Nerwy na własne życzenie

Piłkarze halowi MOKS-u Słoneczny Stok odnieśli pierwsze w tym sezonie zwycięstwo w polskiej ekstraklasie futsalu. Białostoczanie po nerwowym meczu ostatecznie pokonali AZS UŚ Katowice 4:3.

/fot. BIA24.PL/

/fot. BIA24.PL/

- Zanim się obudziliśmy to było już 0:1. Sami sprokurowaliśmy gola. Podwójne zagranie do bramkarza, później niepotrzebny faul na rywalu, który był tyłem do bramki, a dodatkowo uciekał w kierunku swojej połowy. Z tego wolnego padła bramka, bo po strzale był rykoszet, który totalnie zmylił naszego bramkarza i musieliśmy zacząć gonić. Odpowiedzieliśmy po kilku minutach i z czasem nasza przewaga stawała się coraz bardziej wyraźna. Może nie szły za tym jakieś klarowne sytuacje, ale dyktowaliśmy warunki gry. Ostatecznie na przerwę schodziliśmy przy prowadzeniu 2:1. Szczególnie przy drugiej naszej bramce szczęście oddało nam to, co straciliśmy na samym początku. Tym razem my skorzystaliśmy na rykoszecie, po którym jeden z przeciwników skierował piłkę do swojej bramki - komentuje spotkanie z katowiczanami, grający trener MOKS-u, Adrian Citko.

- Generalnie sami dawaliśmy im powody do tego, żeby myśleli, że coś mogą ugrać tego dnia. Mecze z AZS-em zawsze są trudne, bo to zespół mocno murujący bramkę, a gdy jeszcze uda im się strzelić, to stawiają jeszcze większe zasieki i sytuacja robi się jeszcze trudniejsza. Na szczęście udało nam się do przerwy przez to przebić. Do tego rywale mieli jeszcze dwa przedłużone rzuty karne, które na szczęście obronił Dawid Święciński - dodaje Citko.

Po przerwie przez długi czas było tylko lepiej, ale Słoneczni nie byliby sobą, gdyby nie zadbali o emocje w końcowych minutach. - Po zmianie stron znów mieliśmy kilka okazji. Raz wyszliśmy trzech na jednego, innym razem trzech na dwóch. Nie udało nam się podać kilka razy do pustej bramki. Przeciwnicy szybko złapali pięć fauli. Po szóstym z przedłużonego trafił Siergiej. Do tego dwóch jeszcze nie wykorzystał. Generalnie nikt nie odstawiał nogi z czego brała się spora ilość przewinień. Utrzymywaliśmy kontrolę i po jednej z kontr podwyższyliśmy na 4:1. Wydawało się, że wszystko jest jak należy. Po jednej ze stykowych sytuacji goście jednak odrobili jedną bramkę. Później byliśmy bliscy ponownego odskoczenia na trzy gole, ale nadzialiśmy się na rekontrę i nagle zrobiło się 4:3 - relacjonuje szkoleniowiec Słonecznych.

Jedna bramka różnicy w futsalu to bardzo niewiele. - W końcówce spotkania zrobił się konkretny młyn. Goście na sekundy przed końcem mieli aut, rozegrali i skierowali piłkę do bramki, ale sędzia uznał, że było już po czasie. To pokazuje w jak głupi sposób mogliśmy wypuścić wygraną. Kolejny raz potwierdziło się to jak wyrównane i trudne są dla nas mecze z Katowiczanami - tłumaczy Citko.

- Gdybyśmy mieli więcej doświadczonych zawodników, to sądzę, że moglibyśmy uniknąć tych nerwów. Oczywiście zdarza się najlepszym, czego przykładem może być Gatta i jej mecz z Clearexem, który ostatecznie i tak został zweryfikowany jako walkower na korzyść chorzowian. Przed nami na pewno długa analiza tego meczu. Dłuższa i bardziej dogłębna, niż po spotkaniu z Rekordem. Mamy odpowiednie umiejętności, ale przez to, że się dekoncentrujemy, to sami podajemy rękę rywalom. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy, bo kiedyś takie mecze przegrywaliśmy - kończy Adrian Citko.

MOKS Słoneczny Stok 4 (2:1) 3 AZS UŚ Katowice

Bramki: Piotr Kowalczyk 6, Kamil Musiał 20 (bramka samobójcza), Siergiej Szostak 30, Krzysztof Kożuszkiewicz 32 - Robert Gładczak 2, Kamil Musiał 32, Adam Jonczyk 35

Zobacz również