NZS Akademii Medycznej w Białymstoku - geneza i początki

Powstanie przed czterdziestu laty organizacji Niezależne Zrzeszenie Studentów było głównie wynikiem aktywności studentów ostatniego roku studiów, do którego dołączyły studentki i studenci młodszych roczników. Powstanie tej organizacji było konsekwencją fermentu społecznego i politycznego na powszechną niezgodę na peerelowską rzeczywistość w państwie i na uczelni - pisze Zbysław W.Grajek.

Fotografie Andrzeja Szymańskiego /źródło: Medyk Białostocki/

Fotografie Andrzeja Szymańskiego /źródło: Medyk Białostocki/

Druga połowa lat 70. ubiegłego wieku. Na studiach zajmujemy się nauką, turystyką, sportem i rozrywkami. Wielu z nas zakłada rodziny. Rodzą się studenckie dzieci. Dorabiamy na utrzymanie rozładowując wagony, myjąc okna i sprzątając. Wakacje spędzamy we własnym gronie, organizując wycieczki lub rodzinnie, w miejscu zamieszkania. Fajnie? Oczywiście. Byliśmy młodzi. Radziliśmy sobie nieźle. Coś jednak nas zawsze uwierało.

Inauguracyjne spotkanie studenckie na pierwszym roku miało mieć charakter informacyjny. Przedstawiono nam perspektywę życia studenckiego poprzez udział w strukturach ZSP (Zrzeszenie Studentów Polskich), tak dla niepoznaki tylko, przechrzczonego na "socjalistyczny". Kto nie chciał należeć, mógł wyjść. Poczuliśmy się wmanewrowani w coś niechcianego. Zabrakło odwagi na sprzeciw. Deklaracji o przystąpieniu do SZSP nie podpisało tylko kilka osób. Poczucie działania pod przymusem było dominujące.

Lepszy student

Tych z nas, którzy zamieszkali w akademikach, raziło uprzywilejowanie działaczy SZSP. Lepsze pokoje, często dwuosobowe, zdarzał się telewizor. Pozostali musieli się zadowolić wieloosobowymi z zepsutym radioodbiornikiem. W owym czasie otwierał się dla nas świat państw "demoludów". Większość wycieczek była organizowana odgórnie. Chcąc zwiedzić ZSRS, trzeba było się zapisać do towarzystwa przyjaźni tego kraju. Dla większości z nas była to bariera nie do pokonania. Natomiast próba wyjazdu poza kordon, wymagała upokarzającej rozmowy z działaczami organizacji studenckiej, a potem z odpowiednim człowiekiem z uczelnianego komitetu PZPR. Tu też tylko niewielka grupa osób decydowała się na przejście tej procedury. W przełamywaniu oporów zdecydowanie pomagała motywacja ukierunkowania swej drogi życiowej na karierą naukową. A i tak, ostatecznie przydział praktyk zagranicznych miał charakter uznaniowy.

Legalną dodatkową pracę można było uzyskać tylko przez spółdzielnię studencką. Najlepsze oferty trafiały do aktywistów. Władze spółdzielni, teoretycznie obieralne, były kształtowane przez socjalistyczny związek studentów. Trzeba więc było działać na własną rękę, a i tak legalizować w spółdzielni.

Teraz kolejny wątek społecznego niezadowolenia. Wspaniały Chór AMB. Koncertował w Polsce i za granicą. Problemem była ciągła obecność politycznego opiekuna i "poprawny" repertuar, który - w co teraz trudno uwierzyć - był cenzurowany. Z wielkim trudem udało się przeforsować zgodę na śpiewanie "Gaude Mater Polonia", ale bez Amen na końcu! No i jeszcze zajęcia z nauk politycznych i filozofii marksistowskiej, uważanych za równoważne z anatomią i chorobami wewnętrznymi. Można było repetować rok z powodu ich niezdania!

Jako studenci widzieliśmy także polityczne ścieżki kariery akademickiej, z pomijaniem naukowców o "złym życiorysie".

No cóż. Także ówczesny patron uczelni, Julian Marchlewski, nie budził naszego zachwytu. Nie umieliśmy się z nim identyfikować. Był on prawdziwą emanacją politycznego wymiaru funkcjonowania Akademii, znanej w Polsce jako 'czerwona".

