Anchim: Na spadek wpłynęło wiele czynników

- Lucjan Błaszczyk powiedział, że w tym składzie nie spadlibyśmy z żadnej innej ligi w Europie, a z Superligi raz na 20 przypadków. Niby takie głupie tłumaczenie, ale to pokazuje, jak nieprzewidywalny był ten sezon i jak wiele rzeczy musiało pójść nie po naszej myśli - mówi Piotr Anchim, menadżer i trener Dojlid Wschodzący Białystok, które po dwóch sezonach żegnają się z Superligą tenisa stołowego.

/fot. BIA24.pl/

/fot. BIA24.pl/

W pierwszym sezonie po awansie białostoczanie byli rewelacją rozgrywek. Zespół w składzie Wang Zeng Yi, Paweł Platonow, Aleksander Khanin, Ho Kwan Kit i Przemysław Walaszek zajęli piąte miejsce. Sezon później, po kilku roszadach w składzie i opuszczeniu Dojlid przez Kita oraz Khanina Dojlidy zajęły przedostatnie miejsce w tabeli i pożegnał się z najwyższą klasą rozgrywkową tenisa stołowego w Polsce. Co poszło nie tak?

- Trudno jednoznacznie określić co zawiodło. Na nasz spadek wpłynęło wiele czynników. Przede wszystkim zdecydowała słabsza gra i kontuzje w pierwszej części sezonu Wandżiego oraz znaczny spadek formy Pawła Platonowa na przestrzeni całego sezonu - mówi Anchim.

Słabszą formę i kontuzje Wandżiego można jeszcze przeboleć. Reprezentant Polski sezon zakończył ostatecznie z 20 zwycięstwami i 15 porażkami. Trudno jednak zrozumieć, co stało się z wicemistrzem Białorusi, Pawłem Platonowem, który w poprzednim sezonie rozstrzygnął na swoją korzyść 13 meczów, a w tym tylko 4.

- Platonow w polskiej superlidze gra już od wielu sezonów. Zawsze kręcił się w okolicach 50% skuteczności. Wiedzieliśmy, że nie jest to zawodnik super wyszkolony technicznie, odbiegał umiejętnościami od większości ligowych zawodników. Zawsze jednak był bardzo waleczny, nie odpuszczał, a dodatkowo był dobrym duchem każdego zespołu w którym występował. Na tej ambicji wiele ugrał. Na początku tego sezonu miał wiele spotkań, w których nie wykorzystywał piłek meczowych. Przegrał wiele pojedynków i śrubował fatalną serię spotkań. Wszyscy mu to wyliczali, a on cały czas czekał na przełamanie, które jednak nie przyszło - wyjaśnia menadżer białostockiego zespołu.

Dużo więcej spodziewano się też na Podlasiu po reprezentancie Indii. 25-letni Soumyajit Ghosh miał być godnym następcą dla Khanina i Kita. Grający bardzo widowiskowy tenis zawodnik nie zaczął źle, ale później grał w kratkę i w końcu wyczerpał cierpliwość kierowników klubu.

- Ghosh przyjechał do nas tuż przed pierwszym meczem sezonu. Grał u nas od początku. Zaczął od porażki w Zielonej Górze z Lucjanem Błaszczykiem, może się nie zmartwiłem, ale przegrywać nie powinien, tym bardziej, że kręcił się w okolicach TOP 50 na świecie. Później było w kratkę. Potrafił wygrać i przegrać w meczu z Jarosławiem, a po chwili zrobić dwa punkty w Ostródzie, gdzie uratował nam mecz. Później wygrał w Gdańsku i w Działdowie. Później zagrał jeszcze z Bogorią i do tego momentu nie miałem żadnych zastrzeżeń. Czarę goryczy przelał natomiast w meczu z Wartą, gdzie przegrał z Bąkiem i uniemożliwił nam wygranie meczu. To był jego ostatni występ u nas. W dodatku bardzo słaby - wyjaśnia Anchim.

Od tego momentu w Dojlidach zdecydowano się zaufać kapitanowi zespołu, który podczas z jednej podróży w rodzinne strony wypatrzył perspektywicznego Li Yongina.

- Li był zawodnikiem bez rankingu, polecał go Wandżi. Wyjazd do Polski był jego pierwszym wyjazdem z domu. Na przestrzeni całego sezonu zaprezentował się bardzo dobrze. Wygrał 7 meczów, zagrał na 60% skuteczności. Grał zawsze z liderami drużyn. Ograł Paikowa, Wang Yanga, Daniela Góraka oraz Wang Zhena. Dodatkowo miał piłkę meczową z Zhang Chao, byłym mistrzem świata. Szybki, widowiskowo grający, widać było, że odmienił oblicze zespołu, szkoda tylko, że tak późno. Z nim w składzie zespół przestał się bać - chwali utalentowanego tenisistę Anchim.

