ROZMOWA. Wygrał walkę o życie, a teraz jeszcze samochód

Niesamowita historia mieszkańca Wasilkowa pana Tadeusza – zwycięzcy nagrody głównej tegorocznej edycji loterii „Mieszkasz w Gminie Wasilków? Wygrywasz!”. Wasilkowianin od urodzenia, z zawodu instruktor nauki jazdy, kierowca autobusu, wcześniej przez długi czas pracownik zakładu im. Emilii Plater w Wasilkowie. 

Pan Tadeusz z rodziną, burmistrzem Wasilkowa i swoim nowym samochodem [fot. UM Wasilków]

Pan Tadeusz z rodziną, burmistrzem Wasilkowa i swoim nowym samochodem [fot. UM Wasilków]

Czy spodziewał się pan, że może wygrać w loterii?
– Nie spodziewałem się tego zupełnie. Moje zgłoszenie zostało wysłane dwa dni przed zakończeniem terminu, do którego należało się zarejestrować. Powiedziałem do córki – Madziu trzeba wysłać to zgłoszenie, bo najwyższy czas zmienić samochód. Magda odpowiedziała: Tatko nie żartuj, żebyś wygrał, choć zegarek czy cokolwiek. No i okazało się, że wygrałem i to nagrodę główną!

Rodzina bardzo pana wspierała podczas uroczystości wręczenia nagród. Jak pana rodzina zareagowała na wiadomość, że wygrał pan samochód?
– Pierwsza zadzwoniła córka siostry i mówi – wujek, wygrałeś samochód! Odpowiedziałem – Co Ty, niemożliwe, gdzie?! – No przecież losują w gminie nagrody – mówi ona – Pan burmistrz wylosował – Tadeusz S. i końcówka telefonu 114. Powiedziałem jej, że dużo jest takich Tadeuszów S. To może być każdy inny Tadeusz z numerem telefonu zakończonym na 114. Nie muszę to być ja. Zaraz jednak zadzwoniła córka z tą samą nowiną, a po godzinie zadzwonił pan burmistrz i potwierdził tę informację. 
Byłem wtedy u ojca, przyszedłem do domu i żona też nie mogła uwierzyć. Ciężko było nam uwierzyć, że to miało miejsce, aż nagroda się zmaterializowała, aż ją odebraliśmy.

Zaraz po publicznym losowaniu nagród w loterii, które odbyło się 11 maja, burmistrz zadzwonił do pana z gratulacjami. Powiedział pan wtedy, że wygrana w loterii to kolejny cud w pana życiu.
– Tak, w 2020 r. zachorowałem na Covid 19 i przeżyłem, choć według lekarzy powinienem był wtedy umrzeć. Kiedy przyjechało pogotowie, jakimś cudem znalazło się dla mnie miejsce w szpitalu w Dojlidach. Tam nie poradzono sobie ze mną, uśpiono mnie i przewieziono na „Gigant” na tzw. „covid czarny”. Tutaj spotkała mnie dziwna historia, którą znam z opowieści pielęgniarek, lekarzy i rodziny.
Kiedy już praktycznie lekarze nie dawali mi szans na przeżycie i poszli naradzać się, co ze mną zrobić, jedna z pielęgniarek pochodząca z Wasilkowa zadzwoniła po księdza z katedry, który namaścił mnie i odmówił modlitwę. Od tego czasu wszystkie parametry zaczęły iść w przeciwnym kierunku i wracać do normy. Temperatura powyżej 40 stopni zaczęła ustępować. Lekarze nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Po tygodniu zaczęto wybudzać mnie ze śpiączki farmakologicznej. W sumie byłem w szpitalu 64 dni, w śpiączce około 30 dni i 50 pod respiratorem. 
Przy wypisie w ostatnią moją noc w szpitalu lekarz na dyżurze zapytał mnie – Chłopie, kim Ty jesteś? Na ten Covid, który miałeś, umiera 99% ludzi. To, że żyjesz to nie jest zasługa medycyny tylko Tego z Góry. Ten z Góry dokładnie wskazał Ciebie palcem i dlatego żyjesz – powiedział.
Reset po chorobie był całkowity. Nie potrafiłem pisać, ani czytać, ani chodzić. Czytać i pisać nauczono mnie w szpitalu, a chodzić uczyli mnie rehabilitanci jeszcze przez 3 miesiące.  
Korzystając z okazji, chciałbym podziękować serdecznie za opiekę całemu personelowi medycznemu ze szpitala klinicznego w Białymstoku, z oddziału intensywnej terapii, pielęgniarkom i lekarzom, a w szczególności Pani Doktor Monice, która się mną opiekowała i włożyła bardzo dużo wysiłku, żeby mnie postawić na nogi. Chciałbym podziękować też swojej rodzinie, żonie i córce, księżom kapelanom ze szpitala klinicznego – księdzu Sebastianowi i Wacławowi oraz wszystkim tym, którzy odmawiali za mnie modlitwę. Dziękuję bardzo serdecznie pielęgniarkom wasilkowiankom, które się mną opiekowały – paniom Basi, Adzie i Małgosi.

Mamy w Wasilkowie wspaniałych mieszkańców. Ma pan szczęście spotykać na swojej drodze dobrych ludzi.
– Tak! Pielęgniarki, które się mną opiekowały, to są dziewczyny z Wasilkowa. One same przyszły do mnie. Ja ich nie znałem wcześniej. Pani Małgosia przyszła do mnie na salę i powiedziała „Dzień dobry. Jestem z Wasilkowa”. Wokół mojej choroby było dużo zbiegów okoliczności, których do tej pory nie potrafię wytłumaczyć. Znam je z opowieści rodziny i pielęgniarek. Takie okoliczności pojawiają się cały czas. Ciekawą historię miałem, gdy poszedłem zarejestrować auto i otrzymałem tablice o numerach 88889. Pierwszą czynnością było sprawdzenie w komórce, co te ósemki oznaczają. Okazało się, że to znak nieskończoności. 

Czy jest coś, co chciałby pan przekazać naszym czytelnikom?
– Warto brać udział w loterii. Chciałbym podziękować panu burmistrzowi i Urzędowi Miejskiemu. Na moim przykładzie można to zobaczyć, że naprawdę można wygrać nagrodę i do tego bardzo cenną i bardzo ładną. Warto rozliczać się w gminie Wasilków z tego tytułu, że m.in. dzięki naszym podatkom nasza gmina pięknie się rozwija. Co roku powstają nowe inwestycje. Wasilków całe życie mi się podobał. To moje rodzinne miasto. Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Należy wierzyć w życie i w Pana Boga, bo nie znamy dróg, jakie Pan Bóg nam wyznaczy, ani celów. Wyszedłem z tej strasznej choroby i też nie wiem, jaki cel mam przed sobą. Chciałbym powiedzieć, że należy cieszyć z każdego dnia naszego życia, bo życie jest piękne. Nie warto też planować, bo Pan Bóg się z tego śmieje. Ja też miałem plany na podróż z rodziną. Covid przekreślił wszystkie plany. 

Za to teraz może pan pojechać gdzieś nowym samochodem i wcale nie musi to być daleka podróż.
– Tak! Nasza pierwsza podróż nowym autem odbędzie się w te wakacje do Studzienicznej. Pojedziemy tam z wnuczkami. Dziewczynki pytają o ten wyjazd i nie mogą się doczekać.

Źródło: UM Wasilków 

Zobacz również