Citko: Utrzymanie nie wystarczy. Chcemy więcej

- Początek był bardzo słaby. Dwa pierwsze spotkania przegraliśmy 2:7. Najbardziej z pierwszej fazy sezonu szkoda tego meczu w Katowicach, bo rywale byli spokojnie w naszym zasięgu. Mam wrażenie, że trochę nas rozbiły mistrzostwa Europy w Portugalii w minifutbolu. Z resztą nie tylko nas, Piast również do tej pory ma problemy z tym, żeby się otrząsnąć po tym turnieju. Dodatkowo "Firana" (Marcin Firańczyk - przyp. red.) przebywał wówczas na zgrupowaniu akademickiej kadry Polski i to wszystko tak się złożyło, że musieliśmy weryfikować nasze plany na ten sezon - mówi Adrian Citko, grający trener MOKS-u Słoneczny Stok w rozmowie podsumowującej pierwszą część sezonu w polskiej ekstraklasie futsalu.

/fot. BIA24.pl/

/fot. BIA24.pl/

Zmieniliście halę, ale nie zmieniliście stylu gry. Nadal rywalizowanie z Wami to trochę jak zabawa granatem. Nie wiadomo, kiedy nastąpi wybuch.

- Cały czas pracujemy nad tym, żeby ustabilizować formę. Generalnie z całej rundy możemy być zadowoleni, bo ostatecznie, co nam los wcześniej zabierał, to na koniec oddał. Ale tak, zdarzały nam się mecze wręcz nieprawdopodobne, takie, które bardziej doświadczonemu zespołowi nie miałyby prawa nigdy się przytrafić.

Przez tak radosną grę i momentami spory brak koncentracji zgubiliście sporo punktów.

- Najbardziej szkoda mi tego meczu z Pniewami u siebie. Prowadziliśmy 4:0, a zremisowaliśmy 4:4. To była kwintesencja naszej gry na przestrzeni tej rundy.

To najgorszy mecz tej rundy?

- Przewrotnie powiem, że najgorszy i najlepszy.

Dlaczego?

- W żadnym meczu nie graliśmy tak dobrze jak w pierwszej połowie tego spotkania. Prowadziliśmy czterema golami i mieliśmy wszystko pod kontrolą i w żadnym meczu nie zagraliśmy gorzej, niż po przerwie w tym spotkaniu. W meczu z nami spodziewać się należy wszystkiego, w pierwszej połowie przeciwnicy nie wiedzieli, co się dzieje, w drugiej też, bo byliśmy nieprzytomni.

Przez chwilę myślałem, że na najgorszy mecz wskażesz ten z Laskowicami.

- Ten mecz choć przegrany przez nas 1:6 nie był najgorszy w naszym wykonaniu. Wręcz przeciwnie, sporo nam dał w dalszej części sezonu. Rywale nas złapali wówczas w słabszym momencie. Nie chce się głupio tłumaczyć, że gdybyśmy się lepiej czuli, to byśmy wygrali, bo tego nie wiem. Na pewno jednak przy dobrej dyspozycji braki piłkarskie bylibyśmy w stanie nadrobić zaangażowaniem i agresywnością.

Początek nie był najlepszy, ale koniec roku pokazał, że się w porę otrząsnęliście.

- To fakt, końcówka rundy należała do nas. W trzech meczach zdobyliśmy siedem punktów i nagle znów pierwsza szóstka znalazła się w naszym zasięgu, choć jeszcze nie tak dawno bliżej nam było do strefy spadkowej. Generalnie jednak jakby porównać tę jesień do poprzedniej, to zdobyliśmy dwa punkty więcej, więc powinniśmy być zadowoleni. Cały czas jednak nie dają spokoju takie mecze jak z Pniewami.

Z drugiej strony graliście też mecze, w których punkty zdobywaliście rzutem na taśmę.

- Takie były nasze remisy w Chorzowie i Toruniu. Oba miasta to bardzo trudne i wymagające tereny. Dlatego też ostatecznie mogę powiedzieć, że co gdzieś straciliśmy, to odzyskiwaliśmy i jesteśmy ze szczęście na zero.

Z czego w takich meczach, jak ten z Pniewami wynikała taka nagła zmiana, w tym przypadku na gorsze?

- Cały czas brakuje nam wyrachowania i zimnej krwi. Gdyby na przykład FC Toruń prowadził z Pniewami 4:0, to nigdy by nie oddał zwycięstwa. Może raz na kilka lat by się to mogło wydarzyć, natomiast u nas to całkowicie normalny i niejednokrotnie łatwy do przewidzenia scenariusz. Jesteśmy nieobliczalni, tak dla rywali, jak i czasem dla siebie. Tracimy punkty w meczach nie do przegrania czy zremisowania i wyciągamy wynik, tam gdzie powinniśmy przegrać.

Mówi się, że po awansie weryfikacja następuje dopiero w drugim sezonie. Jak Wy czujecie się rok po awansie?

- Na pewno nie odczuwamy, że ten sezon jest trudniejszy od poprzedniego. Chcemy pokazać, że ta zasada nie zawsze działa. Sezon co prawda jeszcze się nie skończył, ale też nie mamy póki co większych powodów do zmartwień.

Trzeba też powiedzieć, że w tym wszystkim mocno pomagają nowe twarze w zespole.

- Patryk Gondek, Kamil Wojtkielewicz, a także Dawid Święciński - cała trójka okazała się trafionymi ruchami kadrowymi. Gondek świetnie wszedł i zdobył kilka ważnych bramek. Dawid z Norbertem bronią pół na pół. Trochę czasu potrzebuje jeszcze "Wojtkiel", ale już teraz daje dużo jakości. Jedynym nietrafionym ruchem okazał się Babynin, którego już u nas nie ma. Strzelił gola z Rekordem, ale generalnie nie mógł się przestawić na naszą grę.

Taka sinusoida nie tylko w pojedynczych meczach, ale również w całej rundzie sprawiała, że plany na sezon również musieliście weryfikować?

- Przed rozpoczęciem sezonu mówiłem, że musimy podnieść sobie poprzeczkę. Teksty o graniu o utrzymanie nie wchodziły w grę, chcemy więcej. Celem od początku była pierwsza szóstka, ale po słabym początku rzeczywiście zacząłem się zastanawiać, czy aby nie za mocno sobie podnieśliśmy poprzeczkę. Udana końcówka roku pokazała jednak, że odpowiednio dobraliśmy swoje oczekiwania, bo znów jesteśmy w grze o górną połowę, mając tylko punkt straty do szóstego miejsca.

Nowy rok zaczniecie od mocnego uderzenia.

- Od razu mecz z Rekordem, później Piast na wyjeździe i Katowice. Będzie ciekawie, ale po ostatnich meczach jesteśmy spokojni i patrzymy z optymizmem na kolejne wyzwania.

Zobacz również