Hyundai i30N - 275 powodów do radości

Hot hatche od 30 lat powodują skok tętna u setek kierowców. Nie każdy ma potrzebę posiadania mało praktycznego i koszmarnie drogiego supersamochodu. Po Ziemi stąpają ludzie, którym w zupełności wystarczy sportowa odmiana "cywilnego" auta. Od niedawna w wyścigu po uwagę klientów bierze udział Hyundai z modelem i30N Performance. Zabrałem na spacer 275 konną "eNkę" w wersji nadwozia fastback. Chociaż przejażdżka trwała kilkanaście minut, na samo jej wspomnienie serce bije szybciej.

Łączenie przyjemnego z pożytecznym to trudna sztuka. Zwłaszcza w motoryzacyjnym światku. Da się to jednak zrobić. Wystarczy sporo ambicji, zdolny fachowiec i dobre miejsce do testów. Tak się składa, że Hyundai ma ambicje. Problem braku odpowiedniej kadry Koreańczycy rozwiązali najprostszym sposobem - przetransferowali do swojej drużyny pierwszoligowego gracza. Albert Biermann wcześniej pracował dla BMW, rozwijając serię M.

Projekt "N Performance" pod okiem tego inżyniera to niemal gwarancja sukcesu. Jeśli dodamy do tego 10 000 godzin testów na torze Nurburgring, powinniśmy otrzymać ciekawy projekt.

Czy tak faktycznie jest? Chociaż Hyundai i30N pod wieloma względami zdaje się ustępować konkurencji, to tylko złudzenie.

Hyundai i30N - Hello everybody!

Koreańczycy zaprezentowali "N-kę" w 2017 roku i z miejsca narobili swoim projektem sporo zamieszania.

Hyundai zaznaczył swoją obecność w rajdowym światku, więc wypuszczenie konkurenta Cupry, Type - R?a, czy Golfa GTI to naturalna kolej rzeczy. No i tak na rynek trafiła bazowa wersja "N-ki" o mocy 250 KM oraz wersja N Performance o mocy 275 koni.

Poza klasycznym hatchbackiem dostępna jest również wersja fastback z opadającą linią dachu. Pierwszy raz znalazłem się w tym aucie w 2018 roku. Wówczas miałem okazję poznać i30N z perspektywy pasażera.

Doczekałem się jednak momentu, w którym dane mi zostało pogrzać lewy fotel 275 konnego hot hatcha z tym ciut bardziej seksownym tyłeczkiem. Mówiąc konkretniej ? Hyundaiem i30N fastback. Do tego w kolorze red fury, czyli dającego +10% do szybkości. Przynajmniej wg miejskich legend?

Hyundai i30N - dziecko z nieprawego łoża

Ojciec Niemiec, matka Koreanka. Miejsce narodzin Nurburgring. Ośrodek wykluwania kolejnych egzemplarzy zlokalizowano w Czechach. Hyundai i30N ma gorzej niż Jon Snow.

W lidze hot hatchów uchodzi za bękarta. Jest jednak jedna różnica ? każdy wie, że to pełnoprawny pretendent do tronu.

A tak zupełnie poważnie, to auto dla ludzi kierujących się zdrowym rozsądkiem przy niezdrowych wyborach. Można rzec, że w porównaniu do konkurencji "N-ka" prezentuje się skromnie. Na pewno nie można zaliczyć jej do "sleeperów".

Od standardowego Hyundaia i30N wersję N Performance różni szereg elementów. Każdy z nich wymownie daje do zrozumienia, że mamy do czynienia z konkretnym zawodnikiem.

Z tyłu zlokalizowano trójkątną lampę światła przeciwmgielnego (w wersji fastback umieszczono ją na dole zderzaka), dwie rury wydechowe i emblemat "N". Z przodu zmodyfikowano wloty powietrza. Dwa zewnętrzne służą do chłodzenia tarcz hamulcowych, więc krzywdzące byłoby określanie ich atrapami.

Dymione reflektory LED dodają charakteru i dobrze współgrają z elementami wpływającymi na aerodynamikę. Nawet laik zrozumie, że nie znalazły się w tej furze przez przypadek.

Nadwozie osadzono na 19-calowych obręczach. Pomiędzy felgami kryją się czerwone zaciski, a w bagażniku? rozpórka.

Całość robi wrażenie i raczej ciężko w tym aucie o anonimowość. Już zwykły i30 fastback wzbudza ciekawość. W wersji N możesz zapomnieć o dyskrecji czy znikaniu w tłumie.

Odcień lakieru nie ma znaczenia. Shadow Grey czy Phantom black może mniej rzucają się w oczy niż Red fury, ale daleko im do uzyskania efektu stealth. To nie Lamborghini Huracan, a mimo to przyciąga ciekawskie spojrzenia.

W środku jest tak, jak powinno być w aucie cywilnym o sportowym charakterze - do bólu funkcjonalnie. Wieloma Hyundaiami jeździłem i stwierdzam, że Koreańczycy nie napracowali się zbyt wiele przy wnętrzu. To dalej Hyundai, jednak subtelnie przyozdobiony emblematami sportowej serii.

Ktoś z centrali podszedł do tematu bez ciśnienia. Dorzucił aluminiowe nakładki na pedały, zadbał o czerwone przeszycia na tapicerce i zachował praktyczny kokpit. Daję lajka za dodatkowe kontroli przy obrotomierzu. Skutecznie przypominają, że dopóki silnik się nie rozgrzeje, nie ma jazdy na full.

Oddzielny temat to migające diody, sygnalizujące moment zmiany biegu. Niby nic wielkiego, bo podobne rozwiązania są dostępne w większości obecnie produkowanych aut. Koreańczycy podeszli do tej kwestii na sportowo - diody w po dotarciu na granicę odcinki zaczynają migać. Przydatny gadżet. Zbyt wielu przekombinowanych funkcji w tym aucie nie znajdziesz. Wszystko zdaje się mieć swoje miejsce.

Hyundai i30N to auto, którym od poniedziałku do piątku odwozisz bąbelki do przedszkola, a w weekend wykręcasz życiówkę na torze. W każdym razie ja taką narrację ludzi z marketingu przyjmuję.

Nie marketing jest jednak w tym koreańskim czorcie najważniejszy.

Hyundai i30N - a prowadzić potrafisz?

Koreańczycy (przy wspomnianej pomocy niemieckiej myśli technicznej) stworzyli namiastkę rajdowego potworka. "eNka" nie tylko wygląda.

Na pokładzie znajdzie się kilka systemów służących opanowaniu sportowych właściwości tego auta. Hyundai i30N wystawia na pokusę, aby na każdym zielonym świetle wciskać gaz do oporu. Tutaj przydaje się fabryczny launch control - strażnik sprzęgła.


Autor: Karol Rutkowski

karolrutkowski.eu

Zobacz również