Mamrot: Szanujemy to, co mamy

- Jesienią mieliśmy spore wahania formy, ale nie ma się co dziwić. Zmieniliśmy styl gry i wymogi wobec zawodników. Zimą będziemy chcieli te elementy jeszcze bardziej dopasować, tak byśmy wiosną oglądali więcej takich spotkań, jak te z Koroną w Białymstoku - mówi trener Jagiellonii Białystok, Ireneusz Mamrot, z którym podsumowaliśmy rundę jesienną w wykonaniu jego zespołu.

/fot. Biuro Prasowe Jagiellonii Białystok/

/fot. Biuro Prasowe Jagiellonii Białystok/

Gdyby przed startem sezonu ktoś powiedział trenerowi, że po 21. kolejce pański zespół będzie miał 36 punktów i tylko 2 straty do lidera, to wziąłby to trener w ciemno? Czy może jest jednak jakiś lekki niedosyt?

- Na pewno biorąc pod uwagę zmiany w kadrze. Nie było ich dużo, ale jednak, a co ważniejsze to, to że już po dwóch tygodniach pracy mieliśmy pierwszy oficjalny mecz, to bym to wziął. Nie chce być posądzany o minimalizm, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że nie było odpowiednio dużo czasu, żeby bardziej poznać zespół, czy przygotować go pod względem motorycznym chociażby, to wynik na zakończenie jesieni jest dobry.

Pokazujecie jednocześnie, że kontakt z pucharami wcale nie musi być pocałunkiem śmierci.

- Wiemy, jak często w Polsce wyglądały kluby, które były zmuszone wcześniej startować ze względu na występy w pucharach, że nie było to łatwe i często kończyło się gorszym punktowaniem w lidze, a tym czasem z tego co się orientuje, to wypracowaliśmy trzeci najlepszy w historii wynik Jagiellonii na tym etapie sezonu.

A mogło być ich jeszcze więcej.

- Nawet tak do tego nie podchodzę. My już tak mamy, że mówimy tylko o meczach, w których straciliśmy punkty. Podliczamy ile moglibyśmy mieć ich więcej. Nigdy natomiast nie patrzymy na zdobycz punktową w meczach, które udało się wygrać, choć z przebiegu meczu wcale się na to nie zapowiadało. Nie chce nic wrzucać do niczyjego ogródka, ale trzeba podejść do tego uczciwie. Suma szczęścia zawsze równa się zeru. Przykładowo mecze z Sandecją i Piastem u siebie powinniśmy wygrać i mieć sześć punktów więcej, ale w meczach z Pogonią chociażby niekoniecznie musieliśmy odnieść zwycięstwo. Dlatego szanujemy to, co mamy i nie dodajemy tego, czego nie podnieśliśmy z boiska.

Wiąże się z tym też ciekawa rzecz, że zespół niemal zawsze punktował w momencie, kiedy mecz mu się nie układał, kiedy rywal stawiał twarde warunki, a na boisku zbyt wiele nie wychodziło. Natomiast gdy Jagiellonia dobrze rozpoczynała mecz i kontrolowała jego przebieg, często, jak chociażby we wspomnianych meczach z Sandecją i Piastem kończyło się to niepowodzeniem. Zgodzi się trener z tym?

- Jest w tym wiele racji. Mecze u siebie z Sandecją, Piastem czy Śląskiem, a nawet z Arką na wyjeździe graliśmy bardzo dobrze, a wyciągnęliśmy z nich łącznie punkt. Natomiast w meczach na początku sezonu z Termaliką, Górnikiem czy Pogonią, graliśmy słabiej, wynik cały czas kręcił się wokół remisu, a ostatecznie zwyciężaliśmy. Dlatego bardzo cieszę się ze spotkań, jakie rozegraliśmy u siebie z Koroną czy jeszcze wcześniej z Zagłębiem Lubin. W tych meczach prezentowaliśmy dobrą grę i poparliśmy to punktami. Musimy dążyć do tego, żeby takich spotkań było więcej. Jesienią mieliśmy spore wahania formy, ale nie ma się co dziwić. Zmieniliśmy styl gry i wymogi wobec zawodników. Zimą będziemy chcieli te elementy jeszcze bardziej dopasować, tak byśmy wiosną oglądali więcej takich spotkań, jak te z Koroną w Białymstoku.

Mecz z Koroną, to ten z którego trener jest najbardziej zadowolony?