Czerwiec 76

Gierkowski cud ekonomiczny na wyczerpaniu, gospodarka się załamuje. W czerwcu 1976 roku ogłoszono kilkudziesięcioprocentową podwyżkę cen żywności. Wybuch niezadowolenia robotników w Radomiu, represje milicji i sił bezpieczeństwa. To bardzo poważny sygnał, że w kraju dzieje się coraz gorzej. Docierają do nas informacje o Komitecie Obrony Robotników (KOR), Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO) a w 1979 także o Konfederacji Polski Niepodległej (KPN).

KOR-owski "Robotnik" otrzymujemy regularnie od 1978 roku od Jerzego Picewicza, kolegi z grupy dydaktycznej. On też nawiązuje kontakt z Teodorem Klincewiczem organizującym jawne Studenckie Komitety Solidarności (SKS). Większość odbiorców bibuły była z jednego roku, z jednej grupy ćwiczeniowej. Ostro dyskutowaliśmy. Materiały przekazywaliśmy tylko znajomym. Mieliśmy informacje, że podobne ?kółka zainteresowań? kształtowały się na wyższym roku i wśród młodszych roczników. Kontakty między nami miały charakter towarzyski. Nie zdecydowaliśmy się na założenie SKS na naszej uczelni. Nie mieliśmy ani odwagi ani nie widzieliśmy sensu jawnego działania. Do tego doszło zróżnicowanie poglądów na przyszłość. Finlandyzacja kraju, promowana przez KOR, czy też odzyskanie niepodległości, którą przedstawił Leszek Moczulski w "Rewolucji bez rewolucji"?

Wrzesień 1979 roku. Od drugiego roku studiów nie płaciliśmy składek na SZSP. Teraz odbywaliśmy obowiązkową służbę wojskową w ramach studium wojskowego. Stawialiśmy sobie pytanie: Jak ślubować na wierność Sowietom? Wasalskie zapisy znalazły się w konstytucji PRL w 1975 roku i miały odzwierciedlenie w rocie przysięgi. Nie było nas stać na otwarty bunt. Podczas uroczystości w białostockiej jednostce wojskowej, w której brali także żołnierze poborowi, odpowiedniego fragmentu przyrzeczenia nie wygłosiliśmy. Zrobiła tak większość studentów. To wyciszenie było wyraźnie słyszalne. Kierownictwo studium wojskowego potraktowało ten fakt jako partactwo żakowskie. Jeszcze jedno. Podpisy pod przysięgą składaliśmy modelując je w słowo "nie".

I tak przyszedł sierpień 1980 roku. W końcu września wracaliśmy na uczelnię. Mieliśmy już sprecyzowane poglądy i bez zbędnego ociągania zaczęliśmy tworzyć niezależny ruch studencki. Okazało się, że oprócz naszej grupy, studentów VI roku Wydziału Lekarskiego, pojawiły się także inne, podobne inicjatywy. Udało nam się zebrać razem. Odzew wśród studentów początkowo nie był zbyt wielki, ale wśród osób, które zdecydowały się przystąpić do naszego ruchu, nastrój był podniosły. Były to pierwsze próby prawdziwej demokracji i zderzania się różnych poglądów.

NZS AMB

Formalnie Komitet Założycielski NZS AMB powstał 11 października. Zgodnie z ówczesnym prawem, musiał liczyć minimum dziesięć osób. Na całej liście założycielskiej znalazło się 25 studentów. Inicjatorzy założenia NZS-u na naszej uczelni powiadomili rektora. Było to dla nas bardzo ważne. Zawiadamialiśmy, a nie prosiliśmy o zgodę na zorganizowanie zrzeszenia. Olbrzymia zmiana jakościowa. Poczuliśmy się podmiotem, a nie przedmiotem. Pod pismem podpisaliśmy się w kolejności alfabetycznej: Maria Ginel, Zbysław Grajek, Bogdan Krasucki, Jerzy Picewicz, Jacek Smykał, Marek Szulc, Ryszard Szymański. Odbyły się także formalne spotkania z władzami akademii. Przebiegały w spokojnej atmosferze.

