Załamanie przerodziło się w złość

W najbliższą niedzielę Żubry Białystok chcą doprowadzić do wyrównania stanu półfinałowej rywalizacji z Politechniką Opolską. Jak przyznaje trener białostockiego drugoligowca, chwilę po pierwszym meczu jego zawodnicy byli nieco załamani, ale te uczucie szybko ustąpiło miejsca złości i parciu do odrobienia strat. Odpowiednie nastawienie w parze z poprawą gry obronnej ma doprowadzić do trzeciego meczu pomiędzy Żubrami a AZS-em.

/fot. BIA24.pl/

/fot. BIA24.pl/

Po pierwszym meczu z AZS Politechnika Opolska koszykarze Żubrów znaleźli się w sytuacji w tym sezonie im obcej. Po raz pierwszy celujący w awans zawodnicy prowadzeni przez Tomasza Kujawę przegrali mecz występując w roli gospodarza. Białostoczanie zapewniają jednak, że zrobią wszystko by AZS raz jeszcze musiał udać się w daleką podróż na Podlasie.

- Ten tydzień minął nam przede wszystkim na analizie pierwszego spotkania i wdrażania wniosków w trening. Pokazaliśmy zawodnikom, co robiliśmy dobrze, a co źle w pierwszym meczu. Niestety więcej było tych negatywnych. Wynikało to z naszych prostych błędów w obronie, a nie z cudownych ataków pozycyjnych przeciwnika. Rywale wypunktowali nas jak rasowi bokserzy. Wykorzystywali praktycznie każdy nasz błąd. Każda nadarzająca się okazja na obwodzie w chwilę zamieniana była na rzut i takich celnych prób w całym meczu było czternaście po stronie rywali. Tylko kilka z nich było trudniejszych, większość była efektem naszych książkowych błędów. W połączeniu z naszą słabą skutecznością nie mogło to dać pozytywnego rozstrzygnięcia. Przy czym my też zdobyliśmy dziewięćdziesiąt punktów, co pokazuje, że obrona Opola również nie była wybitna. Byli po prostu dużo skuteczniejsi od nas na obwodzie. Na pewno nie byliśmy słabszą drużyną. Stać nas na znacznie lepszą grę. Nie brakuje też opinii, że przeciwnicy zagrali jedno z lepszych spotkań w sezonie. Nam niestety tego dnia trafiło się jedno z najgorszych. Analizowaliśmy błędy i być może trochę przed drugim spotkaniem zmienimy naszą taktykę - analizuje szkoleniowiec Żubrów.

Mecz z AZS-em mocno przypominał drugie spotkanie z Sokołem Międzychód. - Dokładnie to samo powiedziałem chłopakom. Tam również pozwalaliśmy rywalom na zbyt wiele, szczególnie na obwodzie. Tym razem przytrafiło nam się to w Białymstoku. W takiej fazie rozgrywek nie może się to zdarzać - przypomina Kujawa.

Porażka w pierwszym meczu podłączyła nieco białostoczan pod prąd i sprawiła, że stracili już margines błędu. - Zaraz po meczu w szatni byli nieco załamani, natomiast już w poniedziałek widziałem, że przerodziło się to we wściekłość, taką sportową złość, jak to się często mówi. Zdajemy sobie sprawę z tego, że wszyscy zawaliliśmy w pierwszym starciu i zamiast prowadzić, to przegrywamy. Wiemy, że zespół z Opola nie przez przypadek znalazł się w czwórce najlepszych w kraju na tym poziomie rozgrywkowym. Nie można im poluzować, ani przez chwilę. Może i grają siódemką zawodników, ale każdy z nich w każdej chwili może pociągnąć wózek. Ciężko przy naszej słabej obronie było się im przeciwstawić - tłumaczy trener Żubrów.

Wydaje się, że kluczem do zwycięstwa w Opolu będzie umiejętne wyłączenie zawodników obwodowych rywali. - Takie założenia mieliśmy też przed meczem w Białymstoku. Doskonale znaliśmy mocne punkty przeciwnika, ale nie udało nam się tego zrealizować, co szybko się zemściło. Jeżeli jednak marzymy o środowym meczu w Białymstoku, to teraz w Opolu musimy lepiej wywiązać się z naszych założeń. Oczywiście w tym wszystkim nie możemy zapominać o ich wysokich graczach, ale ta czwórka zawodników obwodowych może szczególnie skrzywdzić, dlatego największą uwagę należy poświęcić właśnie im - przekonuje Tomasz Kujawa.

Mimo porażki zarówno trener, jak i zawodnicy obserwują też sytuację w drugiej parze półfinałowej, a tam po pierwszym, bardzo zaciętym meczu prowadzi Politechnika Gdańska. - Chcąc nie chcąc każdy z nas obserwuje to, co dzieje się w drugiej parze. Pierwsze mecze pokazały, że poziom półfinałów jest bardzo wyrównany. Oba mecze były bardzo na styku. Politechnika również mocno się męczyła, do ostatnich sekund wygrać mogły oba zespoły. Nie ma się jednak czemu dziwić, to jest etap, na którym w grze pozostały cztery najlepsze zespoły II ligi - kończy trener białostoczan.

Zobacz również