- Szkoda, że nie wygraliśmy meczu, który zremisowaliśmy u siebie ze Śląskiem. Tam było najwięcej elementów, które trenujemy, udało nam się zrealizować najwięcej założeń i szkoda tylko, że byliśmy tacy nieskuteczni oraz że zabrakło nam cwaniactwa przy tej bramce, którą straciliśmy. Co do meczu z Koroną, to zagraliśmy skutecznie w defensywie i ofensywie, bardzo fajnie wyprowadzaliśmy akcje i je kończyliśmy, natomiast jeśli miałbym być szczery, to takiego najlepszego meczu moim zdaniem jeszcze nie zagraliśmy. Co do złego spotkania nie wskazałbym takiego, natomiast powiem, że chciałbym unikać takiej gry w drugiej połowie, jaką zaprezentowaliśmy w meczach z Termaliką i Pogonią przy Słonecznej.

Coś trenera zaskoczyło w bliskim kontakcie z ekstraklasą?

- Nie można mówić o zaskoczeniu. Do tej pory ekstraklasę oglądałem głównie z trybun czy w telewizji. Z perspektywy murawy widać więcej, dziś jestem bogatszy o doświadczenie w kontekście oceny piłkarza czy zespołu, musiałem się tego szybko nauczyć i z każdą kolejką moja wiedza była większa. Wydawało się, że znam te ligę, a później okazywało się, że muszę się sporo jeszcze nauczyć.

Jagiellonia po 21 kolejkach, to już zespół trenera Mamrota?

- W grze defensywnej na pewno tak, w ofensywie, to cały czas idzie do przodu. Cały czas jednak nie jest to jeszcze to, czego w pełni oczekuję. Na to jednak potrzeba czasu, żebyśmy mogli utrwalić sobie pewne schematy i złapać większą stabilizację. Mam pomysł na jeszcze kilka rzeczy, które chce wdrożyć w okresie przygotowawczym. Na pewno gramy inaczej, podkreślam, nie mówię, że lepiej, na pewno inaczej, ale cieszę się, że zawodnicy tak szybko to łapią.

Może trener wymienić przynajmniej jedną rzecz, której możemy się spodziewać zimą?

- Mam pomysł na to, żeby wprowadzić drugi system oraz by płynnie zmieniać go w trakcie meczu. Dobrym przykładem jest Zagłębie Lubin, które zaczęło u nas czwórką z tyłu, później przeszło na trzech, a to na chwilę dezorganizuję grę przeciwnika, który musi się szybko przedstawić. Na pewno oprócz innych rzeczy, które chce dopracować, to chcemy wypracować drugi, konkurencyjny system gry.

Co do personaliów, jak wielu zmian potrzebuje zespół, żeby utrzymać się w miejscu, w którym jest, a być może powalczyć o coś więcej?

- Zakładamy, że nikt nie odchodzi?

Tak.

- Widzę w zespole dwie zmiany, nie będę ukrywać, że chodzi o Zygmunta Gordona i Dmytro Chomczenowskiego. Fajnie, jakby w ich miejsce przyszło dwóch zawodników, którzy zwiększyli by rywalizację. Mowa o zawodnikach na te same pozycje. To byłoby optymalne rozwiązanie. Jeśli chce się podnosić poziom zespołu, to wymienia się piłkarzy, którzy mniej grali. Większy problem jest natomiast w momencie, gdy odchodzą z zespołu ważne ogniwa. Wówczas potrzeba więcej czasu by ich zastąpić, ale to jest już inny temat.

Jak wygląda sytuacja wypożyczonych?

- Na pewno wraca Dawid Szymonowicz, reszta chłopaków zostaje na wypożyczeniach. Potrzebują jeszcze gry, to są młodzi chłopcy.

Aktualna sytuacja w tabeli pobudza wyobraźnię? Czy jednak zachowuje trener zimną głowę?

- Na pewno zachowuje spokój. Nie podpalamy się, gdyż takie myślenie powoduje, że zespół po jednym czy dwóch niepowodzeniach traci motywację i zaczynają się problemy. Nie chce wyjść na człowieka, który nie zagląda w tabelę. Mamy czwarte miejsce i tyle punktów, co wicelider. Wszystko jeszcze wiele razy się będzie zmieniało. Na pewno po meczu Legii z Wisłą Płock musimy zmienić zdanie dotyczące tego, ile punktów potrzeba będzie do miejsca w pierwszej ósemce. Ta granica idzie w górę. Najpierw chcemy zapewnić sobie miejsce w górnej części tabeli. Później, jako że jesteśmy ambitni, będziemy wyznaczać sobie kolejne cele. Zespół jest doświadczony walką z poprzedniego sezonu, chcemy to wykorzystać i kontynuować, by później myśleć o czymś więcej.

Zobacz również