Dojlidy lecą z ligi, ale w klubie zachowują spokój. - My już z ligi spadaliśmy i wchodziliśmy. Patrząc na inne sporty, to wszyscy mówią, że najtrudniejszy jest drugi rok po awansie, że na początku idzie się siłą rozpędu. Wiedzieliśmy, że drugi sezon będzie trudniejszy. Zaufaliśmy Wandżiemu i Platonowowi, dodatkowo był Ghosh i Chińczycy. Siła zespołu wzrosła o jakieś 40 procent. Nikt nie spodziewał się, że możemy spaść z ligi z 11. miejsca. Lucjan Błaszczyk powiedział, że w tym składzie nie spadlibyśmy z żadnej innej ligi w Europie, a z Superligi raz na 20 przypadków. Niby takie głupie tłumaczenie, ale to pokazuje, jak nieprzewidywalny był ten sport i jak wiele rzeczy musiało pójść nie po naszej myśli - mówi wyraźnie rozczarowany Piotr Anchim.

Białostoczanie liżą rany, analizują poprzedni sezon i wyciągają wnioski. Zespołowi Anchima w wielu ważnych momentach najzwyczajniej w świecie brakowało egzekutora.

- Analizujemy wiele rzeczy, kiedy gramy lepiej, kiedy gorzej. Siedem razy w sezonie przegraliśmy przez jedną małą piłkę. Jeżeli ktoś kiedyś grał w tenisa stołowego, to wie, że amator może zagrać z zawodowcem, zaserwować i zbić piłkę w ciemno i wygrać raz na kilka prób. Niesamowity pech, że nam się nie udało, a w odwrotną stronę to nie zadziałało - dodaje.

Jak się jednak okazuje przy pomyślnych wiatrach. Dojlidy mogą wrócić do elity wcześniej, niż po ewentualnym wywalczeniu awansu w przyszłym sezonie.

- Sytuacja jest skomplikowana. Jest jeszcze szansa, że jednak w przyszłym roku zagramy w Superlidze. Jakiś czas temu, jeszcze w trwającym sezonie była forsowana koncepcja poszerzenia ligi. Było wiele zespołów, które były za. Suma summarum nie przeforsowaliśmy tej koncepcji, ale może i słusznie, bo liga w dalszym ciągu jest elitarna, więc może i dobrze się stało. Jest jednak szansa, że zajmiemy miejsce jednego z zespołów, które zastanawiają się nad wycofaniem z ligi. Odpowiedź poznamy w tym tygodniu. Jeśli tak się stanie, to w zespole zostanie Wandżi. Na pewno też będziemy chcieli zostawić Li Yongyina. Obaj będąc w formie są w stanie wygrywać mecze we dwójkę. Nie mamy pretensji do Pawła Platonowa, cały czas walczył, ale wyniki nie były satysfakcjonujące. Nie bierzemy go pod uwagę w przyszłych rozgrywkach - zdradza plany kadrowe na wypadek pozostania w lidze, Piotr Anchim.

Co jeśli jednak trzeba będzie się urządzać na nowo w I lidze? - W pierwszej kolejności gra Przemysław Walaszek. Wandżi na pewno nie zostanie w I lidze, gdyż nie będziemy w stanie spełnić jego warunków finansowych. Podpisując dwuletnią umowę zawarliśmy klauzulę zgodnie z którą umowa przestaje obowiązywać w wypadku degradacji. Mamy dobrą renomę w kraju więc nie sądzę byśmy mieli problem ze skompletowaniem składu. Jest wielu dobrych zawodników, którzy gwarantowali by nam powrót do elity - wyjaśnia.

Jak bardzo uszczupli się budżet w porównaniu do występów w Superlidze i jak mocno przełoży się to na funkcjonowanie klubu jeszcze dokładnie nie wiadomo. - Na pewno nie będzie nas stać na tych zawodników. Będziemy jeszcze rozmawiać z naszymi partnerami, o nich się jednak nie boję, bo są z nami na dobre i na złe. Nie wiem jeszcze jak do naszego spadku podejdzie miasto. Mam nadzieję, że jednak będzie kontynuować projekt. Spadek nie jest końcem dla klubu - kończy menadżer Dojlid. 

Zobacz również