Ujawniali nieprawidłowości w policji, zostali zwolnieni z pracy. Teraz walczą o dobre imię

"Nie jesteśmy anonimowi, stoimy tu i mówimy o tym, co dzieje się w policji" - mówią zgodnie Norbert Kościesza i Wojciech Fiłonowicz, byli policjanci zwolnieni ze służby po tym, jak zdecydowali się ujawnić nieprawidłowości w pracy policji. Podczas spotkania z mediami towarzyszyła im posłanka PO Bożena Kamińska.

fot. Bia24

fot. Bia24

Na początku spotkania z mediami posłanka Bożena Kamińska odniosła się do słów, które padły z ust wiceministra MSWiA Jarosława Zielińskiego, podczas konferencji w Suwałkach dotyczącej funkcjonowania policji.

- Podczas tej konferencji usłyszeliśmy, że są środowiska nieprzyjazne politycznie formacji policji, że są politycy, którzy na podstawie donosów działają na szkodę wizerunku policji. Domyślam się oczywiście, że chodziło o mnie - mówi Bożena Kamińska. - Jest to nieprawda, bo stojący obok mnie funkcjonariusze to są osoby, które mówią, to nie jest anonim - dodaje.

Norbert Kościesza i Wojciech Fiłonowicz to byli funkcjonariusze policji. Obaj zostali wydaleni ze służby za to, że jak twierdzą, zwracali przełożonym uwagę na nieprawidłowości. Dotyczyły one m.in. mobbingu, nierównego traktowania czy fatalnych warunków w PdOZ (Pomieszczenia dla Osób Zatrzymanych), o których w końcu zdecydowali się opowiedzieć w mediach. Wcześniej dostawali kary dyscyplinarne, zgłaszali sprawy do sądu, a po ich wygraniu zostali wydaleni ze służby.

-Zanim poszliśmy do mediów wielokrotnie zgłaszaliśmy te patologie i złe praktyki do naszych przełożonych. Byliśmy w Sejmie, a nawet w biurach poselskich czołowych polityków PiS, m.in. Krzysztofa Jurgiela, nikt nie reagował, nie chcieli się z nami spotykać - mówi Wojciech Fiłonowicz.

-Wielu policjantów nadal zgłasza się anonimowo do pani poseł Kamińskiej, ale tylko dlatego, że boją się, że spotka ich to, co nas. Dlatego mam taki apel do gen. Jarosława Szymczyka [komendant główny policji - przy.red.], by zapewnił policjantom bezpieczeństwo i ochronę przed wiceministrem Jarosławem Zielińskim i innymi komendantami, a wtedy na pewno funkcjonariusze zaczną mówić głośno. Bo teraz ci panowie tworzą swoje własne folwarki z komend i szykanują ludzi - mówi Norbert Kościesza.

Jak mówią byli funkcjonariusze, do Bożeny Kamińskiej nadal zgłasza się wielu policjantów. Są anonimowi, bo boją się konsekwencji /fot. Bia24/

WALKA O DOBRE IMIĘ PO ARTYKULE W "GAZECIE POLSKIEJ"

Podczas spotkania z mediami, byli funkcjonariusze zwrócili również uwagę na, jak mówią, obrażający ich artykuł jaki pojawił się w "Gazecie Polskiej". Sugeruje on, że zostali zwolnieni z pracy, bo zbyt długo przebywali na zwolnieniach lekarskich. Autor tekstu wskazuje, że mieli zwolnienia od psychiatry, seksuologa czy ortopedy, a są to informacje poufne.

-Ja w 2017 roku ratowałem dziecko, które stoczyło się na molo, po tym miałem ponad rok zwolnienia lekarskiego. Wcześniej brałem udział w pościgu, w którym nabawiłem się kontuzji nogi. Mam dziś 9 proc. uszczerbku na zdrowiu - wyjaśnia Norbert Kościesza.

-Dziennikarz zadał mi tendencyjne pytanie dlaczego przed rządami PiS nie mówiłem o nieprawidłowościach. To nie prawda. Były sprawy, które zgłaszałem, ale wtedy nikt mnie ze służby nie wywalił, nikt na mnie nie najechał, nikt nie robił mi postępowań, a te notatki z tamtego okresu są zachowane do dziś - mówi Wojciech Fiłonowicz. -Zgłaszałem m.in. wyrywkowe kontrole trzeźwości na drogach, gdzie jest ograniczenie do 70 km/h, gdzie policjant stoi jak pachołek jakiś i zatrzymuje pojazdy mimo, że to jest niebezpieczne. To już wtedy pan Kołnierowicz błyszczał swoimi genialnymi pomysłami - dodaje.

Obaj mężczyźni zapowiadają, że sprawę artykułu w "Gazecie Polskiej" zamierzają przekazać prawnikom, bo jak twierdzą opiera się on na kłamstwach, a to jest ich osobista tragedia i niszczenie dobrego imienia.

Zobacz również