłoby je po prostu wyrzucić. Ale... Galeria Leśnych Powstańców Styczniowych - to było dzieło życia Ryszarda Bołtowicza. Trzymetrowe rzeźby powstawały przez kilka lat, na działce letniskowej rzeźbiarza w pobliskim Konnem. 

"Kiedy uderzam dłutem w martwe drzewo, kiedy wyłania się z niego postać - to tak, jakbym przywracał je do życia! (...) Moje dzieła przeżyją mnie o kilkadziesiąt lat. Cieszę się, że coś po sobie zostawię. " - mówił Ryszard Bołtowicz w wywiadzie dla Gazety Współczesnej w 2005 roku.

O kolejne dekady życie rzeźb wydłużył specjalny, spieniający się klej, który wypełnił mikroszczeliny na zewnątrz. A wewnątrz - zadziałała żywica epoksydowa. Wzmocniła zniszczoną strukturę każdej 400-kilogramowej rzeźby.

- Gdybym żywicę rozrobił standardowo i po prostu wlał do środka, to rzeźba zapaliłaby się. Bo w procesie schnięcia wytwarza się dużo temperatury - wyjaśnia Wacław Fidziukiewicz. Dlatego spróchniałe wnętrza rzeźb powoli zalewał bardzo mocno rozrzedzoną żywicą.  - Chodziło o to, żeby ona wchłonęła się jak najgłębiej i odpowiednio wyschła. Żywica miała zespoić, połączyć te spróchniałe elementy i wzmocnić strukturę - dodaje.

Rzeźby zachowały swój wygląd, ale w środku opierają się na specjalnych, stalowych konstrukcjach. Trzy dni zajęło ich ponowne ustawienie na polanie pod starym dębem, przy drodze do Surażkowa.

- To była inicjatywa samorządu Supraśla, by te rzeźby odnowić. Ale chyba nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, w jak dramatycznym były one stanie - przyznaje Wacław Fidziukiewicz. - Z własnej kieszeni  dokładam do ich renowacji, bo takie pamiątki darzę wielkim szacunkiem. I to miejsce, gdzie stoją rzeźby, ten artysta szczególnie szanował. W tym miejscu powieszonych było trzech powstańców styczniowych. Na jednej pętli, żeby się dłużej męczyli. Tu są też pochowani. Tak mówią ludzie, bo nikt tego miejsca nie zbadał.

Supraski stolarz po swojej pracy nie zostawi śladu: podpisu, pamiątkowej tabliczki. Podobnie jak na swoich innych pracach. Wykonał w białostockich świątyniach: drewniany ołtarz w kościele pw. Chrystusa Króla oraz ołtarz w kaplicy wieczystej adoracji Najświętszego Sakramentu w bazylice pw. św. Rocha. Zrobił wnętrze dawnego baru "Czerwony Fortepian" (obecnie jest w tym miejscu pub Sherlock Holmes) i zamkniętej niedawno Restauracji Esperanto Cafe. Wciąż można oglądać wykonane przez niego wnętrze w białostockiej Kawiarni Akcent.

Galeria

Zobacz również