(RECENZJA) Balladyna. Reality Show

Teatr. Scena i widownia. Wszystko zamienia się we wnętrze studia filmowego, gdzie właśnie za chwilę będzie realizowany na żywo telewizyjny show. Widownia powoli zapełnia się publicznością. Część widzów jest wyraźnie podekscytowana...

fot.Bartek Warzecha - źródło Teatr Dramatyczny

fot.Bartek Warzecha - źródło Teatr Dramatyczny

Po scenie i widowni od początku kręci się dwóch pracowników. Widać, że oni tu rządzą - pilnują ustawienia kamer, świateł, mikrofonów. Oni też ustalają z publicznością zasady "dozowania" aplauzu. Reakcja publiczności ma być spontaniczna, ale wyłącznie na dany sygnał. Po chwili dowiadujemy się, że tych dwoje dba również o dźwięk i muzykę - przez cały program zza konsolety sterują tym, co dzieje się na scenie i tym co leci z mikrofonu.

Bohaterką reality show jest elegancka, wyniosła, lecz smutna kobieta, która po krótkiej, rzeczowej zapowiedzi prowadzącego program, zaczyna zwierzenia ze swojego życia. To Balladyna - kobieta która zdobyła władzę przez krew, kłamstwa i krzywdę - sprawca i uczestnik lawiny nieszczęść. Bohaterka opowiada zarówno na żywo ze sceny, ale widzimy również przebitki z jej zwierzeń, nagrane wcześniej i wyświetlane na wielkim ekranie w głębi studia. Realizatorzy show pokazują też nam scenki z jej życia. A wszystko rozpoczyna występ gwiazdy disco, czyli Grabca vel Grabiątka, który podbija nie tylko serca publiczności ale i chłodne serce szefowej tego całego interesu medialnego - Goplany.

I tak rozpoczyna się w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku opowieść o smutnym i nieszczęśliwym życiu Balladyny, która okazuje się być zabójczą siostrą, niewdzięczną córką, zdradliwą żoną, nieszczerą kochanką i okrutną panią. To opowieść zakończona sceną, w której Balladyna, przed publicznością, na żywo, dokonuje osądu złych czynów i wydaje wyrok na ich sprawców, a ona oraz my, czyli publiczność, doskonale wiemy, że winną tego całego zła jest właśnie ona - Balladyna, i tylko czekamy aż wyda sprawiedliwy i równie okrutny wyrok na samą siebie.

Nieistotne jest gdzie i w jakich czasach toczy się życie Balladyny. Czy będzie to średniowiecze, oświecenie czy współczesność. Wymowa opowieści jest aktualna w każdym czasie, a towarzyszące ludziom emocje w zasadzie w każdej epoce identyczne. I tym właśnie kierowali się twórcy białostockiej adaptacji dramatu Juliusza Słowackiego, lokując całą historię w telewizyjnym studiu, gdzie można wykreować różne realia i epoki, przenieść akcję umownie do odległych czasów króla Popiela albo umiejscowić w epoce baroku i podać widzom w przerysowanym, można nawet powiedzieć, lekko zdegenerowanym obrazie. To, w jaki sposób realizatorzy pokażą nam sceny z życia Balladyny, zależy od scenariusza. A ten scenariusz, na polecenie szefowej całego telewizyjnego interesu, tajemniczej Goplany, szczegółowo realizują jej niezwykle utalentowani asystenci, Skierka i Chochlik, których wszędzie pełno i na wizji i na fonii. Pilnują kamer, kabli, mikrofonów, dbają też o zgodną ze scenariuszem reakcję publiczności oraz o odpowiednie na dany moment emocje, sterowane muzyką i umiejętnie wplecionymi piosenkami. Scenki z życia Balladyny wydają się być specjalnie wykreowane na potrzeby naszego reality show, a o tym, co się wydarzyło, jak i dlaczego, dowiadujemy się zlepiając te sceny, pokazane nam niekoniecznie z zachowaniem chronologii. Dokładnie tak, jak we współczesnych obrazach, gdzie informacje i emocje dozowane są przemyślnie, nie zawsze w odpowiedniej kolejności, a całość historii dopiero na koniec spinana jest klamrą w postaci efektownego albo zaskakującego finału.

