Ostatki w białostockim klubie M7

Klub M7 na nowo zyskuje rzesze fanów. Można śmiało powiedzieć, że klub M7 na nowo rośnie w siłę.

Źródło: M7 CLUB

Źródło: M7 CLUB

- Nie przeszkadza mi to, że nie grają muzyki disco polo, choć ją lubię. Za moich czasów studenckich też nie grali. Była to po prostu muzyka klubowa. Ważne, żeby była to muzyka na topie, na czasie - opowiada Przemek, uczestnik zabawy w M7.

Ostatkowy wieczór udowodnił, że klub tętni życiem. Przedział wiekowy klubowiczów odwiedzający M7 jest szeroki. Ponad połowa bawiących się w sobotę osób, zdecydowała się na wcześniejszą rezerwację miejsc. Z relacji uczestników wynika, że świadomie wybrali właśnie M7. Jedni z sentymentu, inni po to, aby mieć komfort zabawy. Znaleźli się też i tacy, którym zabawa w M7 była częścią imprezy urodzinowej.

- Wybrałam M7, dlatego, że w kilku innych klubach będzie dzisiaj bardzo dużo osób, ze względu na ostatki. Tutaj na pewno przyjdzie sporo klubowiczów, ale nie będzie aż tak strasznie tłoczno i będę mogła się swobodnie bawić - opowiada z kolei Ewelina Maciejczuk, bawiąca się w klubie.

- Zawsze witałem w M7 na studenckie czwartki. Za moich czasów M7 królowało. Wszyscy studenci, właśnie we czwartki uderzali tutaj, głównie ze względu na dwa oddzielne parkiety, gdzie była niezwiązana ze sobą muzyka i dobre promocje na barze. Dziś jestem miło zaskoczony frekwencją. Czuję się, jak w taki typowo studencko-czwartkowy balet, gdzie zawsze w M7 były najgrubsze imprezy - opowiada Przemek Zawistowski.

Dodatkowym atutem ostatkowej imprezy były darmowe wejściówki do godz. 22, po wcześniejszym dołączeniu do wydarzenia na facebookowym profilu. Lista zamykała się o 20:30. Z takiej możliwości skorzystało bardzo wielu chętnych. 

Zobacz również