Biorąc udział w posiedzeniu senackich komisji rozpoznających uchwaloną przez Sejm ustawę o inwestycjach w zakresie budowy strzelnic realizowanych przez uczelnie (druk sejmowy 3236) nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że ta ustawa jest brzydkim kaczątkiem, do którego nikt się nie przyznaje. Na posiedzeniu komisji nie było posłanki sprawozdawcy z ramienia Sejmu, nie było przedstawicieli resortu edukacji,
a obecni przedstawicie Ministerstwa Rozwoju i Technologii byli – w ocenie senatora Kazimierza Wiatra prowadzącego to posiedzenie – zbyt niscy rangą. Zresztą przyszli tam raczej z obowiązku i nie sygnalizowali chęci zabierania głosu. Bo co mieli powiedzieć? Że niby znają jakąś uczelnię zainteresowaną zbudowaniem strzelnicy? Albo że wiedzą, dlaczego taki projekt pojawił się znikąd i w trybie inicjatywy poselskiej przeleciał przez Sejm jak kometa, nie czyniąc większych szkód w obowiązującym systemie prawnym? Bo jakie szkody może wyrządzić ustawa, która pozostanie martwa? Komu mogą zaszkodzić przepisy pozwalające szkołom wyższym korzystać ze szczególnych ułatwień w budowie strzelnic, gdy w rzeczywistości nie są zainteresowane takimi inwestycjami?
Martwe prawo
To, że nie są zainteresowane, wynika nie tylko ze słów obecnych na posiedzeniu senackich komisji przedstawicieli świata nauki. Uczelnie nie są zainteresowane ani ułatwieniami w budowaniu strzelnic, ani ich prowadzeniem. Budowa jest jedynie środkiem prowadzącym do celu, jakim jest użytkowanie strzelnicy. A użytkowanie strzelnicy to kosztowna i bardzo odpowiedzialna rzecz. Kto z władz uczelni marzy, by odpowiadać za bezpieczeństwo osób przebywających na strzelnicy i osób postronnych? Za to, żeby nikt nie został ranny, żeby nikt nie zginął, żeby broń przechowywana na terenie strzelnicy nie została skradziona? Którą szkołę wyższą stać na ponoszenie kosztów utrzymania strzelnicy, kosztów instruktorów, kosztów amunicji – tak drogiej i trudno dostępnej w czasie wojny w Ukrainie?
Odpowiedzi na te pytania udziela samo życie. Uczelnie, które z racji swojego profilu posiadają już strzelnice: uczelnie wojskowe czy sportowe, z chęcią oddają je w najem wyspecjalizowanym podmiotom. W myśl zasady, że nie trzeba budować browaru, by się napić piwa. Dokonane na wstępie porównanie ustawy do brzydkiego kaczątka nie było przypadkowe. Bo była szansa, by ustawa stała się potrzebnym społecznie instrumentem realizacji ważnego celu publicznego. Wystarczyłoby, zamiast uczelniom, uprawnienia i ułatwienia wynikające z tej ustawy przyznać wyspecjalizowanym podmiotom, dla których prowadzenie strzelnic jest podstawą działalności. O kim myślimy? Oczywiście o klubach i związkach sportowych
w rozumieniu ustawy o sporcie, które w przedmiocie swojej działalności posiadają strzelectwo. Zdumiewające, że nikomu z autorów ustawy nie przyszło do głowy skonsultować z władzami PZSS potrzeby wyposażenia klubów i związków sportowych w instrumenty prawne pozwalające na odbudowę infrastruktury strzeleckiej.
Coraz popularniejszy sport
Z całą odpowiedzialnością można napisać: dziś stan techniczny dużej części infrastruktury strzeleckiej wymaga natychmiastowych inwestycji i dostosowania do standardów XXI wieku. Wobec gwałtownego wzrostu zainteresowania naszą dyscypliną sportu konieczne są nowe obiekty, ale potrzebne są także remonty istniejących strzelnic, wiążące się z podniesieniem standardów infrastruktury strzeleckiej, montażem nowoczesnych urządzeń, zadaszeniem osi strzeleckich etc.
A przeszkodą są nie tylko zawiłe i czasochłonne procedury administracyjne
i przeciągające się w nieskończoność terminy uzyskania wszystkich wymaganych decyzji i pozwoleń. Przeszkodą są też braki miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, niemożność uzyskania decyzji o warunkach zabudowy (bo jak zachować zasadę dobrego sąsiedztwa, skoro strzelnica będzie pierwszą i ostatnią
w okolicy), przesądy lokalnych społeczności czy – co najważniejsze – nieuregulowany stan prawny terenów, na których znajdują się strzelnice, i brak możliwości uzyskania przez podmiot prowadzący strzelnicę trwałego tytułu prawnego do gruntu lub lokalu, w którym się ona znajduje. A bez takiego stabilnego tytułu prawnego klub sportowy, nawet gdyby chciał inwestować „w cudze”, nie uzyska kredytu bankowego na sfinansowanie koniecznych robót budowlanych i zakup nowoczesnej infrastruktury technicznej stanowiącej wyposażenie strzelnicy.
I tu pojawiło się światełko w tunelu – owo brzydkie kaczątko, po wprowadzeniu drobnych zmian legislacyjnych, mogłoby stać się doskonałym instrumentem prawnym rozwiązującym większość przeszkód inwestycyjnych, z których powodu na przykład
w stolicy Polski nie ma obiektu pozwalającego na rozgrywanie zawodów strzeleckich rangi międzynarodowej, a dyscypliny strzeleckie ostatnich małopolskich Igrzysk Europejskich w Krakowie musiały odbywać się we Wrocławiu.
Przed nami posiedzenie sejmowych komisji edukacji i infrastruktury, na których rozpoznana zostanie uchwała Senatu odrzucająca projekt ustawy. Przed posłami trudna decyzja – czy poprzeć propozycję Senatu i odrzucić ustawę, czy też rekomendować Sejmowi odrzucenie senackiej uchwały. Dylematu tego by nie było, gdyby Senat sam zmienił ustawę w potrzebnym zakresie. Szkoda, że tak się nie stało. Jedno dla nas nie ulega wątpliwości – całe środowisko strzelców sportowych czeka na taką ustawę.
Rafał Dębowski jest adwokatem, członkiem Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego
Tomasz Kwiecień jest wiceprezesem urzędującym PZSS, członkiem zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego