FELIETON. Życie prawie jak z bajki

Pewnej rozmowy z rodzicami wzorowej uczennicy nie zapomnę nigdy. Ich córka nie sprawiała problemów wychowawczych. Zawsze schludna i kulturalna. W dzienniku same piątki i szóstki. Taka idealna jak jej rodzice... - pisze Urszula Jakuć, terapeuta, pedagog, nauczycielka. Prywatnie żona i mama trojga dzieci.

Na zdjęciu autorka felietonu

Na zdjęciu autorka felietonu

Mama elegancka i elokwentna, kobieta sukcesu. Ojciec zadbany, przystojny, szarmancki. Jeden z tych mężczyzn, którzy doskonale żonglują zwrotami grzecznościowymi: bardzo mi miło, dziękuję, proszę, przepraszam. Dlaczego opisuje wygląd? Często interesujemy się tylko tym, co widzimy gołym okiem. Biedne ubranie to w powszechnej opinii czynniki wskazujący na dysfunkcyjną rodzinę. Pozory jednak mylą?

Ktoś by powiedział, że jestem nadgorliwa. Przecież tamta uczennica była grzeczna. Co z tego, że jej uśmiech był wyuczony? Przecież to dobrze, że zawsze odpowiadała na pytania dyplomatycznie. A to, że stroniła od towarzystwa kolegów i koleżanek, to coś złego? Może indywidualistka. A to, że miała obgryzione do krwi paznokcie? Może to kujon, który zbyt przejmuje się z ocenami. Kulminacyjnym punktem była godzina wychowawcza, podczas której rozmawiałam z uczniami o rodzinie. Dziewczynka wypowiadała się jak zwykle z namysłem i logicznie. Wiecie, czego zabrakło? Spontaniczności. Dziecko - które czuje się akceptowane, ważne i kochane - mówi o swojej rodzinie spontanicznie! Nie używa wyszukanych słów, nie idealizuje swojej rodziny, ujawnia emocji, mówi, co się podoba lub nie podoba. Brak emocji w takiej sytuacji jest dziwny.

Mamy skłonność do maskowania zakłopotania, poczucia winy i wstydu. Udawanie jednak sporo nas kosztuje - jest męczące dla naszej psychiki i ciała. Dziś wmawia się ludziom, że jak się pozytywnie nastawią - choć w środku wszystko w nich krzyczy - to zmienią rzeczywistość. Takie rady pomagają ludziom w dobrym nastroju, więc jeśli ktoś cierpi, bo w jego życiu wydarzyło się coś trudnego, sztuczne siłowe zaprzeczanie nic nie da. Trzeba to przeżyć i podzielić się z drugim człowiekiem. Zaspokojenie tej potrzeby szczególnie ważne jest dla nastolatków, którzy naprawdę borykają się z wieloma problemami.

Wracam do tamtej wstrząsającej rozmowy z rodzicami nienagannej uczennicy. Nagle "pstryk''. Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać tę dystyngowaną parę, jej urok jak mgła zaczął się rozpływać. Na moich oczach w ruch poszły te wszystkie "szpileczki" w stylu: "zniszczyłaś mi życie ty su...o'', "ty szmato'', "ty babiarzu'', "łajzo?, "co ten skur? mi zrobił". Nie wierzyłam własnym uszom. W tamtej chwili zobaczyłam w wyobraźni, co oni muszą fundować swojej córce każdego dnia. Życie prawie jak z bajki. Prawie, bo bez miłości i poczucia bezpieczeństwa. Takie piękne "piekiełko".

Kiedy dziecko widzi, jak dorośli się wyzywają, poniżają, biją, to te obrazy będzie już nosić, a właściwie dźwigać, w swoim sercu do końca życia. Będzie przechowywać w nim wszystkie krzywdy, lęki, upokorzenia, wstyd. Ta rana może się zabliźni, ale już nigdy nie zniknie. Nigdy.

Dziecko nie rozumie, dlaczego mama mówi brzydko do taty. Przecież tata jest taki wspaniały, bierze córeczkę na barana i biega z nią po pokoju. Dziecko nie rozumie, dlaczego tata krzywdzi mamę, przecież mama jest taka dobra, bo tuli i całuje swojego synka. Dziecko pragnie kochać oboje rodziców. Dlatego - jeśli mogę mieć pewną radę - nie opluwajcie siebie na siebie nawzajem. Nie nastawiajcie dzieci przeciwko mężowi lub żonie. Nie mścijcie się, nie wyzłośliwiajcie się, nie niszczcie ojca lub matki swojego dziecka. To zło prędzej czy później powróci także do was jak bumerang.

Zbliżają się święta. To taki okres, kiedy myślimy o ozdobach choinkowych, o prezentach, o pomaganiu potrzebującym. A ja was proszę, pomyślcie w pierwszej kolejności o swoich dzieciach. Co im możecie dać oprócz prezentów? O czym one tak naprawdę marzą? Pomyślcie o wspólnym wyjściu na spacer albo na lodowisko, o wspólnym sprzątaniu i ozdabianiu domu, o wspólnym przygotowywaniu potraw, o wspólnym kolędowaniu, o wspólnej modlitwie, o wspólnych świętach. I błagam was nie każcie dziecku wybierać, czy ma być szczęśliwe tylko z mamą albo tylko z tatą?

Niedawno obejrzałam z dziećmi stary, ale wzruszający film familijny "Pani Doubtfire". Główny bohater to roztrzepany i niezaradny facet po rozwodzie. Tęskni za dziećmi. Aby spędzać z nimi więcej czasu, zatrudnia się jako "gosposia" u swojej byłej żony. Jak to możliwe? Przebiera się za starszą panią. W nowej roli jest już odpowiedzialny i troskliwy, czym uszczęśliwia swoją rodzinę. Myślę sobie, a co ja, ty, my jesteśmy w stanie zrobić, aby więcej czasu spędzać z naszymi dziećmi?

Zobacz również