W piątek rano (27.10) na przystanku w centrum przesiadkowym na ul. Piłsudskiego spore zamieszanie. Oprócz normalnych, codziennych pasażerów białostockich autobusów komunikacji miejskiej ludzie, którzy na co dzień nie jeżdżą autobusami. Przyszli na przystanek z powodu śledzia: Białostockiego Śledzia Książkowego. A na przystanku jeszcze jeden niecodzienny element - regał na książki: metalowy, solidny, zabezpieczony przed deszczem czy śniegiem i wypełniony książkami.
" /fot. UM Białystok/"/>
Tak się rodzi nowa tradycja, mówi prezydent, który daje dobry przykład i ogląda książki w regale. W przedsięwzięcie otwarcia tego metalowego śledzia zaangażowali się i urzędnicy, i aktorzy, i dyrektor Książnicy Podlaskiej i przedstawiciele księgarni, która jest partnerem projektu. Jest moc i jest nadzieja, że uda się rozpowszechnić ideę "uwalniania książek".
" /fot. H. Korzenny/"/>
Następnego dnia rano - sobota - to samo miejsce. Leje deszcze, pasażerowie komunikacji miejskiej spieszą się, by dotrzeć pod daszek przystanku. Do śledzia prawie nikt nie zagląda. Bo i po co, skoro na jednej półeczce leży kilkanaście książek.
Starsi nieco mieszkańcy miasta pamiętają zapewne pierwszą falę bookcrossingu w Białymstoku. Był rok 2004, gdy pomysł książek wędrujących po prostu chwycił. Inspirowany i nakręcany przez Gazetę Wyborczą ruch ożywił środowisko moli książkowych. Powstały - jak to się wówczas mówiło - punkty uwalniania książek. Zasada była prosta i uczciwa: chcesz wziąć książkę do przeczytania - zostaw na półce swoją - już przeczytaną. Pierwsi, ideowi uwalniacze książek zachłysnęli się pomysłem i przynosili (uwalniali) cenne książki ze swojej biblioteki. Następni nie byli już tak skorzy do oddawania popularnych tytułów, zwłaszcza że wkrótce na półkach zostały już tylko te książki, których nikt nie chciał mieć w swoim księgozbiorze. W ten sposób piękna idea w dość krótkim czasie straciła impet. Półki czy stoliczki nie były puste, ale jednocześnie jakby były puste.
Drugie odrodzenie bookcrossingu zaczęło się w po dziesięciu mniej więcej latach. Tylko że tym razem już nie gazeta, lecz samorządy miast przejęły inicjatywę. W ten sposób w przestrzeni publicznej miast pojawiły się regały z książkami do uwolnienia. O to, by księgozbiór do wymiany był bogaty i atrakcyjny dbali sponsorzy (czy partnerzy) przedsięwzięcia. Efekt - niestety podobny jak za pierwszym razem. Z tą różnicą, że teraz ludzie ciekawsze książki po prostu brali i zasilali w ten sposób domowe księgozbiory.
We wrześniu 2016 na jednym z portali internetowych znajdujemy taki tytuł: "Bookcrossing po łódzku, czyli jak rozkraść 200 książek w tydzień". A w artykule taki fragment: - Niestety część łodzian nie do końca zrozumiała ideę bookcrossingu - mówi Sebastian Grochala z MPK Łódź. - Pomimo naszych wskazówek oraz informacji zawartych na samym regale, które opisywały, że w tej akcji chodzi o wymianę książek. Stwierdziliśmy, że niestety musimy zmienić lokalizację tak, aby regał znajdował się pod okiem kogoś, kto będzie dbał o to, aby idea bookcrossingu nie była wypaczana.
Łódzki przypadek nie jest odosobniony. W tym samym czasie książki z bookcrossingowych półek ginęły też w Bełchatowie czy Wrocławiu.
Białostocka idea "śledzia książkowego" jest nieco inna niż pomysł wymiany książek z początki wieku. W naszym napisie na śledziu zachęca się do wzięcia książki, przeczytania i zwrotu jej do regału. Tylko alternatywnie można też położyć na półeczkę swoją książkę - dodatkowo wzbogacając ofertę regału. Dziś o ofertę dbają przede wszystkim partnerzy projektu. Na rozpoczęciu prezydent miasta mówił, że udało się na starcie zgromadzić ponad 400 książek i one będą systematycznie dokładane na półki. Każda książka, która zagości w regale wymiany, będzie opatrzona specjalnym ekslibrisem. Czy efekt będzie taki jak w Łodzi w 2016?
Życzymy entuzjastom Białostockiego Śledzia Książkowego najlepszych i długotrwałych wymian oraz ciekawych książek w ofercie. Na otwarciu widzieliśmy prezydenta Tadeusza Truskolaskiego z egzemplarzem "Historii Białegostoku" pod redakcją A. Dobrońskiego - książki trudnej do zdobycia na naszym rynku księgarskim. Następnego dnia w regale oczywiście książki nie było. Widocznie ktoś wziął do czytania?
" /fot. UM Białystok/"/>
I jeszcze jeden szczegół całej białostockiej akcji. Szczegół, który być może tłumaczy cały projekt. Prezydent Tadeusz Truskolaski właśnie teraz bardzo potrzebuje pozytywnego kontekstu swoich rządów. Ostatnio pokazał się jako twardy i bezwzględny podczas rocznicy powstania warszawskiego, gdy chciał wygonić z uroczystości grupę działaczy ONR. Teraz zaś uczestniczy praktycznie tylko w wydarzeniach "pozytywnych" w kontekście jego rządów. Celebracja więc Białostockiego Śledzia Książkowego wskazuje, że pozytywny wizerunek jest prezydentowi miasta bardzo potrzebny. I oby idea białostockiego śledzia nie skończyła się tak jak podobna akcja w Łodzi.