Początkowo narady organizacyjne odbywały się w pokojach, w których mieszkaliśmy. Za biurokrację wystarczał zeszyt z notatkami. Później udostępniono nam pokój nr 3 w starym DS, maszynę do pisania, telefon i materiały biurowe. Znacznie później dostaliśmy powielacz, ukryty w dniu wybuchu stanu wojennego. Na nim to, już w stanie wojennym, bez naszego udziału, studenci Filii UW drukowali swoje materiały. Byli zresztą za to sądzeni. W ?trójce? ogniskowała się nasza aktywność. To tutaj włamali się ?nieznani sprawcy? i zrobili nam kipisz. Winnych nigdy nie znaleziono.

Ukształtowały się "tymczasowe władze" NZS AMB. Ten cudzysłów jest z dwóch powodów. Po pierwsze formalnych, związanych z ówczesnym prawem. Do czasu rejestracji byliśmy tymczasowi. Po drugie, w zrzeszeniu nie zakładaliśmy, że ktoś będzie rządził organizacją. Demokratycznie wybrana grupa ludzi powinna harmonizować i zestrajać w całość działania wszystkich członków naszej organizacji. Ot, taki rewolucyjny sznyt. W ten sposób została powołana Tymczasowa Rada Koordynacyjna.

W lutym 1981 roku nastąpiła rejestracja Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Można już było wybierać stałe władze. Stery przejęli młodsi koledzy. Kolejny wątek pierwszego - a jak nazywamy go w publikacjach oraz na spotkaniach koleżeńskich - "starego NZS-u", zaczyna się z wyborem nowych władz zrzeszenia wiosną 1981 roku. Nowej Komisji Koordynacyjnej przewodniczył Jerzy Górny. To ta ekipa doprowadziła do finału większość działań, które my rozpoczęliśmy.

Autonomia

Kim byli członkowie Niezależnego Zrzeszenia Studentów Akademii Medycznej w Białymstoku? To studenci ze wszystkich kierunków. Początkowo przeważali studenci starszych lat studiów. Byli to ludzie o różnych poglądach. Cała paleta opcji politycznych i społecznych. Podobnie jak "Solidarność", tak i NZS, skupiały osoby różnych wyznań. Znaleźli się w naszym gronie członkowie katolickiego duszpasterstwa akademickiego oraz prawosławnego bractwa młodzieży. W zrzeszeniu znaleźli wsparcie swej aktywności społecznej. Obecny był cały przekrój narodowościowy północno - wschodniej Polski. Warto wspomnieć, że w Białymstoku z NZS-u wyłoniło się Białoruskie Zrzeszenie Studentów. To, co nas wszystkich łączyło, to była idea demokratyzacji życia politycznego i społecznego. Używaliśmy tego eufemizmu, żeby uniknąć represji ze strony władz. Z biegiem czasu nasz język oficjalny stał się bardziej jednoznaczny.

W pierwszej fazie działalności komitetu założycielskiego organizowaliśmy masę spotkań. Zbieraliśmy i spisywaliśmy zgłaszane postulaty. Miały one różny charakter. Większość dotyczył funkcjonowania uczelni i jej autonomii oraz autonomii ruchu studenckiego. Wdrażanie ich w życie nie było łatwe. Wymagało negocjowania z władzami uczelni. Spierania się z organami uczelnianymi PZPR. Także walce z cenzurą.

