Orzechowe, pistacjowe, migdałowe... Maciej Basiński w Supraślu produkuje masła z orzechów

Dla smakoszy i łasuchów scenariusz jego życia to raj: najpierw w prowadzeniu restauracji z podlaskimi przysmakami pomagał rodzicom swojej dziewczyny. Teraz razem z żoną i teściami zarządza tą restauracją. A poza tym - jest pomysłodawcą i szefem marki Maslove. To produkcja maseł orzechowych - tradycyjnych z orzechów ziemnych, ale też z pistacji, orzechów makadamia, migdałów, nerkowców. Z solą albo bez soli. Albo z syropem klonowym... Maciej Basiński to supraślanin z wyboru. To supraślanin zadowolony ze swego wyboru.

Nie urodziłem się tu, ale z Supraślem związany jestem już ponad 20 lat - mówi Maciej Basiński.

Jeździł tu na obozy sportowe. Wtedy wydawało mu się, że druga z Białegostoku do Supraśla jest bardzo długa i kręta. Później poznał dziewczynę - jego żona pochodzi z Supraśla. Odwiedzał ją tu, gdy byli jeszcze nastolatkami - oboje uczyli się w tym samym liceum. Przyszła żona z Supraśla przyjeżdżała do Białegostoku na lekcje, a popołudniami i w weekendy Maciej jeździł do Supraśla. Wspomina, że z Sochoń, gdzie wtedy mieszkał, często przyjeżdżał tu rowerem. To były niebezpieczne wyprawy. Przy drodze nie było jeszcze wtedy ścieżki rowerowej, ulicę trzeba było dzielić z samochodami.

- A potem sam zrobiłem prawo jazdy i do Supraśla jeździłem już samochodem - uśmiecha się pan Marcin.

Wspomnienia Supraśla z lat nastoletnich to nie tylko spacery i spotkania z ukochaną. To również wspólne pomaganie w restauracji. - Mama mojej żony już wtedy prowadziła w Supraślu restaurację Łukaszówka. Wtedy tylko jej pomagaliśmy. Dziś jesteśmy współwłaścicielami - mówi Marcin Basiński. Wtedy pracowali jako kelnerzy, jako dostawcy, gdy trzeba było coś przywieźć z Białegostoku.

- A dziś wspólnie prowadzimy firmę. I mieszkamy w Supraślu - podkreśla Maciej.

Opowiada, że żona wcale nie musiała go namawiać, by po ślubie zamieszkali w Supraślu. - To była zupełnie naturalna decyzja. Mieliśmy możliwość, żeby tu zamieszkać i nawet nie rozważaliśmy innej opcji - przyznaje. I zapewnia, że wcale tego nie żałuje. Docenia Supraśl za spokój, za oddech od zgiełku, który funduje miasto, za bliskość natury, lasu, świeże powietrze... - Jako młodzi ludzie na pewno nie dostrzegaliśmy tego aż tak bardzo - przyznaje. I tłumaczy: - Bo fajnie było pójść na jakąś dyskotekę, fajnie było pójść do jakiegoś pubu. A w Supraślu tego nie było?

Dziś zresztą też często jeżdżą do Białegostoku. A to po zaopatrzenie do restauracji, a to zawieźć towar do sklepów spod szyldu Łukaszówki? Zadecydowali też zresztą, że i dzieci będą chodziły do szkoły w Białymstoku. - Czasem więc nadal wydaje się, że ta droga do Supraśla jest długa i kręta - żartuje. A już poważnie dodaje, że trasę czas przemierzają nawet pięć-sześć razy dziennie. - Na szczęście dziś ta droga jest już fajna, wygodna, zmodernizowana. Ale i tak na te małe podróże tracimy mnóstwo czasu - mówi. Ale nie narzeka. Bo wie, że przecież nie można mieć wszystkiego. Oni mają blisko las i możliwość pospacerowania po puszczy, mieszkańcy Białegostoku - inne atrakcje.

Zresztą - w Supraślu jest przecież Łukaszówka. To restauracja prowadzona przez mamę żony Macieja. - Ewa pracowała tam od 16. roku życia, czyli to już 23 lata. A ja też zawsze chciałem pomagać - mówi.

Potem to pomaganie było coraz większe i większe aż w końcu Ewa i Maciej zostali wspólnikami mamy.

A potem? - Przyszedł pomysł robienia masła orzechowego - uśmiecha się Maciej Basiński. Jak mówi - zawsze miał głowę pełną pomysłów.

Przyznaje, że początki wcale nie były takie bardzo biznesowe. Zakładania nowej firmy wcale nie rozpoczął od badania rynku, orientowania się, czy na to, co chce produkować, będzie popyt. Po prostu - sam poczuł, że będzie jadł takie masło i... zaczął je produkować w większych ilościach.

- Byłem na treningu w jednym z białostockich klubów. W sklepiku przy siłowni znajoma poczęstowała mnie właśnie masłem orzechowym. I - chyba trochę dla żartu - zapytała, czy ja nie mógłbym czegoś takiego zrobić - opowiada o początkach.

Wziął wtedy to opakowanie masła do ręki, przejrzał skład: 100 proc. orzechów!

- I przypomniałem sobie słowa sprzedawcy, który sprzedawał nam jedną maszynę do Łukaszówki: zmielisz nią wszystko. I podjąłem się tego zadania.

Zawiózł pierwsze masło do sklepu Łukaszówki w Białymstoku. A produkcję kolejnych partii powierzył pracownicom Łukaszówki. Po jakimś czasie pracownice sklepu poskarżyły się, że choć masło się dobrze sprzedaje, nie dostają kolejnych.

Zaczął dopytywać. Okazało się, że maszyna, którą miał, robi tylko sześć 400-gramowych maseł na godzinę.

Pomyślał: klienci tego chcą. Musimy więc im to dać.

Kupił większy sprzęt. A zapotrzebowanie było coraz większe i większe.

Maciej Basiński postanowił więc, że będzie to oddzielna marka: Maslove. Zainwestował w kolejne maszyny i w kolejne orzechy. Pod nową nazwą powstawało więc nie tylko masło arachidowe, ale i z nerkowców, orzechów pekan, makadamia, laskowych, pistacji. Niektóre masła mielił na gładką masę, w innych zostawiał kawałki orzechów, do jeszcze innych dodawał nieco soli czy syrop klonowy.

- Powstała całkiem dobrze prosperująca firma - uśmiecha się.

Jego masła smakują ludzie w całej Polsce - bo sprzedaje je przez internet. Masła można też kupić w sklepach ze zdrową żywnością w Białymstoku, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie?, w klubach fitness, ale też oczywiście w Łukaszówce, w Supraślu! Tam, gdzie są produkowane. I gdzie mieszkają właściciele firmy, która je produkuje. 

Galeria

Zobacz również