Reżyser reality show o Balladynie, pokazując nam te przeróżne sceny, umiejscowione w różnych epokach, w stylizowanych na tamte czasy kostiumach, nawet nie próbuje ukrywać, że to są tylko przebrania, czasami nawet wręcz przerysowane czy karykaturalne, a sceny i postaci - umowne. Na przykład Kirkor, wypowiadający z atencją i z pozoru bardzo poważnie swoje kwestie o wyborze żony, ubrany w ciężką kolczugę i dzierżący w dłoni miecz, a jednocześnie z takim współczesnym błyskiem w oku, przekazujący pozawerbalne pytanie - patrzcie jak fajny ten Kirkor, nie? Albo goście uczty u Pani Balladyny, przebrani w barokowe suknie i peruki, kiwający się rytmicznie zza stołu jak kukiełki. Czy Grabiec w koronie Popiela, wygłaszający swe irracjonalne, ale bardzo dwuznaczne "królewskie" zarządzenia, balansując na kiwającym się stole biesiadnym. Myślę, że z założenia reżysera wszystkie postaci z tej opowieści mają nam sugerować już z góry zaplanowany pewien do nich stosunek - jak to w mediach - gdzie sposób przedstawienia postaci może wywołać w widzach "spodziewany" przez twórców odbiór. To właśnie fenomen telewizji - narzędzia, którym można sterować i informacją, i wizerunkiem.

W naszym show tak naprawdę rządzi Goplana, pojawiająca się na żywo tylko kilka razy i to głównie gdzieś z zaplecza, ale widoczna prawie cały czas w postaci wielkiej projekcji wyświetlanej na ścianach studia - kobiety w karminowym garniturze z głębokim dekoltem, popijającej czerwone wino, z lekkim ironicznym uśmieszkiem na twarzy - tej wielkiej nieobecnej, lecz wszechmocnej szefowej. Albo miłość Goplany - Grabiec - oryginalnie prostak, cham i wieśniak, tu jest gwiazdorem disco w cekinowym stroju, dający niezły popis wokalno-taneczny, śpiewający jak gdyby nigdy nic rymy Słowackiego do muzyki opartej na jednym prostym akordzie. A publiczność szaleje!

Mamy też bardzo ciekawie ukazane postaci Matki i Pustelnika - to bohaterowie ubrani w zgrzebne szarobure szaty, udające ubiory sprzed tysiąca lat - na dodatek aktorsko również umiejscowieni jakby w poprzednich epokach. Świetny zabieg reżyserski, który pokazuje różnicę pokoleń, nawet w sposobie wypowiadania kwestii aktorskich. Starsi zawsze będą postrzegani przez młodzież jako "nie na czasie", a choćby nie wiem jak starszy się wysilał, jego ubiór, mowa, zachowanie będą dla młodszego "oldschoolowe". I takie właśnie retro są te dwie postaci w zestawieniu z pozostałymi. Za to Alina, pomimo równie zgrzebnej szaty i prasłowiańskich sandałów, jest postacią niezwykle współczesną i świetnie oddaje charakter młodego pokolenia - przemądrzałość, arogancja, zbytnia pewność siebie, uszczypliwość i złośliwość, a wszystko to z pięknym niewinnym uśmiechem na twarzy. Brawa dla Uli za świetną kreację tej postaci, tak bardzo autentyczną, że momentami zaczynamy usprawiedliwiać Balladynę i rozumieć, dlaczego to siostra nie kocha siostry i nie życzy jej zbyt dobrze.

Większość postaci zagrana jest bardzo dobrze, i zgodnie z odpowiednią hierarchią, wiemy, kto jest na scenie najważniejszy i kto jaką wizję reżysera realizuje. Tytułowa Balladyna to rola wymarzona dla Justyny Godlewskiej. I to się czuje - nawet wtedy gdy po spektaklu, podczas rozmowy z widzami, opowiada o tej postaci. Robi to z tak wielką pasją, jakby Balladyna przeniknęła do jej umysłu. Szczególnie przejmujące są monologi bohaterki, nagrane wcześniej i wyświetlane na ekranie w głębi sceny. Mam wrażenie, że zamysł reżysera był taki: oto ona Balladyna, stoi przed wami w pełnym świetle, wyostrzającym wszystkie szczegóły, bez okrycia, bez maski, bez pozy - zła, ale piękna, szczera i przerażona, otwierająca przed wami zakamarki swej duszy. Teraz właśnie dowiecie się całej prawdy. I rzeczywiście żeby poznać całą prawdę o Balladynie musimy sobie sami ją skleić, z tych wszystkich scenek i obrazów, do tego dodać własne emocje i doświadczenia i dopiero wtedy wysnuć osobiste wnioski.

Twórcy białostockiej Balladyny nie sugerują nam żadnego osądu, nie stawiają się po żadnej ze stron, tym bardziej też nie sugerują nam do jakich postaci czy faktów z naszej aktualnej rzeczywistości możemy odnieść tę historię. Pokazują nam tylko, do czego może doprowadzić manipulowanie przekazem informacji i odpowiednie sterowanie emocjami. Pokazują nam wymykające się spod kontroli fakty, którymi w którymś momencie już nie daje się w żaden sposób kierować. Gdzie wszystko może potoczyć się inaczej niż zapisaliśmy w scenariuszu. Gdzie ludzkie życie i los może zależeć od błahego z pozoru wydarzenia. Tak jak w Balladynie, przecież cała historia potoczyłaby się inaczej, gdyby Grabiec nie odrzucił miłości Goplany.