Na pierwszy plan wysuwaliśmy postulat demokratyzacji uczelni i organizacji studenckich. Chcieliśmy aktywnie uczestniczyć w życiu uczelni. Nasi przedstawiciele byli zapraszani na posiedzenia senatu i rad wydziałów. Brali czynny udział w obradach, co z jednej strony budziło zdziwienie, a z drugiej przysparzało zwolenników wśród kadry naukowej i dydaktycznej. Wśród członków zrzeszenia ujawnił się bardzo silny nurt samorządowy. NZS z dwustu członkami ani tym bardziej SZSP nie stanowiły reprezentacji wszystkich studentów. Z naszej inicjatywy, wiosną 1981 roku, powołany został samorząd studencki. Przygotowania organizacyjne prowadził Studencki Komitet Organizacji Samorządu, któremu przewodził nasz kolega Adam Pawiński. Nie łatwo było pogodzić różne koncepcje merytoryczne. Ale się udało. Wybory władz miały charakter demokratyczny. Były poprzedzone mocną kampanią wyborczą. Był to pierwszy test popularności nie tylko poszczególnych kandydatów, ale także, a może przede wszystkim, działających organizacji studenckich. Wygrana była po stronie NZS i niezrzeszonych. Bardzo aktywnie w działalność zaangażowali się studenci, dla których idea samorządności mogła się wreszcie ziścić. Przedstawicielem wszystkich studentów stał się Samorząd Studencki, a nie socjalistyczny związek studencki. Demokratyczne zmiany zaszły także w domu studenta. Rada mieszkańców została ukształtowana demokratycznie. Warto zwrócić uwagę, że nasza organizacja nie rościła sobie pretensji do reprezentowania całego środowiska studenckiego.

Siła zmian

Niezależne Zrzeszenie Studentów, jako organizacja ogólnopolska, doprowadziło do zmiany ustawy o szkolnictwie wyższym i wprowadzenia obieralności rektora! To była prawdziwa rewolucja. Środowisko akademickie miało dokonać demokratycznego wyboru władz uczelni. Nie odbyło się to bezboleśnie. Wiosną 1981 zastrajkowali studenci Uniwersytetu Łódzkiego. Do nich dołączyły inne uczelnie. Mieliśmy w tym swój udział. Do Łodzi udała się oficjalna delegacja NZS AMB. W jej skład wszedł także autor tych wspomnień. Weszliśmy w skład komitetu koordynującego strajki w Polsce. Strajki wygasły dopiero po podpisaniu porozumienia z ministrem szkolnictwa wyższego w sprawie zmiany ustawy w sposób, który uwzględniał oczekiwania większości środowiska akademickiego.

Z "Solidarnością" łączył nas także pogląd na jawność życia uczelni. Większość decyzji dotyczących stypendiów i wyjazdów naukowych czy też awansów zawodowych, a także spraw socjalnych, miała charakter uznaniowy. Wspólnie domagaliśmy się jasnych kryteriów i publicznego ujawniania rezultatów postępowania. W tych sprawach współpracowaliśmy z ?Solidarnością? działającą na AMB, zwłaszcza z dr. Andrzejem Lussą. Wspólnym postulatem było poszerzenie składów senatu i rad wydziałów oraz wybór rektora przez środowisko akademickie, a nie powoływanie przez ministra szkolnictwa wyższego, jak to było dotychczas. Czuliśmy wsparcie ze strony wielu przedstawicieli kadry naukowej. Wśród wielu innych, w przyjaznym kontakcie byliśmy z profesorami: Emanuelem Trembaczowskim, Andrzejem Kalicińskim oraz doktorem Bogusławem Kościem. To grono stale się poszerzało. Nie sposób wymienić wszystkich.

W lutym 1981 roku zaczęliśmy wydawać "Stetoskop". Początkowo nielegalnie na matrycy drukowanej na maszynie do pisania, która była rozpinana na chałupniczo wykonanej ramce. Następnie rozprowadzało się farbę wałkiem malarskim, z drugiej struny podkładając czysty arkusz papieru. Zajmowaliśmy się tym na zmianę. Potem były wydania legalne z zaznaczeniem, że są do "użytku wewnętrznego". Takie były wymogi prawne. Redaktorem odpowiedzialnym, takie bowiem stosowaliśmy nazewnictwo, został Mieczysław Raczkowski. Nie było łatwo. Przykładem jest zablokowanie przez cenzurę wydania numeru przeznaczonego dla nowo przyjętych studentów w lipcu 1981 r.

Wbrew oficjalnym deklaracjom, działaliśmy także politycznie. Pierwsze plakaty białostockiej "Solidarności" były rozlepiane przez studentów naszej uczelni. Skończyło się to zwinięciem przez tajniaków wprost z ulicy Marii Skłodowskiej-Curie i zatrzymaniem w komisariacie milicyjnym. Znalazłem się w tym gronie. W marcu 1981 roku strajkowaliśmy, razem z "Solidarnością", w odpowiedzi na prowokację bydgoską: po sesji wojewódzkiej rady narodowej zostało pobitych przez MO i SB dwudziestu pięciu członków "Solidarności", w tym najbardziej Jan Rulewski, w wolnej Polsce Poseł i Senator RP. Niżej podpisany został wybrany na przewodniczącego komitetu strajkowego. W ramach współpracy ze związkiem zawodowym zorganizowaliśmy punkty medyczne w dużych, strajkujących zakładach pracy. Organizowaliśmy wydarzenia patriotyczne. Uczestniczyliśmy także w wydarzeniach społecznych i politycznych organizowanych przez "Solidarność".

Gorąca jesień 81

Wracając do spraw uczelnianych. Wybory rektora i władz Akademii Medycznej w Białymstoku były świętem demokracji. W ich wyniku, po raz pierwszy, ukształtował się senat i rady wydziałów z istotnym udziałem studentów. Reprezentacja studencka, wyłoniona demokratycznie, stanowiła 1/3 składu konwentu elektorskiego. W tej liczbie większość stanowili studenci niezwiązani ze związkiem socjalistycznym: członkowie NZS i niezrzeszeni. Dokonało się. Z dwóch kandydatów wygrał Pan Profesor Jerzy Łebkowski. Byliśmy dumni z tego wyboru. Okazał się on nie tylko korzystny dla Akademii Medycznej w całości, ale także dla tych studentów, którzy byli aktywni w niezależnym ruchu studenckim.

Jesień 1981 roku była bardzo gorąca. Środowisko akademickie zostało wprowadzone w błąd. Uchwalono ustawę o szkolnictwie wyższym niezgodną z porozumieniem łódzkim zawartymi w marcu tegoż roku. Ograniczała ona wywalczoną wcześniej autonomię. Wybuchły strajki na wielu uczelniach. Również na naszej. Sytuacja była dramatyczna. Wiele osób, działaczy pierwszej ekipy NZS, już pracowało. Przyjechaliśmy do Białegostoku wspierając strajkujących kolegów. Na znak solidarności ze studentami nie odbył się tradycyjny Bal Absolwenta.

Refleksje na temat drugiego rozdziału historii NZS AMB powinny być przedstawione przez młodszych kolegów, działających wtedy aktywnie w zrzeszeniu, gdyż to oni byli głównymi aktorami wydarzeń, o których ja tylko wspomniałem. Nie mogę jednak pominąć kilku faktów. Ważnym fragmentem tych dziejów były szykany wobec Niezależnych. Na początku stanu wojennego we wszystkich uczelniach zostały powołane komisje, które miały oceniać działalność studentów w latach 1980-1981 i ich relegować. Dzięki postawie Rektora naszej uczelni, Pana Profesora Jerzego Łebkowskiego, nikt nie został wyrzucony z uczelni. W późniejszym czasie, pod błahym z pozoru powodem, na rok zawieszono w prawach studenta Jerzego Cyglera. Złożył on kwiaty pod siedzibą NSZZ "Solidarność". W owym czasie stanu wojennego była to wielka przewina i prawdziwy akt odwagi. Zdarzyły się też niezdane przez kilku studentów egzaminy z farmakologii. Ale to już może z czystego niedouczenia? Należy pamiętać, że poważne represje dotknęły kilku pracowników naukowo-dydaktycznych. To, jak też i druga, bardzo burzliwa faza działalności NZS AMB oraz dalsze losy członków "starego NZS-u" są już tematem na zupełnie inną opowieść.

Pamięć jest ulotna. Wspierałem ją wertując numery "Stetoskopu" wydawane przez znakomity zespół redakcyjny, kserokopie dokumentów znajdujących się w Archiwum Uniwersytetu Medycznego oraz unikatowe wydanie książki Andrzeja Szymańskiego: "Mowa plakatów 1980-1981, cz. 1. Wybór dokumentów z dziejów NZS AMB 1980-1981? oraz cz. 2. "Dzieje NZS AMB 1980-1981".

Fotografie Andrzeja Szymańskiego.

Autor: Zbysław W.Grajek,

Śródtytuły pochodzą od redakcji,

Źródło "Medyk Białostocki"

Galeria

Zobacz również