W białostockim spektaklu zgubnym efektem tego potoku wydarzeń jest wojna - pokazana bardzo dobitnie i wywołująca w widzach realną grozę. Tu akurat twórcy zdobyli się na dosłowne i wyraźne ostrzeżenie - pokazując projekcje z dokumentalnych obrazów wojny - naloty bombowców, nacierających szturmowców i inne sceny wojenne z różnych światowych konfliktów zbrojnych. Ten właśnie moment jest najbardziej dosłowny i daje wyraźny przekaz. Tak jak inne z sceny możemy zinterpretować dość indywidualnie na swoje własne potrzeby i zgodnie z osobistymi poglądami i wartościami, tak te obrazy ukazujące grozę wojny będą przez wszystkich odebrane dosłownie - wojna to samo zło i najgorsze możliwe rozwiązanie.

Ja osobiście odebrałam przekaz twórców białostockiej Balladyny jako sygnał, jak znaczącą rolę pełnią dziś media, jak mogą kształtować rzeczywistość poprzez takie a nie inne jej pokazywanie. Jak łatwo można wykreować bohatera, który "pociągnie" nasz show i da nam oglądalność czy klikalność. Nieważne, jakie nasz bohater ma prawdziwe intencje, czy jest mądry i dobry, czy szalony, czy chory na władzę - ważne żeby się działo. Ale z drugiej strony to dzięki mediom możemy lepiej poznać i zrozumieć świat i ludzi, bez wychodzenia z domu. Najważniejsze to nie dać się zmanipulować i ogłupić, a informacje filtrować przez gęste sito rzetelnej wiedzy i rozumu.

Nie zawsze jednak da się poznać świat w domowym zaciszu. W przypadku historii Balladyny można przeczytać oryginalny tekst dramatu Juliusza Słowackiego, można obejrzeć archiwalne zapisy innych inscenizacji, można przeczytać relacje i recenzje prasowe i telewizyjne, ale to nie wystarczy. Jednak trzeba koniecznie z domu wyjść i zobaczyć spektakl w Teatrze Dramatycznym. Wtedy dopiero uniwersalny obraz postaci Balladyny i jej historii będzie kompletny.

Przeczytaj również zapowiedź spektaklu oraz obejrzyj relację z próby dla mediów:

Artykuł: Tragedia w studio filmowym: premiera Balladyny już w sobotę.

Relacja video z przygotowań.

fot.Bartek Warzecha / źródło Teatr Dramatyczny - scena z Balladyny

Juliusz Słowacki "Balladyna"

Teatr Dramatyczny w Białymstoku, Scena Duża

premiera 25/02/2017

Reżyseria, adaptacja - Katarzyna Deszcz

Scenografia - Andrzej Sadowski

Kostiumy - Andrzej Sadowski i Elżbieta Wysocka

Opracowanie muzyczne - Katarzyna Deszcz i Patryk Ołdziejewski

Wizualizacje - Krzysztof Kiziewicz

Inspicjent - Jerzy Taborski

Obsada:

Urszula Mazur (gościnnie)

Leszek Żukowski (gościnnie)

Danuta Bach

Justyna Godlewska-Kruczkowska

Arleta Godziszewska

Krystyna Kacprowicz-Sokołowska

Agnieszka Możejko-Szekowska

Jolanta Skorochodzka

Monika Zaborska-Wróblewska

Bernard Bania

Krzysztof Ławniczak

Patryk Ołdziejewski

Sławomir Popławski

Piotr Szekowski

Marek Tyszkiewicz

Franciszek Utko

Terminy spektakli:

- 25 lutego o godz. 18.00 (Premiera)

- 26 lutego o godz. 19.00 (Premiera akademicka)

- 28 lutego o godz. 10.00 (spektakl dla szkół)

- 1 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 2 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 3 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 4 marca o godz. 19.00

- 5 marca o godz. 17.00

- 7 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 8 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 14 marca o godz. 10.00 (spektakl dla szkół)

- 15 marca o godz. 10.00 (spektakl dla szkół)

- 16 marca o godz. 10.00 (spektakl dla szkół)

- 22 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 23 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 31 marca o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 1 kwietnia o godz. 19.00

- 2 kwietnia o godz. 19.00

- 4 kwietnia o godz. 11.00 (spektakl dla szkół)

- 5 kwietnia o godz. 9.00, 11.30 (spektakl dla szkół)

- 6 kwietnia o godz. 9.00 (spektakl dla szkół)

http://dramatyczny.pl/spektakl/balladyna/

zdjęcia w galerii - autor Bartek Warzecha / źródło Teatr Dramatyczny

więcej zdjęć

Galeria

Zobacz również